Astrolog wymyśla super-księżyc, czyli pseudonauka kontratakuje

Dzisiaj proponuję przyjrzeć się bliżej jednemu ze zjawisk, czy raczej pojęć, które najróżniejsze media bardzo chętnie od kilku lat wykorzystują. Niestety nasze rodzime media nie mogą być w tyle za mediami zachodnimi, więc idą wytyczanym przez nie torem nie zastanawiając się często nawet jaka jest geneza promowanych przez nie pojęć i wiadomości. W jakim celu wpychają ludziom do głowy bzdurne określenia i powtarzają dorobione do nich kilogramy nonsensów to sprawa osobna, choć powszechnie znana, bardziej jednak liczy się skutek, a skutkiem w tym wypadku jest po raz kolejny robienie sensacji ze zjawiska tak pospolitego, że kolejnym krokiem może być już chyba tylko podkręcanie emocji o tak niespotykanych fenomenach jak wschód Słońca czy zapadnięcie ciemności po jego zachodzie - a jeśli uda się do tego dołączyć garść kretynizmów o złowieszczych skutkach dla świata to już w ogóle sprawa wygrana.

W ciągu dotychczasowej ponad 7-letniej działalności witryny dostało mi się kilkanaście razy od czytelników za pomijanie w swoich popularyzatorskich tekstach kluczowych informacji o tytułowym "zjawisku", przy czym w ostatnim czasie upominany bywałem trochę częściej, choć raczej w formie sugestii, niż pretensji, za sugestie które bądź co bądź dziękuję, bo posłużyły za podstawę dzisiejszego felietonu. Ostatecznie uznałem, że zamiast co chwilę odpowiadać dlaczego blog nie dołącza do dziwacznej narracji stosowanej w innych mediach i czemu ukrywane lub pomijane są takie informacje np. o potencjalnych skutkach tego "zjawiska" dla ludzi, lepiej będzie stworzyć cały tekst. Tekst w gruncie rzeczy o tym dlaczego nigdy na tym blogu nie było, nie ma i nie będzie wzmianek o supermenach, to znaczy pardon - super-pełniach, dlaczego posiłkowanie się podobnymi sloganami jest krzewieniem pseudonauki oraz jak autosugestia i odpowiednie urobienie świadomości przez media powodują, że niektórzy ludzie zaczęli deklarować, że widzą to, co widać dopiero na materiale porównawczym uzyskanym fotograficznie.

Jeszcze tylko szybka uwaga na marginesie i mała prośba - przed dalszą lekturą kliknijcie w powyższą miniaturkę i przyjrzyjcie się tej wielgachnej tarczy Księżyca wyłaniającej się zza odległych drzew. Zdjęcie wykonałem przed siedmioma laty - dobrze się przypatrzcie, a jak już popatrzycie można zamknąć zdjęcie i kontynuować lekturę - w późniejszym miejscu felietonu przeczytacie skąd moja propozycja.

Super-pełnia, super-księżyc, super-bzdury

Z pojęciem super-księżyca wyszedł w roku 1979 Richard Nolle... astrolog swoją drogą. Zgodnie z definicją jaką pan astrolog sobie wymyślił w przerwie między snuciem bajeczek o tym jak gwiazdy będą wpływać na każdego człowieka a układaniem kolejnych horoskopów dla, jak to sam nazywa, "ludzi o otwartych umysłach", którym jak mniemam dzięki tej "otwartości" umysły istotnie wyparowały, ze zjawiskiem super-księżyca mamy do czynienia wówczas, gdy Księżyc w nowiu lub w pełni znajduje się na orbicie nieopodal najmniejszego dystansu względem Ziemi (konkretnie w odległości równej lub w pobliżu 90% względem najbliższego położenia Ziemi) i dodatkowo znajduje się w jednej linii z Ziemią i Słońcem - czyli w tak zwanym syzygijnym perygeum. Tyle, że Ziemia, Słońce i Księżyc bywają w jednej linii przez pewien czas podczas każdego miesiąca - w czasie nowiu lub pełni, ale nów i pełnia nie muszą wcale wiązać się z obecnością Księżyca w perygeum, co sprawia, że definicja pana astrologa łączy ze sobą dwie zupełnie różne kwestie. Dlaczego w definicji pojawia się wartość 90% maksymalnego zbliżenia do Ziemi, a nie np. 85 czy 95% Nolle nie określił[1] - może po prostu 90% fajniej brzmi.

