Włoskie trzęsienie ziemi przez bliskość Marsa i koniunkcję z Antaresem. Zdarzenie, które obrodzi w idiotów i pomyleńców

Na pewno nie nigdy, ale i tak dość rzadko wylewam epitety w felietonach, zaś w tytułach nie czynię tego prawie wcale, więc jeśli uderzam dziś z mocniejszego zwrotu już w samym tytule to musi być coś na rzeczy. Niestety każdy ma jakiś próg wytrzymałości. Na rzeczy jest fakt, że dopadły mnie chwile słabości i stan bliski załamaniu nerwowemu widząc jak oderwana od rzeczywistości wiadomość, napisana przez nie mniej oderwanego od rzeczywistości autora-idiotę wchłaniana jest przez odbiorców jak najprawdziwsza prawda. Dziś felieton, który w lawinie wszelkich reakcji po tragicznym trzęsieniu ziemi we Włoszech też musi się znaleźć - może choć jedna-dwie zmanipulowane owieczki doznają opamiętania by zamiast awansować w kompletnego barana awansują na osobę odróżniającą prawdę od fałszu czy wręcz jeszcze gorzej, bo całkowicie nielogicznej degrengolady. Tych nieco bardziej wrażliwych i przestraszonych tak, że nic już im nie przywróci spokoju, nawet gdy po raz sto dwudziesty drugi przeżyją koniec świata, uprasza się o nieczytanie wpisu.

Ale zacznijmy od początku - bo w końcu jak inaczej, od końca? Wtedy koniec historii też jest początkiem tego tekstu. Dobrze, więc to już sobie wyjaśniliśmy.

No... przyznaję, że jestem pod wrażeniem. Ciekawe czy ten kapuściany łeb, który stworzył i puścił w obieg tę grafikę z poniższymi wiadomościami ma świadomość jaka musiałaby być odległość Marsa od Ziemi by przy średnicy około 6804 km zdołał on osiągnąć na niebie rozmiar kątowy 30 minut porównywalny z Księżycem. Swoją drogą, ciekawa koncepcja na jakiś wpis prima aprillisowy.
No... przyznaję, że jestem pod wrażeniem. Ciekawe czy ten kapuściany łeb, który stworzył i puścił w obieg tę grafikę z poniższymi wiadomościami ma świadomość jaka musiałaby być odległość Marsa od Ziemi by przy średnicy około 6800 km zdołał on osiągnąć na niebie rozmiar kątowy 30 minut porównywalny z Księżycem w pełni. Swoją drogą, ciekawa koncepcja na jakiś wpis prima aprillisowy.
(Credits: http://tiras.ru)


Zaczęło się od dwóch informacji, do których każdy kto będzie chciał dotrze bez trudu, choć są one w mej ocenie niegodne wizytowania i klikalności. Jedna w serwisie spod znaku zjawisk najzupełniej normalnych choć nazywanych nadzwyczajnymi, ale wrzucanych do tego worka tylko dlatego, że piszą te informacje ameby umysłowe, które mogłyby pojąć, że wcale nie piszą o rzeczach paranormalnych lecz dających się normalnie wyjaśniać gdyby tylko właśnie nie były tymi amebami umysłowymi. Druga w nie lepszym serwisie, bo i w nim wypociny o UFO czy podobne brednie dla porąbańców łączących każdy błysk na niebie z przelotem spodków i spragnionych wpisów o istotach przylatujących tutaj robić homo-sapiensom padania per rectum są prawie na porządku dziennym. Normalnie takim śmietniskom nie poświęcam uwagi, bo skoro tylu tumanów lubi się babrać w gównie nieprzyjmując do wiadomości logicznych wyjaśnień, to niech się w tym gównie dalej bawią, jednak ostatnie dni przyniosły tu czy na profil fejsbukowy, a zwłaszcza na korespondencję zbyt dużo pytań od zaniepokojonych osób w związku z tymi informacjami, mało tego - pytania akurat nie były jeszcze niczym złym bo kto pyta nie błądzi i wyszydzony przeze mnie nigdy nie zostanie, ale wysyp publikowanych przez kompletnych cymbałów komentarzy z linkami i komunikatami informującymi co to strasznego nadchodzi 27 sierpnia, jak to musimy się przygotować na najgorsze, dlaczego nie wspominałem o tym na blogu, komentarzy i wiadomości, które momentalnie wywalałem do spamu, przelał już czarę goryczy, stąd i dzisiejszy wpis.

