Obserwacje wizualne czy astrofotografia? O zgniłych kompromisach i wyborze kierunku kompletowania sprzętu

Obserwacje wizualne czy astrofotografia? A jeśli astrofotografia, to jaka? Szeroko-kadrowa? Planetarno-księżycowa? Mgławicowa? Kiedy już wiadomo, że bakcyl astronomiczny zaczął siać przyjemne spustoszenie w naszej głowie i niebawem będzie siał spustoszenie w naszym portfelu, bywa, że nowicjusz chciałby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Początkującym często marzy się bowiem sprzęt do wszystkiego: taki, aby dużo można nim było zobaczyć, jednocześnie taki, który będzie dawał duże możliwości w astrofotografii. Oczywiście wszystko przy rozsądnych i przeważnie niewygórowanych nakładach finansowych. To zresztą zrozumiałe, w końcu przy sprzęcie za cenę odpicowanego samochodu to każdy nadziany kretyn może powiedzieć debiutantowi, że ma sprzęt do wszystkiego i niech się nie pyta o porady póki nie będzie miał tyle co on szmalcu, bo inaczej się nie da. Nie da się? Niezupełnie, choć słowem-kluczem niestety będzie tu "kompromis", a dlaczego niestety i dlaczego kompromis, dojdziemy za kilka akapitów.

Mieć teleskop bogaty w możliwości obserwacji, mający nie mniejsze osiągi w astrofotografii, a przy tym maksymalnie tani, do 1000, góra 1500 PLN. Na wstępie wypada uczciwie zaznaczyć, że nie u wszystkich debiutantów taka mutacja bakcyla astronomicznego się przejawia, choć sądząc po wypowiedziach na forach w działach porad o pierwszą optykę czy w korespondencji jaką zdarza się mi czytać od początkujących, nie skłamię jeśli stwierdzę, że jest to jednak dość częsty objaw. U każdego rozwój tego hobby przebiega inaczej, ale jeśli już nowicjusz decyduje się na zakup pierwszego sprzętu obserwacyjnego, to naturalnym odruchem jest jego dążenie do takiego produktu, który zaspokoi jak najwięcej potrzeb. A potrzeby - jak to potrzeby u nieobytej jeszcze z tematem osoby - bywają albo niesprecyzowane, co jeszcze nie jest tutaj wielkim utrudnieniem, albo bywają bardzo różnorodne, uwzględniając zarówno chęć ujrzenia tego nieba jak najlepiej, przy możliwości wygodnego i łatwego fotografowania wszystkiego, w co się wpatrujemy przy obserwacji bezpośredniej.

Jakie wówczas najczęściej słowa padają od strony doradzającej? Najczęściej o konieczności ustalenia priorytetów, aby jednak spróbować ocenić, co dla danego nowicjusza jest kluczowe, a z jakich celów może - przynajmniej tymczasowo, zrezygnować. Słowem - na ogół sugerowane jest zdecydowanie się konkretnie na pójście w jedną lub drugą stronę - obserwacji wizualnych lub astrofotografii, bo decydując się na budżetowy sprzęt do wszystkiego kupuje się de facto sprzęt do niczego. Może to zbyt stanowcze stwierdzenie z mojej strony, ale tak właśnie uważam: jeśli sprzedawca usiłuje mi wmówić, że dany produkt nadaje się po trochu do pierwszego i po trochu do drugiego celu, to w gruncie rzeczy jest to produkt do niczego, bo w każdym zadaniu, zarówno przy obserwacjach wizualnych jak i astrofotografii możliwości będę miał jednak ograniczone.

Dlatego też stwierdziłem "niestety" we wstępie przy okazji napomknięcia o ewentualnych kompromisach. O nich jeszcze za chwilę. Pójście na kompromis przy poruszaniu się w budżetowych sprzętach zawsze będzie oznaczało ograniczanie możliwości sprzętu w obu tytułowych dziedzinach naszego hobby, zawsze i bez wyjątku - im szybciej nowicjusz przyjmie to do wiadomości, tym prędzej uchroni się przed częstszymi i niepotrzebnymi wydatkami. Tak jak jestem zwolennikiem definicji uprawiania polityki jako sztuki unikania kompromisów, tak tu również przeważnie namawiam początkujących do zrezygnowania z półśrodków i nie zawierania kompromisów na rzecz sprzętu, który "po trochu pozwala na wszystko". Nie uznaję takiego stwierdzenia - po postawieniu celu realizuję go jakimś rozwiązaniem oceniając je jako dobre albo jako złe - i tyle.

Podobnie jak przy polityce uprawianej jako sztuce unikania kompromisów, również tutaj postawienie sobie określonego celu i dążenie do niego bez półśrodków jest zadaniem trudnym, a dla napalonego nowicjusza wręcz ocierającym się o niewykonalność. Szczęśliwie jest w kategoriach budżetowych kilka propozycji sprzętu, który w większym lub mniejszym stopniu można od biedy nazwać "uniwersalnym" i który nie rzadko bywa wybierany przez początkujących miłośników astronomii stawiających zarówno na obserwacje jak i astrofotografię, ale po pierwsze na swojej uniwersalności każdy z nich mocno traci w obu zadaniach, a po drugie nie jest moją intencją tworzyć wpisu zawierającego listę względnie uniwersalnych teleskopów by je polecać. Moją intencją jest nakreślenie dlaczego takie rozwiązania są zgniłe, dlaczego są niewskazane i dlaczego stojąc przed murem z napisem "wybierz kompromis" - warto jednak zdecydować się na pójście obok w jednym lub drugim kierunku aby nie rozwalać tego muru swoją głową.