Naturalnie pan astrolog nie byłby sobą, gdyby nie dodał w objaśnianiu pojęcia, że super-księżyc powoduje znaczące trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów i niszczycielską pogodę[1]. Wygląda na to, że twórca definicji, którego dyrdymały chętnie powtarzają inne media to pod względem wiarygodności taki odpowiednik Dmitrija Soina, o którym wspominałem w felietonie o włoskim trzęsieniu ziemi przez bliskość Marsa i koniunkcję z Antaresem.

Opierając się na średnich wartościach dla apogeum i perygeum, wiemy, że podczas apogeum dystans Księżyca od Ziemi wynosi około 405,400 km, podczas gdy w perygeum 362,600 km. Różnica zachodząca pomiędzy tymi uśrednionymi punktami to 42,800 km. Brnąc w definicję dalej, 90% z tej wahającej się odległości to 38,520 km. Apogeum pomniejszone o te 90% (405,400-38,520) daje nam dystans rzędu 366,880 km - i każde perygeum wypadające w takiej lub bliższej odległości wyczerpuje warunek dystansu z definicji pana astrologa.

Tyle "podstaw teorii" od pana astrologa. I wystarczy...

Na początek, tytułem krótkiego wyjaśnienia dla zawiedzionych brakiem informacji o super-pełniach na tym blogu - stosowne informacje widnieją tu od zawsze. Poważnie! Rzecz w tym, że podaję je nie w formie jakichś astrologicznych definicji niczym nieuzasadnionych poza widzimisię ich autora, ale w formie widocznej od lat w każdej odsłonie comiesięcznego "Nieba nad nami" w pierwszym rozdziale. Zawsze jest w nim ukazany przebieg faz Srebrnego Globu w danym miesiącu, a następnie informacje o tym, kiedy Księżyc znajdzie się w apogeum - punkcie swojej orbity położonym najdalej od Ziemi, w jakiej odległości wówczas się znajdzie, a także kiedy przypadnie perygeum - punkt orbity położony najbliżej Ziemi, również z osiąganą odległością względem naszej planety. Wystarczy połączyć fakty i nigdy dla nikogo nie będzie zadaniem trudnym zauważyć czy i kiedy pełnia pokryje się z perygeum, wówczas jasne staje się, dlaczego nie były i nie będą tu konieczne żadne śmieszne wstawki o super-księżycach czy pytania, dlaczego o takich kwestiach nie wspominam, skoro są one widoczne czarno na białym - tyle tylko, że bez powielania astrologicznego słowotwórstwa. Pamiętacie swoją drogą co różne serwisy odstawiały przed rokiem z okazji całkowitego zaćmienia Księżyca? Super-pełnia krwawego Księżyca, krwawy super-księżyc, super-krwawa pełnia, krwawa super-pełnia... Szkoda, że wiele serwisów oddając się takim artystycznym uniesieniom olewa już sedno i fakty.

Trudno nie zatrzymać się też przy stwierdzeniu, że super-księżyc z powodu niewielkiej odległości będzie wywoływał trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów czy niszczycielską pogodę. Trudno, ponieważ Księżyc w swoim ruchu obiegowym wokół Ziemi osiąga perygeum i apogeum w każdym miesiącu, niekiedy nawet zdąży to uczynić dwukrotnie, skutkiem czego w roku mamy po 12-13 perygeów i apogeów. W tej sytuacji za każdym razem, w każdym miesiącu w okolicach perygeum musiałoby dochodzić do niszczycielskich kataklizmów, a informacje o nich nie pokazywałyby się od święta tak jak obecnie, ale praktycznie nie znikałyby z czołowych nagłówków wszystkich mediów. Biorąc pod uwagę fakt, że trzęsienia ziemi o różnym natężeniu mają miejsce każdego dnia gdziekolwiek na globie, jak i że niebezpieczne warunki pogodowe, jak choćby niszczycielskie nawałnice także nieprzerwanie zachodzą w najróżniejszych miejscach na Ziemi, łączenie tych wydarzeń ze zjawiskiem super-księżyca pan astrolog i media go cytujące mogą sobie jedynie wsadzić w... no, włożyć między bajki. W nauce nie ma takiej korelacji; gdy ktoś jej szuka na siłę i łączy ze sobą kompletnie różne zjawiska uprawia bajdurzenie i pseudonaukę łagodnie ujmując, a pierdzieli głupoty nazywając rzecz po imieniu. Niestety ludzie bardzo często wyszukują powiązania pomiędzy zupełnie niezależnymi od siebie zjawiskami i ubierają to w ładnie komponującą się dla nich całość, a gdy czyni to jeszcze astrolog, to myślę, że z jego wiedzą i zdolnościami przepowiadania przyszłości nie powinno stanowić takim ludziom problemu wskazywanie konkretnych dat przyszłych kataklizmów celem ostrzeżenia i uchronienia innych przed ich tragicznymi skutkami - tyle, że na to nie ma co liczyć, bo wszytko to jest zwykłym hochsztaplerstwem i niczym więcej.