Jak zapewne wiecie, od pewnego czasu mamy piękne spotkanie Marsa z Antaresem na wieczornym niebie. Mars i Antares. Z jednej strony bóg wojny w mitologii rzymskiej, z drugiej Antares, czyli rozbijając "anty Ares" - dosłownie z greckiego przeciwnik wojny, ale sam Ares to znowu bóg wojny - tyle tylko, że, w mitologii greckiej. Oba ciała podobnej barwy na firmamencie, choć o odmiennej naturze - planeta i gwiazda, w bliskim i efektownym złączeniu, które jeszcze pewien czas będziemy mogli podziwiać. Co daje w rzeczywistości takie połączenie tych właśnie, a nie innych obiektów? Pisząc najkrócej, ale jednocześnie tak, że odpowiedź jest całkowicie wyczerpana - NIC. Nie może nic dawać, nic wywoływać, komuś czy czemuś sprzyjać lub przeciwnie, tak jak dowolne inne obiekty na przykład we wszelkich horoskopach żerujących na niewiedzy, naiwności czy zagubieniu różnych osób. Koniunkcja Marsa i Antaresa daje nam coś jedynie w tym sensie, że mamy przyjemny widok, na którym trudno nie zawiesić oczu przy pogodnym niebie, piękny rarytas dla pasjonatów astronomii. W praktyce jednak jest to normalne zjawisko jakich zachodzi multum, zjawisko nie mogące mieć znaczenia dla losów ziemi czy ludzkości. Ale gdy dochodzi świadomość, kim byli w mitologii Mars i Ares, gdy ktoś wykorzysta to dla urobienia czytelnika, doda "anty" jako przeciwieństwo - tak dla kontrastu i wymyślenia sobie w celu podparcia swojej z d... znaczy się z sufitu wziętej tezy, że z takich połączeń nie może wyniknąć nic dobrego, no i najważniejsze - gdy do tego wszystkiego ktoś jest tłukiem pozostającym w rozumowaniu daleko w tyle za gotowanym ziemniakiem, to rodzą się wtedy różne kretynizmy o złowieszczym dla ludzkości spotkaniu dwóch przeciwieństw na wieczornym niebie, w wyniku którego dojdzie do kataklizmów i nieszczęść na naszej Błękitnej Planecie. Niepodważalny więc to dowód, że koniunkcja stoi za tragicznym trzęsieniem ziemi, jakie nawiedziło przed kilkoma dniami Włochy.

Jakby tego było mało, ludzie są atakowani z kolejnego frontu - choć często na własne życzenie, albowiem zamiast powiedzieć takim serwisom vaffanculo, to jak te pacany karmią się podobnymi treściami dalej - więc są atakowani z kolejnego frontu, gdyż dochodzą bowiem inne informacje, tym razem Antares jest niegrzecznie pomijany, za to w grę wchodzi kwestia ekstremalnego, niebezpiecznie małego dystansu między nami a Marsem. Jak się pewnie domyślacie lub co gorsza czytaliście (choć przypuszczam, że takich źródeł nie czytujecie) dystansu mającego katastrofalny wpływ na naszą biedną Matkę Ziemię i jej mieszkańców. Tutaj akurat za źródło tej farsy z czytelników powzięte zostały brednie z jakiegoś rosyjskiego portalu. Rosyjskiego - i w tym miejscu mógłbym zakończyć, ale wolę się ponabijać nie gorzej niż osoba, która po przetłumaczeniu dała to swoim odbiorcom do czytania. Jeśli jednak czyniła to na poważnie, to jeszcze gorzej.