Od czego zależą nasze możliwości w obserwacjach wizualnych? W największe mierze od średnicy obiektywu/zwierciadła głównego teleskopu. W im większej średnicy teleskop się zaopatrzymy, tym więcej obiektów w bardziej szczegółowym wydaniu będziemy mieli szansę dostrzec. Co z kolei warunkuje sukces w astrofotografii? Owszem, średnica jest tutaj ważna, ale nie w takim stopniu co przy obserwacjach - to na co przede wszystkim zwraca się tu uwagę to montaż - ciężki, stabilny, równikowy pozwalający na stosowanie długoczasowych ekspozycji lub w przypadku fotografii planet na długie utrzymywanie obiektu w polu widzenia przy dużych powiększeniach i niewielkiemu zaangażowaniu w prowadzenie teleskopu ze strony obserwatora. Mało tego, nie potrzeba nawet teleskopu by z podstawowym montażem równikowym osiągać dobre rezultaty w astrofotografii szeroko-kadrowej (np. z samą lustrzanką). Brnąc w astrofotografię wcale nie potrzebujemy dużej średnicy tub optycznych, gdyż nawet z niewielkimi teleskopami matryce lustrzanek będą współpracować lepiej, ukazując więcej niż zobaczą nasze oczy bezpośrednio w sprzęcie znacznie większym. Także z uwagi na większą masę dużych teleskopów w astrofotografii dominują niewygórowane średnice, które mogą być wieszane na budżetowych, acz rozsądnych już montażach bez obaw o utratę stabilności czy zbyt słabą dokładność prowadzenia.

Najczęściej wybierany budżetowy kompromis między obserwacjami wizualnymi a astrofotografią kontra osławiona Synta 8. - seria porównań
Najczęściej wybierany budżetowy kompromis między obserwacjami wizualnymi a astrofotografią kontra osławiona Synta 8 - seria porównań.

Pierwszy z brzegu przykład teleskopu określanego jako "uniwersalny" pod kątem obu tytułowych dziedzin - Newton 150/750 z montażem równikowym EQ-3. Gdyby naprawdę zmuszał mnie ktoś do zawarcia jakiegoś zgniłego kompromisu, padłoby właśnie na ten zestaw. Jego uniwersalność deklarowana jest na podstawie niezłych już możliwości w obserwacjach wizualnych jak i dobrym punkcie wyjścia do dalszej rozbudowy w razie zachorowania na astrofotografię mgławicową. Mamy tu 15-cm średnicy zwierciadło, które w połączeniu z lustrzanką (tę posiadać tu należy) pozwoli nałapać wiele słabego światła; mamy niewygórowaną ogniskową zapewniającą duże pole widzenia i nie za duże powiększenia, jak i pierwszy z serii montaż równikowy, który posiada miejsce na zamocowanie tzw. lunetki biegunowej (sprzedawanej osobno) do dokładnego zorientowania względem nieba i wyposażenia w napęd (jedno lub dwuosiowy, sprzedawany osobno) do śledzenia obiektu i utrzymywania go nieruchomym w polu widzenia gdy będzie on naświetlany w trakcie zbierania materiału. W przyszłości zawsze można powiesić tę tubę na solidniejszym montażu równikowym, pozwalającym na stosowanie dłuższych ekspozycji bez przesunięcia obiektu w trakcie śledzenia, a także dokupywać do niej inny osprzęt wnoszący poprawę do uzyskiwanych zdjęć: korektor komy, maskę Bahtinova, filtry barwne, wąskopasmowe, drugą małą tubę jako guider dla dokładniejszego prowadzenia czy co tam dusza jeszcze zapragnie. Na sam początek wydatek rzędu 1400-1500 zł zakładając brak dalszych zakupów do astrofotografii, a skupienie się póki co na samych obserwacjach wizualnych.