Jako, że lunacja, to jest okres od nowiu do nowiu trwa około 29 dni z lekką nawiązką, czas od perygeum do perygeum nieco ponad 27 dni, a orbita naszego satelity wokół Ziemi także jest eliptyczna jak wszystkich planet wokół Słońca, fazy Księżyca w stosunku do perygeum i apogeum nie są stałe i ulegają ciągłym wahaniom. Jeśli w jakimś okresie roku pełnia pokrywa się z przejściem przez perygeum, to naturalnym jest, że na skutek tych wahań w końcu wypadnie ona w apogeum. I odwrotnie. I tak z każdą fazą, bo rzecz się tyczy nie tylko nowiu i pełni. Zostańmy jednak przy tej pełni - wszak media też tylko na niej się skupiają, gdy bowiem nów pokrywa się z perygeum to jakoś dziwnym trafem już o super-księżycu nigdzie nie poczytamy, a przecież definicja pana astrologa też jest wówczas wypełniona! Taki tam sobie brak konsekwencji w mediach, no ale przecież ludzie się nie zorientują.

Skoro więc pełnia może wypaść też w apogeum, to jasnym jest, że przy takiej pełni realne rozmiary kątowe tarczy Księżyca na niebie będą odrobinę mniejsze od pełni przypadającej w perygeum. Odrobinę to słowo klucz. Konkretnie różnica ta wynosi 4 minuty łuku - wówczas tarcza posiada średnicę 29 minut łuku, podczas perygeum 33 minuty łuku; jasność zaś może różnić się o co najwyżej 30%[2] między najdalszym apogeum a najbliższym perygeum (a więc nie przy każdej super-pełni, bo perygea też bywają w różnych odległościach), co odpowiada różnicy nie większej jak około 0,28 mag. - nawet dla wprawionego obserwatora trudno widocznej na pierwszy rzut oka; gdyby odnieść ją do gwiazd byłaby to różnica podobna do tej między Betelgeuzą (alfa Oriona) a Aldebaranem (alfa Byka). Sęk w tym, że aby dostrzec różnice w wielkości tarczy, należałoby dokonać porównawczej fotografii[3] wykonanej podczas apogeum i perygeum na jednakowym sprzęcie, jednakowym powiększeniu i przy tych samych ustawieniach ekspozycji:

Pełnia w apogeum kontra pełnia w perygeum (20.12.2010 / 15.03.2011).
Credit: Marco Langbroek

Różnica na fotografii będzie dość łatwa do ujrzenia, gdy można jednocześnie zestawić dwa obrazy obok siebie, ale gdy mówimy o obserwacjach bezpośrednich bez obrazu odniesienia, różnica ta jest wciąż na tyle nieznaczna, by to co naprawdę widzi ludzkie oko zostało zastąpione przez autosugestię wywołaną świadomością, że dziś Księżyc ma być duży - dochodzi tutaj bowiem szalenie istotna kwestia ciągłej, płynnej zmiany średnicy kątowej z każdą dobą, niwelująca możliwość dostrzegania zmian w sposób skokowy, tak wyraźny, jak na fotografii. Przypuśćmy, że mamy nów w okolicach choćby i apogeum. Każdej doby, gdy z wieczoru na wieczór widzimy rosnące oświetlenie tarczy Srebrnego Globu począwszy od fazy cienkiego sierpa, dochodzi też do niewidocznej, ciągłej i systematycznej zmiany jego dystansu względem Ziemi i to są zmiany już tak niewielkie, że nawet fotograficznie praktycznie poza możliwością zarejestrowania w naszych niedoskonałych warunkach. Oświetlenie rośnie, dystans względem Ziemi maleje, nadchodzi I kwadra, obserwujemy z każdą dobą dalszy wzrost fazy, aż w końcu nadchodzi pełnia, na dodatek w perygeum - i co?