Chodziło o to, co ogłosił niejaki Dmitrij Soin - prezes... rosyjskiego "Centrum Rozwoju Osobowości" (nazwa z tłumaczenia). Jeśli po tym zdaniu jeszcze nie spadliście z krzesła, jedziemy dalej. Z czym do ludu gość wyskoczył? Pokrótce, że nadchodzące zbliżenie Marsa do Ziemi może spowodować masową psychozę i agresję. Że możliwe są huragany, tornada, burze magnetyczne. Że (naprawdę jeszcze nie spadliście?) w czas największego zbliżenia nie należy wychodzić z domu "przez dłuższy czas". Że należy unikać podróżowania transportem lotniczym czy autostradami. Wreszcie, że taki układ planet wywołał dawniej wzmożoną aktywność tektoniczną (co zdaniem wielu beznadziejnych idiotów ładnie się pokrywa z ostatnim trzęsieniem we Włoszech). Tę swoją intelektualną sraczkę oparł o "wskazania niektórych naukowców" i obserwacje poczynione w czasie tzw. Wielkiej Opozycji Marsa, jaka miała miejsce 27 sierpnia 2003 roku, gdy dystans do naszego planetarnego sąsiada zmalał do około 56 milionów kilometrów. A że kolejna opozycja Marsa będzie wielką, dał nam litościwie pan Soin czas na oswojenie się z tym i owym. Wisienką na torcie niech jest fakt, że polski serwis, który tłumaczył tę prognozę, zrobił szum wieszcząc, że to niebezpieczne zbliżenie Marsa do Ziemi wystąpi 27 sierpnia bieżącego roku, a więc autor tłumaczenia sam nie zrozumiał słów, na które tak chętnie się powołał siejąc pochrzanioną sensację. W rzeczywistości tegoroczna opozycja Marsa, a więc czas gdy planeta znajduje się najbliżej Ziemi - miała miejsce 21/22 maja i od trzech miesięcy odległość Czerwonej Planety względem Ziemi każdego dnia ulega zwiększaniu, co odczuwamy przy każdej kolejnej obserwacji - o ile w maju w teleskopach widzieliśmy tarczkę Marsa i najwyraźniejsze cechy powierzchniowe, o tyle teraz amatorsko nie jesteśmy już w stanie zbyt wiele dostrzec i do czasu następnej opozycji, w przypadku Marsa nadarzającej się co nieco ponad dwa lata, lepiej nie będzie.

Pomyślmy więc trochę. W jaki sposób "bliskość Marsa" ma wywoływać psychozę czy agresję? Przypuszczam, że z powodu wyróżniającej się barwy Czerwonej Planety na niebie, która będzie działać na ludzi w taki sposób, jak płachta na byka. Wprawdzie byki są daltonistami i mają w głębokim poważaniu jakiej barwy jest płachta, którą torreador macha im przed nosem, ale my na pewno się rozwścieczymy widząc jasnego czerwonego Marsa. Co ma Mars do tornad czy burz magnetycznych? Czy te pierwsze zjawiska nie są aby efektem procesów w ziemskiej atmosferze,  a burze magnetyczne skutkiem napływu do magnetosfery wiatru słonecznego? Bo ja głupi tak myślałem, no ale teraz cieszę się, że zostałem uświadomiony wspomnianym działaniem Marsa. Nawiązując do tytułu, na jakich badaniach i których uczonych wysnuty został wniosek, że i aktywność tektoniczna będzie wzmożona bliskością Marsa? Zakładam, że na podstawie takich samych "naukowców" z takimi samymi zasługami dla astronomii. A jak mamy rozumieć "niewychodzenie z domu przez dłuższy czas"? Szanowany... choć szanowany to może i nie, ale z pewnością popularny, zwłaszcza dla Interpolu człowiek wychodzi z taką prognozą od razu tłumaczoną przez polskojęzyczny serwis, a nie określa ściśle zaleceń co do czasu pozostawania w domu wiedząc, że taka ogólna sugestia zrodzi więcej pytań niż rozwieje wątpliwości? Nie szkodzi, tu akurat sprawa jest prosta.