Tyle, że za kompromisy zawsze trzeba płacić, wszak są one dobrowolną rezygnacją z własnych celów dla osiągnięcia jedynie częściowego i wątpliwego sukcesu. Dzięki krótkiej 750-cio mm ogniskowej mamy teleskop, który nie pozwoli nam na stosowanie dużych powiększeń przydatnych w obserwacjach planetarno-księżycowych (cały czas mówimy o sytuacji tuż po zakupie przy pustej domowej szafce z innymi akcesoriami do obserwacji). Za sprawą stosunku 1:5 dzięki krótkiej ogniskowej wobec 150-cio mm średnicy zwierciadła otrzymujemy teleskop światłosilny (czy "jasny" jak to niektórzy nazywają) wymagający zastosowania okularów o lepszej korekcji optyki, czytaj droższych niż zestawowe, dla korzystnych obrazów w obserwacjach bezpośrednich, bo te zestawowe mogą działać różnie w zależności od obserwatora. Jeden przymknie oko na wszystkie wady, jakie taki okular w światłosilnym teleskopie wprowadzi do obrazu, drugi rzuci mięsem, że "gówno widać", a trzeci zejdzie na zawał myśląc, że cały odłożony szmalec poszedł na zepsuty sprzęt. Przede wszystkim jednak musimy żyć ze świadomością, że za połowę ceny tego teleskopu moglibyśmy być posiadaczami Newtona 200-stu mm średnicy, tej osławionej słusznie Synty 8", która wspomnianego 150/750 pobiłaby brutalnie w kwestii możliwości obserwacyjnych, tak pod kątem obserwacji obiektów mgławicowych dzięki większej o 50 mm średnicy zwierciadła jak i planet czy Księżyca dzięki znacznie dłuższej ogniskowej (1200 mm) zwiększającej wyraźnie zakres stosowalnych powiększeń - a jakby mieć szczęście i dobrze poszukać byłyby i szanse w tym budżecie na używaną 10-tkę, która jest już całkiem pokaźną krową. Nie daje ona wprawdzie mleka, ale opadów szczęki może obserwatorowi dostarczyć co niemiara. Znowu dowolna Synta na montażu Dobsona (nie bawiąc się w rozwiązania typu platforma paralaktyczna) byłaby nokautowana przez mniejszego brata na EQ-3 przy fotografii mgławicowej.

W podobny sposób można by się wymieniać przewagami jednego sprzętu nad drugim w każdym dosłownie pojedynku zestawiającym do wyboru dwa teleskopy o odmiennych zastosowaniach. Każdy sprzęt ukierunkowany na obserwacje wizualne będzie rodził mnóstwo trudności osobom, które będą chciały wykorzystać go w astrofotografii. W odwrotnym kierunku również ta zasada działa, co widać na powyższym przykładzie, a dodatkowo zawsze będzie dawała o sobie znać świadomość, że przy znacznie niższych nakładach finansowych widzielibyśmy tego nieba na własne oczy i więcej i wyraźniej w sprzęcie o znacznie większej średnicy. Owszem - byłoby to za cenę mniejszych możliwości w fotografowaniu, pytanie tylko ile z tych możliwości tak naprawdę bylibyśmy w stanie jako nowicjusze wykorzystać.

Odrzucając zamiar rozbudowywania teleskopu pod kątem astrofotografii, a skupiając się wyłącznie na obserwacjach wizualnych, pole manewru staje się znacząco poszerzone i ułatwione - wówczas musimy tylko rozważyć takie kwestie jak ewentualna mobilność, grupa obiektów najbardziej nas interesująca, miejsce obserwacji - słowem wszystko, o czym wspominałem kiedyś w pierwszym tekście poradnikowym. Prostą fotografię zawsze będziemy w stanie wykonać, a ciesząc się z możliwości w obserwacjach zawsze można w międzyczasie odkładać na nowy sprzęt ukierunkowany stricte na astrofotografię, gdyby naszła nas taka chęć.

Takie zdobywanie wiedzy praktycznej w obserwacjach i skupianie się tylko na niech daje też tę przewagę nowicjuszowi, że pozwala mu na lepsze obycie z obserwacjami w praktyce, eskapadami w terenie, wszystkim co wiąże się z taszczeniem ze sobą dużej ilości sprzętu w pole. Nie ma co ukrywać - debiutant nie ma i mieć nie może obycia z obserwacjami w praktyce. Może mieć pewne wyobrażenie, może mu coś tam świtać, ale kto nie próbował ten może się zdrowo zdziwić na ile dupereli trzeba zwracać uwagę gdy już na miejscu przygotowujesz się do działania i jakie duperele potrafią człowieka wybić z rytmu, gdy wydaje się, że już się jest w pełni gotowym. Drobnego osprzętu mnóstwo, jest ciemno, wszystkiego trzeba pilnować jak oka w głowie, każde małe gówienko łatwo zgubić, tym czasem przy zabieraniu się za astrofotografię przygotowań i osprzętu, na jaki trzeba uważać jest jeszcze więcej. Logistycznie i technicznie to zauważalnie wyższa szkoła jazdy w porównaniu do obserwacji wizualnych, co oczywiście nie znaczy, że te drugie są bezwartościowe - chodzi mi jedynie o zwrócenie uwagi, że debiutanta bez obycia w terenie, może nieźle zaskoczyć zabranie się od samego początku za astrofotografię, z odrzuceniem uprzedniego nabrania wiedzy i wprawy przy obserwacjach bezpośrednich.