I nic! Drobne różnice rozmiarów kątowych zachodzące płynnie z każdą dobą sprawiły, że obserwator zatracił zdolność rozróżnienia średnicy kątowej Księżyca między apogeum i perygeum. Skok rozmiarów, który widzimy na powyższej fotografii zestawiającej apogeum i perygeum zawsze rozłożony jest płynnie na około 14 dni, ale dodatkowo nie jesteśmy go w stanie dostrzec też z tego względu, że gdy pełnia ma wypaść w perygeum to ten najdalszy dystans dwa tygodnie wcześniej do ewentualnego porównania osiągany jest w okolicach nowiu, gdy obserwacje satelity są niemożliwe. Gdyby, dajmy na to, jednego wieczoru średnica pełnego Księżyca miała wynosić wspomniane 29 minut, a już następnego wieczoru 33 minuty, to może - jednak takie bardzo naciągnięte może - osoby o najbardziej sprawnym wzroku byłyby w stanie jakąś subtelną różnicę dostrzec, jednakże okres między apogeum i perygeum nie trwa dwóch dni, ale aż dwa tygodnie i w ich trakcie zachodzące w sposób ciągły z dnia na dzień niewielkie różnice dystansu połączone ze zmieniającym się oświetleniem tarczy dodatkowo utrudniającym postrzeganie rosnącej średnicy kątowej, przekładają się na zmiany będące kompletnie poza skalą możliwości widzenia ludzkiego oka. Widząc pełnię w perygeum człowiek nie będzie miał punktu odniesienia do poprzedniego apogeum, które przecież przypadło w okolicach nowiu, a co najwyżej do poprzedniego wieczoru lub poprzedniej obserwacji - a ta jeśli, wypadła kilka dni wcześniej jeszcze bardziej minimalizuje różnicę średnicy kątowej i zdolność jej dostrzeżenia, bo w końcu Księżyc już w sposób znaczny do perygeum się zbliżył. Jeśli zaś wypadła jeszcze dawniej, tym bardziej mózg traci możliwość zestawienia obrazów.

Pełnie pokrywające się z perygeum lub przypadające przynajmniej w okolicach największego zbliżenia do Ziemi występowały od zawsze i dla przypadkowych obserwatorów nie potrzeba było żadnych astrologicznych banialuków w stylu super-księżyca by zachwycać się pełnią. Ludzie zachwycali się nią od zawsze niezależnie czy przypadała w perygeum czy apogeum, jednak od kilku lat, gdy obserwuje się rozrost mediów i dostępu do informacji, następuje też rozrost dezinformacji, skutkującej tym, że różne serwisy zaczęły robić sensację z najzwyklejszych zjawisk i powielać dziesiątki nonsensów przez kogoś sobie wymyślonych. W efekcie nagle ludzie zaczęli dostrzegać coś co uwidacznia się na porównaniu fotograficznym, coś występującego od początku jako normalne zjawisko niewywołujące żadnych kataklizmów, które miało i ma się dobrze bez ubierania go w jakieś ozdobnicze szaty astrologa.