Tak naprawdę wyjście właśnie jest zalecane. Zalecane jest wyjście z domu, możliwie szybkim krokiem - proponuję prosto do gabinetu specjalisty ds. chorób psychicznych. W przypadku zbyt długich kolejek nie należy się zrażać i pamiętać o korzystaniu z niezawodnych domowych sposobów na przywrócenie normalnego myślenia. Zaleca się wówczas porządnie przypierdzielić młotkiem w czoło pustostanu, u ludzi rozumnych występuje stan przeciwny zwany mózgiem, pustostanu w którym rodzą się takie pierdoły, że głowa opada a ręce razem z nią, lub szybkim krokiem wparować pustostanem w ścianę w celu utraty przytomności pozwalającej zapomnieć o wypocinach, jakie się przeczytało i którym co gorsza dało wiarę. W przypadku dalszych obaw o złe efekty bliskości Marsa po odzyskaniu przytomności, czynność tę należy powtarzać do skutku. Rozkwaszonym nosem i wywołanym krwotokiem nie należy się przejmować, kluczem jest tylko i wyłącznie uderzenie w ścianę dostatecznie mocno dla utraty przytomności. Szansa na wyjście z psychozy, uspokojenie myśli i zapomnienie o złym wpływie niewielkiej odległości do Marsa po kilku takich pieprznięciach o ścianę jest stuprocentowa, ponieważ zaczyna się wtedy myśleć co mówić przez telefon dzwoniąc po pogotowie...

Właściwie nie wiem kogo mi bardziej żal. Autorów takich serwisów i informacji czy czytelników, którzy poważnie traktują treści w takich miejscach publikowane. Raczej obu stronom przydałaby się wizyta u specjalisty, a potem powrót do najwyraźniej nieukończonej podstawówki, w celu zdobycia tej minimalnej wiedzy o Ziemi, a dla większych bystrzachów ewentualnie jeszcze o Układzie Słonecznym by wreszcie przestali robić z siebie skończonych przygłupów piszących, że jakiś tam kawałek skały dziesiątki czy setki milionów kilometrów od Ziemi, na dodatek dawno oddalający się, wywoła trzęsienia ziemi czy doprowadzi do burz magnetycznych. Takie skretynienie nie jest już rzeczą zabawną, pisząc o specjaliście dla tych beznadziejnych przypadków pisałem najzupełniej poważnie.

Konkluzja dzisiejszego felietonu jest niestety smutna i nawet nie liczę, że dotrze on do choćby połowy odbiorców poniższego filmu - w starciu z nudnymi faktami i emocjonującymi sensacjami będącymi w istocie debilizmami, przeważnie wygrywają debilizmy. Konkluzja może być jedynie smutna - niefortunnie się złożyło, że trzęsienie ziemi jakie nawiedziło Włochy przypadkowo pokryło się w czasie z okresem efektownego zbliżenia Marsa i Antaresa, i to zdecydowanie wystarczy, by te ameby umysłowe dostały dodatkowego paliwa, którym będą się żywić i które posłuży im do rozpowszechniania dalej swoich idiotycznych wywodów. Jakie były jedne z pierwszych reakcji publikacji prognozy pana Soina? - Patrzcie, trzęsienie ziemi we Włoszech, naprawdę zaczyna się dziać! Mniejsza o to, że "bliska odległość Marsa" od trzech miesięcy ulega zwiększaniu, mniejsza o to, że w prognozie nie chodziło o 27 sierpnia tego roku, ale opozycję z roku 2003, co i tak jest bez znaczenia dla jej wpływu na coś, co wynika ze zwykłego ruchu płyt tektonicznych i mas skalnych w litosferze, mniejsza i o to, kto taką prognozę wieści. Fakt faktem, że jedyną reakcją na takie informacje powinien być strzał z otwartej w czoło na wyrażenie załamania - także wobec kogoś, kto takie prognozy przytacza kolejnym odbiorcom.