Nie chciałbym też, aby ktoś to odczytał w taki sposób, że zniechęcam do pójścia w astrofotografię, broń Boże. Wiem, że każdy miłośnik astronomii lubi mieć swoje zdjęcie obiektu, ja również. Niezależnie od tego o jakim obiekcie mowa, jego fotografii w sieci jest od groma i nasza będzie tylko jedną z kolejnych. Nie ważne ile razy Księżyc czy galaktyka Andromedy została już sfotografowana przez innych, nie ważne, że moje zdjęcie może być niedoskonałe, nie ważne, że najpewniej zniknie w gąszczu tysięcy podobnych - ważne, że to zdjęcie będzie MOJE! - i to jest piękne, choć co zdumiewające wciąż zdarzają się na tym polu godni pożałowania plagiatorzy. Taką filozofię wyznaje wielu astroamatorów, jeśli nie wszyscy, którzy biorą na celownik dowolny obiekt zawieszony na firmamencie i to moim zdaniem się nigdy nie zmieni. Warto tylko zauważyć, że proste fotografowanie zawsze będzie możliwe nawet przy tym sprzęcie, który trudno nazwać ukierunkowanym na astrofotografię, jak i że pójście na kompromis może kończyć się tylko częściową satysfakcją z uzyskiwanych efektów w obu tytułowych zadaniach, podczas gdy twardo decydując się na jedną lub drugą drogę, z czasem okaże się, że o pełne zadowolenie będzie łatwiej.

Jeśli chodzi o mnie, jak dotąd nigdy nie miałem ciągotek do pójścia w bardziej zaawansowaną astrofotografię mgławicową. Lubię wyjść z aparatem pod nocne niebo, ale jeśli już to dla uwiecznienia szerokich kadrów, z samym statywem, na krótkich ogniskowych, np. przy okazji wszelkich koniunkcji z elementami przyrody, krajobrazu, a w przypadku dłuższych ogniskowych, np. przy okazji obserwacji Księżyca, Słońca, zaćmień, głównie dla dokumentacji i spamiątkowania swojej kolejnej sesji obserwacyjnej, nie zaś po to aby odstawiać zdjęcia jakie miałbym słać gdziekolwiek licząc na ich sprzedaż za pokaźne sumy. Od początku stawiam na doznania wizualne w czasie bezpośredniej obserwacji - zauważenie drobnych detali w jakiejś mgławicy czy ujrzenie kolejnego słabego obiektu zawsze wywołuje u mnie silniejsze emocje i przyjemniejsze przeżycia od wykonania choćby nie wiadomo jak bardzo udanej fotografii.

Nie każdy oczywiście musi propagować takie podejście - i fajnie, pod warunkiem, że jest świadom swojej decyzji. Świadomość: sprawa najważniejsza - nowicjusz decydujący się na kompromisy w kategoriach budżetowego sprzętu musi pamiętać, że za ich cenę rezygnuje z wielu walorów, jakie byłyby osiągalne przy obraniu jednej konkretnej drogi dającej w gruncie rzeczy mniejszy ubytek finansów.

A jeśli ktoś należy do jeszcze innej (bo ku mojemu niezrozumieniu jest i taka), bardzo wąskiej na szczęście grupy początkujących, którzy kierują się, o zgrozo - wyglądem danego zestawu teleskopowego "żeby był ładny" - temu nie polecam ani rozbudowywania możliwości obserwacyjnych przez zakup innych okularów czy filtrów, ani nabywania akcesoriów astrofotograficznych, bo skupiając się na zewnętrznej estetyce swojej rury i mówiąc jej "Ach, jakaś ty piękna, moja ruro" żadnego z tych produktów nie doceni. Takiemu jegomościowi mogę zasugerować jedynie zakupienie jakichś płynów i ściereczek żeby jego "ładna tuba" ładną i czystą pozostała. Są w ofertach sklepów astronomicznych produkty do czyszczenia optyki, do reszty - jakiś płyn i szmatkę znajdzie w sklepie chemicznym, wówczas "ładny teleskop" nowicjusz będzie mógł tak elegancko wyglancować i wypucować, że będzie on na środku pola w promieniach Księżyca świecić jak psu jajca, wywołując tym samym dozgonny podziw i szacunek wśród lokalnej zwierzyny.


  f    t    yt   Bądź na bieżąco z tekstami, zapowiedziami, alarmami zorzowymi i wiele więcej - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebookuobserwuj blog na Twitterzesubskrybuj materiały na kanale YouTube lub zapisz się do Newslettera.

Komentarze

  1. Słowem pisanym to operujesz wybornie. Znakomity tekst. Masa fachowych wskazówek i kupa śmiechu.

    Dzięki rozwalającemu finałowi tak mnie w sumie naszło wspomnienie. (też nie wiem jak można oceniać teleskop przez pryzmat wyglądu, ale może to też zależy od płci? może to jakoś odwrotna sytuacja do samochodów?). Miałem z taką sytuacją do czynienia jak swego czasu udałem się wybadać jeden model do salonu ze swoją siostrą, która nie spoglądała na dane techniczne teleskopów tylko mówiła (nie dosłownie, ale coś w tym stylu) -Spójrz, ten jest nawet ładny. Może taki się nada? :D

    Robert

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki.
      Co do Twoich przemyśleń w kwestii płci - nie wiem jak jest, ale to całkiem ciekawa myśl. Chociaż z tymi samochodami to też można by pewnie dyskutować różnie z różnymi osobami, jeden wsiądzie do wszystkiego jeśli tylko dostałby gwarancję braku jakichś bardziej poważnych problemów z eksploatacją, drugiemu coś takiego przez myśl by nie przeszło...