O tym, jak łatwo ludzie ulegają tu złudzeniu pozwala się też przekonać eksperyment, jaki warto wykonać każdemu kto "widział super-księżyc". W tym celu proponuję poczekać na pełnię, która pokryje się z dniem apogeum lub choćby jego okolicami. Następnym krokiem jest wyjście na obserwacje wschodu Księżyca i śledzenie go tak długo, jak kto tylko będzie tego pragnął. Gwarantuję, że nie będzie końca zachwytom jaka to wielka pomarańczowa dynia wyłania się zza horyzontu, jaki to wielki dziś jest Księżyc, cóż to za super-turbo-hiper-księżyc musi mieć dziś miejsce - i będzie tak choćby było to najdalsze apogeum, jakie tylko może zajść. Dlaczego tak będzie? Powtórzę się, ale w tym całe sedno - bo ludzie zawsze zachwycali się pełnią, zwłaszcza mogąc podziwiać ją nisko nad horyzontem i będą się zachwycać za każdym razem bez względu, w którym miejscu swojej orbity nasz satelita będzie się przy tej pełni znajdować. Można mieć 100% pewności, że przy braku świadomości delikwenta o trwającej super-pełni, jego zachwyt w niczym nie zostanie umniejszony, tak samo jak przy sytuacji gdy wschodzący pełny Księżyc znajduje się maksymalnie daleko względem Ziemi jak to tylko możliwe. To przede wszystkim siła wyobraźni i sztucznie pompowana sensacja o pełni w perygeum sprawia, że człowiek widzi to czego z wyżej przytoczonych względów widzieć nie może. Podobnie zresztą rzecz się ma przy złudzeniu większej tarczy nad horyzontem, niż przy wyższym położeniu, gdy dostrzegamy już samo niebo. Jeśli ktoś twierdzi, że tarcza po wschodzie była wyraźnie większa nie przez złudzenie, dobrze zrobi gdy przy kolejnej pełni skieruje lornetkę na nisko zawieszony Księżyc tak, by tylko on przebywał w polu widzenia, a następnie powtórzy obserwację 3-4 godziny później - gwarantuję, że nie ujrzy różnic w średnicy kątowej, bo ich zwyczajnie nie będzie.

Nie chciałbym też by ktokolwiek odczytał ten tekst tak, że skoro nie uznaję pojęcia super-księżyca i całego tego medialnego szaleństwa na jego temat, chcę tylko zniechęcić do obserwacji Księżyca. Nic z tych rzeczy, nasz satelita zawsze i wszędzie był, jest i będzie niezwykle wdzięcznym obiektem do obserwacji, a do podziwiania wschodów w czasie pełni zachęcałem wielokrotnie i to się nie zmieni. Tyle, że jeśli już zachęcać do obserwacji, to opierając się nie na fałszu i w sytuacjach by nakręcać nadmuchany slogan odnośnie zjawiska uwidaczniającego swoje różnice głównie fotograficznie a wizualnie w ogóle lub dzięki podświadomości, ale wówczas gdy ludzie naprawdę będą mogli stać się świadkami interesujących efektów - choćby wspomnianej w poprzednim akapicie iluzji księżycowej. Daję słowo, że jej połączenie podczas wschodu Księżyca w pełni nawet podczas jego najdalszego apogeum będzie niewspółmiernie bardziej widowiskowe, fotogeniczne i warte uwagi, niż spojrzenie za okno na wysoko zawieszony super-księżyc choćby w najbliższym perygeum miał on miejsce, bo dla mózgu bez obrazu porównania średnicy kątowej będzie on wyglądał tak, jak podczas każdej pełni - ewentualne ochy i achy dorobi już tylko nasza świadomość o trwającym zbliżeniu do Ziemi. Warto też zwrócić uwagę w jaki sposób media na ogół budują świadomość odbiorców w tym temacie: w znakomitej większości przypadków wiadomości takie są ilustrowane zdjęciami Srebrnego Globu zawieszonego nisko nad horyzontem, aby wydawał się większy właśnie za sprawą iluzji księżycowej - to wyjątkowo zabawna zagrywka, którą media same się pogrążają, zagrywka mimochodem pokazująca cały fałsz w budowaniu tej sensacji, gdyby bowiem przedstawiana była tarcza Księżyca i nic poza nią w późniejszej części nocy zamiast tuż po zmierzchu przy wschodzie, nagle okazałoby się, że to wciąż ta sama pełnia niczym dla mózgu się nie różniąca od innych. Ludzie to kupują nie mając często świadomości, że z iluzją księżycową to i najdalsze apogeum wprawi obserwatora w ogromny zachwyt - fotografię otwierającą dzisiejszy felieton wykonałem 7 sierpnia 2009 roku, dwie i pół doby po... apogeum, choć jestem przekonany, że wielu, o ile nie wszyscy, przypięłoby do zdjęcia łatkę tytułowego "zjawiska". Zachwycenie się wielgaśną tarczą nad horyzontem jest bowiem możliwe i łatwe przy każdej dosłownie pełni i nie potrzeba tu żadnych dodatkowych astrologicznych wodotrysków. 