Popularny zwrot "Przypadek? Nie sądzę" jako życiowe motto osób wiążących ze sobą kompletnie różne zjawiska ma szansę teraz umocnić się jeszcze bardziej, już takiej okazji ci porąbańcy nie przepuszczą. Nigdy chyba nie wyjdę z podziwu, jak kilkuzdaniowe brednie, w tym przypadku na jakiejś rosyjskiej stronie, bywają rozchwytywane i zyskujące wyraźne uznanie wśród odbiorców nawet gdy ich tłumaczenie w polskojęzycznych serwisach bywa jeszcze bardziej oderwane od rzeczywistości - to samo dotyczy słynnych filmów z "żółtymi napisami" w serwisach pokroju YouTube. A wystarczyłoby, żeby pustostany w głowach odbiorców takich niedorzeczności zamienić na wiedzę. Skretynienie - tylko tyle i aż tyle. Tu nie ma innych przyczyn, bo to ani żadne dążenie do prawdy, ani znudzenie "normalnymi treściami", ale zwykła tępota i braki w podstawowej, ogólnej wiedzy. A że takiego zidiocenia bez liku, to i duże pole do popisu do serwowania tego typu debilizmów amebom z alergią na prawdę i fakty, za to z nieograniczoną tolerancją na nielogiczne dyrdymały. Pod linkiem nowa, niespełna dwuminutowa komedia, z której ostatnie padające zalecenie mam nieodpartą ochotę skomentować jednym pytaniem - rozumiem, że chodzi o zakup kondomów?

Dobrego weekendu.

Bądź na bieżąco ze zjawiskami astronomicznymi i zapleczem amatora astronomii - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebooku lub GooglePlus.

Komentarze

  1. To koniec tej planety haha! Majdo pozdrawia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No biedna nasza Ziemia, biedna. Już tyle końców świata zaliczyła, a my wszystkie brzydko pomijamy... :-)

      Usuń
  2. Głupota ludzka nie zna granic....

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha, to teraz już wiem, o co chodziło pewnemu użytkownikowi, który ostatnio zostawił tutaj podobny komentarz. A ja się dziwiłem, o co mu chodzi i kto mu takie pseudoinformacje podał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też byłem z lekka zdziwiony tymi komentarzami akurat na tym blogu. Ale one to jeszcze nic :-) Powiem więcej, są one dla mnie optymistyczne bo pokazują, że znalazły się osoby, które zaczęły mieć wątpliwości i tu trafiły. Złośliwca ze mnie wyciągają komentarze nie z pytaniami, ale czymś w stylu komunikatów - w tym wypadku o tym co 27.08 się może wydarzyć i prośby o wzmianki dla innych "na wszelki wypadek" - takie od razu kasuję i nie tracę czasu na komentarz zwrotny. A jak przez maila to won do spamu.

      Usuń
  4. Przyznam się, że widziałem ten filmik parę dni wczśniej, chociaż nie z powodu bycia czytelnikiem tamtego serwisu ale w rekomendacjach YT zaproponował mi (tak sądzę) pewnie jako coś z astronomii. Od razu pomyślałaem o jakim zbliżeniu 27 sierpnia mowa skoro opozycja była w maju, a ten 27 sierpnia to był ale 13 lat temu licząc od dziś. Buble w mediach, zwłaszcza internecie gdzie każdy pisze co mu ślina na język przyniesie są często powalone, ale tutaj to już jest jakiś szczególny przypadek. Wręcz beznadziejny jak to ująłeś. Tekst przezabawny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku się zastanawiałem czy nie pomyliłem strony, ale jednak nie. Bardzo mocny ostrzał zrobiłeś jak na standardy tego bloga, ale uważam że słusznie. Też mnie załamują takie wiadomości zwłaszcza że często dostajemy je nawet w normalnych serwisach informacyjnych. Czasem trzeba przywalić mocno nazywając pewne rzeczy po imieniu i tyle. Jak ktoś w takie banialuki wierzy i potem przejmuje czy coś się z nich nie sprawdzi to cóż...jego problem.