      Usuń
  2. Ja bym do tego dołożył jeszcze 3ci element: mobilność. Mieszkam w Siemianowicach z widokiem na Park Śląski (kiedyś było tu "moje" :) zdjęcie z zaćmienia księżyca ze Stadionem Śląskim i Osiedlem Tysiąclecia). I tak się cieszę, że południowy horyzont mam otwarty i przy ładnej pogodzie zimą całkiem dobrze widać Oriona a przez lornetkę nawet M42 ;) ale to by było na tyle. Więc dla mnie (totalnego amatora, który wzdycha do jakiejś jeszcze nie sprecyzowanej do końca tuby) liczy się mobilność... więc pewnie (kiedyś) zakupię jakiś refraktorek, który będę mógł spakować do plecaka i wybrać się gdzieś np. w Beskidy. Tak myślę.... ale może się mylę?
    Pozdrawiam
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mobilność - ważna sprawa, wielokrotnie widywałem jak ludzie na giełdzie odsprzedają duże, pokaźne w możliwości teleskopy na rzecz czegoś, co będą wykorzystywać częściej dzięki łatwiejszemu transportowi, nawet na pieszo/rowerem. Jeśli mobilność ta miałaby się liczyć przy zamierzeniu astrofotografii, to wówczas z tub zostawałby właściwie właśnie jakiś refraktorek około 80mm, najlepiej ED lub apochromat, chociaż przy poważniejszym fotografowaniu nawet z mobilnym refraktorem reszta osprzętu sprawić może, że jego mobilność przestanie być widoczna. Pozdrawiam

      Usuń
  3. No cóż ja na kompromis poszedłem... nie teleskopowymwle fotograficzny. Potrzebowałem sprzętu który:
    1 - będzie robił przyzwoite zdjęcia, z możliwością manualnej korekty.
    2 - będzie kręcił filmy bo to także było mi potrzebne
    3 - będzie jak najlżejszy jak najmniejszy bo podczas trzydziestokilemetrowej wędrówki każdy gram zaczyna nabierać masy.
    4 - będzie wytrzymały mechanicznie
    5 - będzie jak najtańszy.

    W efekcie mam hybrydę która:
    1 - robi przyzwoite zdjęcia ale manual to porażka
    2 - filmy kręci ale na nagraniu słychać pracę obiektywu
    3 - waży za wiele i za wiele miejsca w plecaku zajmuje, a na pasku dynda i pląta się z resztą oporządzenia.
    4 - trzeba na niego chudnąć i dmuchać bo błyskawicznie łapie wilgoć a uszkodzenia mechaniczne a obudowie szybko uczyniły zeń grata który wstyd wyjąć publicznie gdzie indziej niż w schronisku.
    5 - za tę cenę miał bym przechodzą ale w świetnym stanie lustrzankę, albo tanią małpę ale za to hermetyczną i w obudowie antyudarowej!

    Reasumując.
    Masz rację ale i tak mało kto Cię posłucha...
    To się syndrom Casandry nazywa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz. Znam ten ból o którym wspominasz... W sumie tak sobie myślę, że dobra hybryda nie jest zła, za mną też chodzi podobny zakup, ale zawsze mam na końcu jakieś opory. Jakiś czas mam potem spokój, ale prędzej czy później znowu zaczynam się zastanawiać... Jeśli dostrzegasz jeszcze jakiś walory wybranego rozwiązania które mimo wszystko czynią aparat w dalszym ciągu przydatnym to dobrze, najgorszy problem mogłoby dopaść gdyby naprawdę już żadnych plusów nie uznawać za czyniących aparat wartym trzymania w szafie. Wtedy zostaje znowu albo akceptacja skutków kompromisu i dalsza jako taka, pewnie burzliwa "współpraca"... albo sprzedaj dziada i zakup innego z nastawieniem na cele, których kompromis nie pozwolił osiągnąć (o ile byłyby ważniejsze od tych obecnie osiągalnych).

      Usuń
    2. Ponieważ o tej porze roku mamy sporo czasu ( cloudy nights), a przedstawione tezy Hawkeye’a są dyskusyjne, więc Uwaga! - będę polemizował.

      „Od czego zależą nasze możliwości w obserwacjach wizualnych? W największe mierze od średnicy…”
      No tak, rozmiar ma znaczenie ;-) Ale moim zdaniem nasze możliwości, tak w obserwacjach wizualnych jak astrofotografii, zależą w głównej mierze od jakości dostępnego nieba tj. stopnia light pollution. Pod dobrym niebem atrakcje czekają nawet na amatora uzbrojonego w skromny sprzęt. Wszystkie problemy sprzętowe, które w czasach mojej młodości były trudne lub nawet beznadziejne, teraz sprowadzają się tylko do kasy, którą zawsze można jakoś zdobyć lub oszczędzić, co najwyżej nie od razu. Nie wiem kto ma jaki sprzęt, ale wiem z góry jakie ma niebo tam gdzie mieszka. I wiem, że niestety coraz gorsze, statystycznie biorąc przeciętny Europejczyk ma niebo do du..y. Lepiej jest za naszą wschodnią granicą, np. na Ukrainie czy Białorusi, ale wątpię czy ktoś chciałby się zamienić..? Pozostają wyjazdy pod resztki w miarę ciemnego nieba, ale to też wymaga czasu, sił i pieniędzy.