Zetknąłem się też swego czasu z opinią, że jeśli tylko takie astrologiczne pojęcia i opisy potencjalnych skutków normalnych zjawisk mogą pomóc w zwiększeniu zainteresowania astronomią i obserwacjami nieba, to warto je rozpowszechniać, nawet kosztem naukowego podejścia do tematu. Cóż, nie uważam, by stan naszego hobby był tak tragiczny, że trzeba by się uciekać do robienia sensacji ze zjawisk zupełnie zwyczajnych i przede wszystkim będących jak w tym wypadku poza możliwością ujrzenia różnic w jego wyglądzie - przynajmniej świadomie, bo z autosugestią to żadna sztuka. Tak jak dawniej tak i obecnie odpowiadam jak wyżej, a co do dziwacznego słowotwórstwa, które pewnie ma posiadać jakieś tam walory artystyczne, proponuję od razu pójście na całość i wyplenienie wszystkich naukowych pojęć na rzecz czegoś bardziej chwytliwego, dorabiając jak pan astrolog do każdego ze zjawisk informację o ich wpływie na zupełnie niepowiązane z nimi procesy geologiczne, atmosferyczne, biologiczne i jakie tam się tylko da - bo skoro prosta informacja, że pełnia przypadnie w trakcie perygeum, zjawisko pospolite jak wschód Słońca, z którym nic specjalnego się nie wiąże, jest niezrozumiała, nieciekawa i coraz częściej ubiera się ją w ozdobniki od astrologów jak w zachodnich mediach, za którymi nasze muszą wszystko naśladować, to może warto zrobić już porządek z całym słownikiem astronomicznym żeby tylko zadziałało to na więcej osób.

Super-księżyc jako określenie łączące wielkość i widowiskowość proponowałbym zastąpić pojęciem zajebistego Księżyca. Wyobraźmy sobie początek audycji radiowej czy telewizyjnych "Wiadomości" - jakże pięknym, wręcz mistycznym przeżyciem byłoby słuchanie czy oglądanie takiego programu. Mili widzowie - dziś w nocy zjawisko zajebistego Księżyca! Zobaczcie w materiale, jak go obserwować gdy będzie nam zajebiście zdobić niebo! - Prawda, że siła oddziaływania z miejsca poszłaby o 100% w górę? Nawet super-księżyc się chowa. Wkrótce maksimum Geminidów - nuda, widzowie zasypiają, zainteresowanie astronomią upada. Drodzy Widzowie, przed nami ostry napieprz meteorów - posłuchajcie jak i kiedy go obserwować! - i od razu astronomia ma się lepiej, dzień później wszyscy rozmawiają tylko o tym nie mogąc się pozbierać po szoku, jakiego doświadczyli. No siemasz, Zygfryd, widziałeś napieprz meteorów? -O, stary, od razu się pogubiłem! Do zjawiska zajebistego Księżyca nie trzeba nic już dodawać, bo to co dorobił pan astrolog wystarczy - mamy trzęsienia ziemi, erupcje wulkanów i niszczycielską pogodę, ale do napieprzu meteorów można by na przykład zaraz podawać wieści o zwiększonym ryzyku opadów radioaktywnych ze spalonych w atmosferze drobin czy masowych rozwolnieniach wywoływanych zachwytem nad tym zjawiskiem. "Można się posrać z zachwytu!" - mówiliby ludzie między sobą. Podobnie warto byłoby postąpić z resztą zjawisk, które nazywane zgodnie z terminologią i objaśniane w zgodzie z naukowymi realiami mogą być niezrozumiałe i wywoływać przechodzenie nad nimi do porządku dziennego, ale już po namaszczeniu tych zjawisk przez astrologów czy innych farbowanych lisów od horoskopów - stających się nagle obiektem zainteresowania nawet ze strony myszy i karaluchów, bo o całej ludzkości momentalnie spoglądającej w niebo nie trzeba już wspominać.