      Usuń
    2. No cóż, czasem plaskacz w czoło nie wystarcza i załamanie trzeba wyrazić inaczej, przy okazji czytelnicy mają nową lekturę. Ostrzał jest powiedziałbym umiarkowany, na pewno nie słaby, ale gdyby był bardzo mocny to tekst miałby na końcu tytułu "+18" :-) Ale by był skok wizyt. Raz dodałem w zajawce, że w nowym tekście są rozbierane zdjęcia... ależ ruszyło wtedy otwieranie wpisu. A w nim oczywiście - elegancko rozebrany na części zestaw teleskopu.

      Usuń
  5. 27 sierpnia 2016 jest interesujące złączenie, ale Wenus z Jowiszem. Można je zaobserwować tuż przed zachodem Słońca (ok. godz. 20 - kilkanaście minut kątowych).

    OdpowiedzUsuń
  6. Tylko że ten tekst do najbardziej zainteresowanych nie trafi, choćby dlatego że... nie są zainteresowani! Oni już swoją "prawdę" mają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywistość! A rozgarnięci czytelnicy oczekują raczej zapowiedzi atrakcji września niż potoku żalu i obelg na ludzką głupotę. Głupota ma się dobrze już od kilku tysiąclecia, a obecnie najwyraźniej przeżywa renesans. Einstein określał ją mianem jednej z dwóch znanych mu nieskończoności - i jedyną pewną.

      Jak napisał Astrobloger - "Normalnie takim śmietniskom nie poświęcam uwagi..." - to mądra zasada. Namawiam aby wytrwać w tej taktyce i nie robić wyjątków - szkoda czasu i zdrowia.
      Przypomnę jeszcze coś z Nietzsche'go :-)
      "W co motłoch bez do­wodów uwie­rzył, jakże byśmy to mog­li do­woda­mi oba­lić?"

      Usuń
    2. @ Markoniusz - lubię to powiedzonko rozczochranego Alberta. Zawsze aktualne choćby nie wiadomo ile czasu minęło i jaki postęp nie był obserwowany. A co do tego co chcą czytelnicy - surowe dane pokazują mi jednak coś innego. Napisanie o zapowiedziach na wrzesień czy jakiegokolwiek innego wpisu nie stoi na przeszkodzie w dodaniu luźniejszego tekstu z cyklu felietonów. Taka odmiana by nie pisać tekstu za tekstem o tym samym jest od czasu do czasu nie tylko wskazana, ale wręcz przyjemna dla odbiorców - co wnioskuję tak po fajnym skoku poczytności jak i po zaangażowaniu i aktywności czytelników w ramach tego tekstu tutaj czy w mediach społecznościowych - w parę godzin od publikacji poczytność wpisu wyprzedziła w TOP-5 miesiąca tekst poradnikowy o zaćmieniu Księżyca, który wisi na blogu od tygodnia. Z głpupoty ludzkiej fajnie jest czasem się pośmiać, ale gdyby nie to czym sam zostałem zbombardowany w ostatnich dniach, to tej rekacji w postaci felietonu z pewnością by nie było. Z drugiej strony nawet gdybym czynił to co chwilę (co jednak akurat dla mnie byłoby jedynie startą czasu - i zdrowia jak napisałeś) nie uważam, by było w tym coś złego jeśli ktoś ma taki kaprys - w innych dziedzinach są blogerzy, który podobne buble komentują znacznie częściej i nikt z tym problemu nie ma, wręcz przeciwnie jest pozytywny odzew za piętnowanie głupoty i naprowadzanie na prostą choć drobnej części błądzących. Myśli wyraziłem i tak łagodnie wobec maili o jakimś pretensyjnym tonie dlaczego dołączam do całej reszty, która coś ukrywa, a żeby nie był to właśnie sam potok żalu czy obleg (bo zdecydowanie nie jest) od razu pisałem tak by i walory edukacyjne felieton posiadał.