      Ja mam w wielu sprawach podobnie jak Hawkeye, np. traktuję fotografię bez napinki, jako wzbogacenie obserwacji, głównie w celach pamiątkowo-dokumentalnych. A całe astro-hobby staram się trzymać finansowo na wodzy (choć to różnie bywa), bo mam świadomość że w moich warunkach obserwacyjnych to tylko zabawa. Co więcej wspieram każdą aktywność, która mnie odciąga od komputera, a ograniczam te które mnie przykuwają do ekranu. Już z tego tylko powodu odrzucam zaawansowaną astrofotografię. Ale każdemu kto marzy o astrofoto zalecam najpierw zapoznanie się z tematem – ile czasu, sił, pieniędzy i talentu wymagałoby tylko dołączenie do peletonu (nie mówiąc o wejściu do czołówki).

      Zawsze staram się unikać zgniłych kompromisów, ale co wtedy zostaje? Otóż zostają zdrowe kompromisy, ale jednak kompromisy, nic innego! Widzę czasem na forach sprzętowych zaawansowanych obserwatorów i astrofotografów, którzy ciągle wymieniają sprzęt i to nierzadko wysokiej jakości. Bezkompromisowość w otwieraniu sakiewki wcale nie chroni przed zmianami. Oznacza tylko większe pieniądze zamrożone w sprzęt i większe straty przy jego odsprzedaży.

      A jeśli ktoś chce kupować sprzęt „na wygląd” to cóż - jego pieniądze, jego sprawa. Prywatnie uważam, że prawie każdy w jakimś stopniu kieruje się wyglądem więc ma znaczenie. Oby tylko nie był jedynym kryterium zakupu.

      Usuń
    3. Dzięki za kolejny ciekawy głos. Skoro tezy dyskusyjne, to polemizujemy! :-)

      "Ale moim zdaniem nasze możliwości, tak w obserwacjach wizualnych jak astrofotografii, zależą w głównej mierze od jakości dostępnego nieba tj. stopnia light pollution."

      Można i tak, tylko że przy takim twierdzeniu pomijana jest kwestia sprzętowa, a nie taki był mój zamiar w rozważaniu zagwozdki sprzęt "pod wizual" kontra sprzęt pod astrofoto. Punkt wyjścia nakreślony we wstępie - czyli jest sobie nowicjusz, ma jakiś tam odłożony szmalec i nie ma problemu co i skąd obserwować, jest problem czy zacząć inwestować w sprzęt pod kątem wizuala czy astrofoto czy szukać kompromisu. Natomiast to co zacytowałem i dalsza część: "Pod dobrym niebem atrakcje czekają nawet na amatora uzbrojonego w skromny sprzęt..." - wszystko to prawda, z którą zgadam się w 100%, ale wydaje mi się że bardziej pasująca jest ona do innego tekstu i innego dylematu nowicjusza - w pojedynku sprzęt pod wizual kontra... sprzęt pod wizual! A więc to, co czy tak czy siak chcemy obserwować, ale pod kątem właśnie warunków obserwacyjnych, które zdeterminują grupę obiektów jakie będą nas interesowały najbardziej. Gdyby bowiem rozważać astrofoto, to moim zdaniem nie ma sensu wychodzić od zaświetlenia w powyższym rodzaju zagwozdki obojętnie czy ma to być poważniejsza fotografia mgławicowa czy planetarno-księżycowa bo: przy tej pierwszej jasnym jest, że do tego celu trzeba uciec pod czarne niebo i nic tego nie zastąpi, a przy drugiej - LP jest kwestią pomijalną nie mającą specjalnie wpływu na jakość zdjęcia Apeninów na Księżycu czy pasów w atmosferze Jowisza. Ba! Więcej - przy takim punkcie wyjścia (którego nie neguję, ale widzę w innym tekście) można pójść jeszcze dalej pisząc na przykład, że nasze możliwości zależą nie od zaświetlenia, tylko samozaparcia i zaangażowania - można by przecież mieć fatalne niebo za oknem, ale łatwy dostęp do dobrej miejscówki kilka(naście) km dalej, na którą wystarczyłoby się dostarczyć autem - czego jednak nie każdemu wciąż musiałoby się chcieć więc traciłby możliwości dobrych obserwacji mimo, że je właściwie posiada.

      Zdrowe kompromisy - to fajnie brzmi, ale... czy znasz takie? :-) Ja niestety, nie kojarzę. Jeśli znasz można by tu taki sprzęt przytoczyć i przedyskutować czy mógłby spełnić wymagania zdrowego budżetowego kompromisu lepiej od Newtona 150/750. Wspomniany Newton uważam za zgniły z przytoczonych w tekście względów, którego jak napisałem - dopuściłbym się tylko gdybym naprawdę został zapędzony w kozi róg. Zdrowe kompromisy może i istnieją, ale nie ma co ukrywać, są na ogół poza zasięgiem osoby początkującej (przy czym wcale nie mam na myśli jej sytuacji finansowej, ale choćby braku chęci poważniejszej inwestycji na sam start, co jest dla mnie w pełni zrozumiałe) - nie tylko przy astronomii amatorskiej, ale chyba w każdej dziedzinie.

      Usuń
  4. Docenienie roli jakości nieba w astro-hobby wcale nie oznacza pominięcia kwestii sprzętowych, a tylko uświadamia kluczowe kryterium jakie należy brać pod uwagę przy wyborze sprzętu.

    Taki punkt wyjścia, że „jest sobie nowicjusz, ma jakiś tam odłożony szmalec” i zastanawia się co kupić jest OK. Ale jeśli dodasz jeszcze założenie, że „nie ma on problemu co i skąd obserwować”, to sytuacja robi się czysto teoretyczna. Przeciętny nowicjusz MA PROBLEM z tym co i skąd obserwować, nawet jeśli sobie tego jeszcze nie uświadamia (jak to nowicjusz).

    Celowo zwracam uwagę na to, żeby przy zakupie sprzętu przede wszystkim brać pod uwagę:
    - jakie mamy niebo na co dzień;
    - jaką mamy determinację i możliwości wyjazdu pod lepsze niebo
    (czasowe, finansowe, komunikacyjne);
    Jest oczywiste, że taka refleksja będzie miała przełożenie na decyzje zakupowe.

    Jeśli ktoś mieszka tam, gdzie jest ciemno jak w du..e u murzyna, to jest sens myśleć o ciężkim stacjonarnym sprzęcie, który zapewni zarówno aperturę jak i stabilność. Kłopot w tym, że w takich regionach zwykle trudniej o dobrą pracę a więc i kasę na fanaberie. Jeśli jednak pomyśli i poczeka zamiast kupować co popadnie, to może sobie dozbierać i sprawić przyzwoity sprzęt np. Sky-Watchera poniżej 10 tys. zł. Może to być w jego przypadku zdrowy kompromis, a może nawet subiektywnie oceniać to jako podejście bezkompromisowe. Zwłaszcza jeśli bezkompromisowy sprzęt marki Takahashi i Losmandy leży poza granicami jego możliwości. Z kolei dla innego posiadacza sprzętu wartości nowego auta, sprzęt Sky-Watchera będzie wręcz zgniłym kompromisem… ale co z tego? Ważne żeby delikwent był zadowolony ze swoich własnych wyborów.

    Jeśli ktoś mieszka w dużym mieście i ma daleko do przyzwoitego nieba, to powinien pomyśleć o sprzęcie mobilnym, a także oszacować swoje siły i entuzjazm. Są i tacy co wożą ciężki sprzęt daleko, potem dźwigają, rozkładają, kolimują itp. Często jednak po paru razach początkowy entuzjazm słabnie i kolejny sprzęt wędruje na giełdę. Sprzęt średniej wielkości, ale jeszcze mobilny i prosty w obsłudze, może być dla kogoś takiego zdrowym kompromisem.

    „Zdrowe kompromisy - to fajnie brzmi, ale... czy znasz takie?”
    Chyba wszystkie moje wybory sprzętu astro, oczywiście poza zgniłymi kompromisami, tak właśnie oceniam. Przyznam się bez wstydu do posiadania aktualnie na stanie m.in. Newtona 150/750. Przypuszczam, że ty swoje wybory oceniasz podobnie tj. jako zdrowe kompromisy… a może jako zgniłe? Co więcej, najgorszymi błędami i pułapkami okazywały się czasem wybory bezkompromisowe. Amator niekoniecznie potrzebuje tego samego co profesjonalista.

    „można pójść jeszcze dalej pisząc na przykład, że nasze możliwości zależą nie od zaświetlenia, tylko samozaparcia i zaangażowania”.
    Całkowita racja, to miałem na myśli, ale lepiej to wyraźnie powiedzieć. Uświadomienie sobie tej gorzkiej prawdy nie leży może w interesie sprzedawców, którzy lubią podkręcać modę i gorączkę zakupów, ale jest w najlepszym interesie wszystkich astroamatorów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Markoniuszu, przepraszam, że z opóźnieniem, ale ostatnio byłem praktycznie odcięty od sieci.

      "Celowo zwracam uwagę na to, żeby przy zakupie sprzętu przede wszystkim brać pod uwagę... (...)".
      Pełna zgoda, znów napiszę, że tego nie neguję i w ogóle z tym nie dyskutuję! Ale jednocześnie znów powtórzę, że to nie miał być tekst o wyborze pierwszego sprzętu i elementarnych czynnikach, które należy brać pod uwagę planując pierwszy zakup astro-optyki, bo o tym już było w głównym wpisie poradnikowym - o tym, dla którego powyższy tekst jest tylko jednym z wielu uzupełnień i bynajmniej nie jedynym jaki nowicjusz ma przeczytać przed zakupem. Nie wiem z czego wynikła trudność w odczytaniu intencji wpisu i pierwszego zacytowanego zdania z tekstu, no ale mniejsza o to.