      @ Makroman - tak, zdaję sobie z tego spawę, dlatego już nawet w tekście wspomniałem, że wcale nie liczę na dotarcie tego tekstu do choć połowy grona odbiorców tamtych wiadomości. Ale ucieszę się gdy dotrze on nawet do drobnej ich części a wiem, że do niektórych jednak trafi bo nawet tu już przebywali i zabierali kilka razy głos w komentarzach, po których dostawałem szerokich ze zdziwienia oczu - choć niektóre komentarze i tak niczym złym jeszcze nie były wobec pretensji i wręcz apeli o dodanie stosownych wzmianek na wspomniany temat żeby nie dołączać do reszty, która nie chce siać paniki. O ile na pytania kogoś kto miałby w tym temacie wątpliwości za każdym razem bym odpowiadał normalnie jak to zawsze czynię, o tyle na tego rodzaju "apele" od naprawdę szurniętych mam zawsze chęć odpisywać niegrzecznie, ale wolę je równie niegrzecznie olać i oznaczyć jako spam żeby program poczty uczył się jakich maili nie chcę czytać w odebranych...

      Pozdr!

      Usuń
  7. Podobna sprawa zdarzyła się w 2011 roku - w marcu miała nastąpić superpełnia i oczywiście media, jak zawsze w takich przypadkach, jęły straszyć kataklizmami. Traf chciał że tydzień przed terminem zdarzyło się trzęsienie ziemi w Japonii. A że w tamtym roku miała nastąpić jeszcze jedna superpełnia, to w mediach paranormalnych zapanowała prawdziwa panika.

    OdpowiedzUsuń
  8. Gotowane ziemniaki i pustostany rządzą�� Tylko szkoda, że tak naprawdę nie ma się z czego śmiać, raczej trzeba rozpaczać nad poziomem umysłowym niektórych...

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytanie tego wpisu było ogromną przyjemnością, cieszącą oczy od początku do końca. Doskonale dobrane, bogate słownictwo plus świetna składnia zdań napisana konkretnie do tematu daje efektowne oraz efektywne-(mam nadzieje) uderzenie w baranów i osłów, którzy swoimi tekstami na stronach, czy komentarzami na forach/blogach udowadniają jedynie skalę swojego zabetonowania umysłowego, a podobne pustaki w te ich głupoty wierzą. Jeszcze raz gratuluje wspaniałego tekstu i mimo wszystko mam nadzieję, że więcej nie zostaniesz zmuszony do napisania podobnych felietonów.. dołączam serdeczne pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  10. to kiedy mamy następny "koniec świata" ?:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może 16.10 z okazji pełni w perygeum? Chociaż to zbyt pospolite i częste by nawet oni mieli to wykorzystywać do złych wieści... Tak czy siak za jakiś czas cymbały z pewnością coś wymyślą :-)

      Usuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny felieton, swoisty kontrapunkt na blogu, który czyta się chętnie i z uśmiechem (ameby umysłowe).
    Swoją drogą nawet laicy astronomiczni powinni do takich 'ostrzeżeń' o powszechnej panice i agresji podchodzić z przymrużeniem oka i zdrowym dystansem. Ciekawam, czy choćby jeden procent czytających te dyrdymały zajrzał do LITERATURY i poszukał informacji potwierdzających te informacje.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zainteresował Ciebie wpis? Masz własne spostrzeżenia? Chcesz dołączyć do dyskusji lub rozpocząć nową? Śmiało! :-)
Jak możesz zostawić komentarz? - Instrukcja
Pamiętaj o Polityce komentarzy

W komentarzach możesz stosować podstawowe tagi HTML w znacznikach <> jak b, i, a href="link"