      "Przyznam się bez wstydu do posiadania aktualnie na stanie m.in. Newtona 150/750. Przypuszczam, że ty swoje wybory oceniasz podobnie tj. jako zdrowe kompromisy… a może jako zgniłe?"
      I prawidłowo, bo o żadnym wstydzie nie może być przecież mowy. (zresztą to dziwne sformułowane, bo jaki znowu wstyd i do jakiego zestawu? - nie widzę powodów by ktokolwiek i czegokolwiek musiał się na tym polu wstydzić, zwłaszcza gdy posiadany sprzęt przynosi zadowolenie w obserwacjach). A 150/750 to solidny zestaw o niemałych możliwościach, który jako jedyny na naszym rynku uważam za godzien polecenia w ramach szukania jakiegoś tytułowego kompromisu czyli ładnej wyjściówki do obserwacji wizualnych i niezgorszego startu do astrofotografii - dlatego też to on trafił do powyższego tekstu. Piszę o tym zestawie jako zgniłym kompromisie tylko w odniesieniu do sytuacji w stylu gdzie nowicjusz chcący czegoś więcej w obserwacjach od możliwości dawanych przez lustro 6" nie chcąc rezygnować z możliwości astrofotografii, za znacznie niższą cenę miałby sprzęt wyraźnie korzystniejszy w tym względzie (choćby Synta 8") dla każdego rodzaju obiektów - i tym podobnych sytuacjach, gdzie cele trudno byłoby pogodzić pomiędzy wspomnianymi rodzajami teleskopów.

      No i jeśli chodzi o mnie, to akurat nie doradzałbym w tekście postępowania, którego sam nie praktykuję. Od właściwie samego początku rezygnowałem z kompromisów idąc drogą, którą wprawdzie musiałem zapomnieć o wielu zaletach jakie dawałby jeden większy instrument, ale za to taką, którą pozwalała się skupić na głównym celu jaki sobie stawiałem (a więc obserwacji obiektów Układu Słonecznego, a w dalszej kolejności jaśniejszych DS "od święta" i samolotów bo i je lubię podglądać w pogodne dni) nawet za cenę nieporównanie większych możliwości jakie dawałyby inne bardziej uniwersalne sprzęty w wyznaczonym budżecie. Mógłbym stać się niegdyś posiadaczem większego w możliwości Newtona 8" zamiast EQ-3 i dwóch refraktorów każdy z przeznaczeniem do innego typu obserwacji, które mieściły się w budżecie, ale poszedłem w sprzęt, który chciałem i mogłem wykorzystywać częściej i efektywniej w warunkach jakie towarzyszą mi najczęściej - do czego swoją drogą utwierdziłem się przy okazji jednego ze zlotów gdzie była okazja do porównania jakości i komfortu obserwacji pomiędzy poszczególnym sprzętem. Innymi słowy - kupowałem w myśl zasady "najlepszy teleskop to ten najczęściej używany" zamiast zasady sugerowanej przez wielu brzmiącej "kup największy teleskop na jaki cię stać", którą uważam za bardzo zgubną. To nie były ani zgniłe ani zdrowe kompromisy, lecz chłodna kalkulacja i często bardzo bolesna rezygnacja z wielu zalet, które bym zyskał pchając się właśnie w jakiś kompromis typu jeden sprzęt "do wszystkiego", ale kosztem zalet obranego rozwiązania, zalet które są mimo wszystko dla mnie bardziej istotne i co ważne z góry zdefiniowane jako priorytetowe. Zdecydowanie się na drogę bez półśrodków łatwe nie jest, ale gdy już taką decyzję podjąć się uda, to szybko - przynajmniej u mnie, okazuje się, że naprawdę przynosi to oczekiwane korzyści. Pozdr

      Usuń
    2. Kompromis to dość nieprecyzyjne „miękkie” pojęcie i dopiero dyskusja pozwala wyjaśnić szczegóły a w rezultacie lepiej się zrozumieć. Widzę tu właściwie pełną zgodność stanowisk, może z tą tylko różnicą, że Ty jesteś bardziej bezkompromisowy w podejściu do kompromisów :-)
      Ja z kolei kompromisami bym się zbytnio nie przejmował, bo i tak nie widzę alternatywy – zawsze są jakieś kompromisy. Poza tym nie da się do końca przewidzieć co nam pasuje, dopóki się tego nie spróbuje, a każdy błąd zakupowy można dość łatwo naprawić. Sprzęt generalnie staje się coraz bardziej dostępny.
      Prawdziwie rzadkim dobrem staje się niebo wolne od zaświetlenia. A jeśli go zabraknie to nic nam po całym tym sprzęcie...

      Usuń

Prześlij komentarz

Zainteresował Ciebie wpis? Masz własne spostrzeżenia? Chcesz dołączyć do dyskusji lub rozpocząć nową? Śmiało! :-)
Jak możesz zostawić komentarz? - Instrukcja
Pamiętaj o Polityce komentarzy

W komentarzach możesz stosować podstawowe tagi HTML w znacznikach <> jak b, i, a href="link"