Bądź na bieżąco ze zjawiskami astronomicznymi i zapleczem amatora astronomii - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebooku lub GooglePlus.


1. Phil Plait, "Kryptonite for the supermoon". Bad Astronomy. Discover, 29.08.2015.
2. Joe Rao, "Is Sunday's Supermoon Full Moon Really That Super?", Space, 09.08.2014.
3. Images by Marco Langbroek, the Netherlands, using a Canon EOS 450D + Carl Zeiss Jena Sonnar MC 180mm lens.

Komentarze

  1. No i pozamiatałeś. Już wnerwiają mnie ciągle pytający o to ludzie "będziesz obserwował superksiężyc?", "ej ma być superpełnia WOW!". Przecież jest całe mnóstwo zjawisk na niebie o wiele bardziej atrakcyjnych wizualnie, o których żadne zeszmacone mendia nie mówią i ludzie o nich nie mają pojęcia. Do tego najlepsze jest to, że jak o jakimś zjawisku tego typu mówię znajomym to i tak zapominają o tym, albo jednak "za zimno było i nie chciało mi się wyjść". Przestańcie ludzie nas wnerwiać tymi superbzdurami i zapamiętajcie wreszcie, że pełnia = najgorszy czas do obserwacji nieba, a superpełnia = supergówniany czas do obserwacji nieba - KA PE WU?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ot chociażby zwykły przelot ISS -3.5mag na czystym niebie, czy jasna flara Iridium są dla mnie pierdylion razy bardziej atrakcyjne od z****ej pełni!!

      Usuń
    2. Pełnia jest piękna, ale głównie przy wschodzie/zachodzie. Jak już jest wysoko to oślepia. W lornetce czy teleskopie sprawia poprostu ból fizyczny dla oczu i dodatkowo jest całkowicie pozbawiona plastyczności. No i tak zwiększa zaświetlenie nieba że nawet poza miastami niebo staje się niewiele lepsze od miejskiego:(

      Usuń
    3. @ Zbigniew
      Prawda, chociaż aż tak ostro znowu też bym nie podchodził :-) Sam felieton też był pisany na luzie i tak miał być odebrany. Nie przeczę jednak, że kilka nocy przy pełni to rzeczywiście poważne ograniczenie dla pasjonatów, na ogół jest wtedy urlop od poważniejszych obserwacji, ale niestety nic z tym fantem nie zrobimy. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie wykorzystać pełnię choćby przy wschodzie - bo tu akurat miesiąc za miesiącem zawsze jest miło popatrzeć, ale i zupełnie bez znaczenia w jakiej odległości od Ziemi ma ona miejsce. Z tym nazewnictwem chyba muszę tu uściślić, bo są głosy wskazujące na błędne odczytanie tekstu - jeśli komu wygodniej niech nazywa cokolwiek jakkolwiek, dobrze jednak by było przed powtarzaniem za mediami jakichś sloganów zweryfikować jakie są ich pierwotne podstawy, założenia, co z danym pojęciem jest wiązane czy od kogo się ono wywodzi. Niech to będzie nawet "wielka dynia" - choć znowu fatalnie by mi się kojarzyła z tym kretyńskim halloweenem, no ale jest jakby nawet sympatyczne. Grunt by wiedzieć co się powtarza, a jeśli już się wie - np. że są z nimi wiązane kompletnie wyssane z palca skutki, to ocenić samemu czy aby na pewno chce się takie pojęcia utrwalać.

      @ P.T.
      Stąd też to czy perygeum wypada w takiej czy innej odległości, kiedy zaszło podobne i kiedy się powtórzy, jest kompletnie poza sferą zainteresowania większości obserwatorów, bo i sam Księżyc jest wówczas najmniej interesujący w całym miesiącu. (nie licząc efektownego wschodu i zachodu) Kto nie widział, ten nie wie, że astro-amatorzy olewają pełnię, a wolą mało efektowną na pierwszy rzut oka kwadrę, która jednak w większym powiększeniu przyprawia o zawrót głowy.

      Usuń
    4. Prawie się z panem zgadzam. Prosze jednak pomyśleć nieco inaczej: wyjście z domu i popatrzenie na "
      superksiżyc" może stać się POCZĄTKIEM poważniejszego zainteresowania. Moi uczniowie, gimnazjaliści, wczoraj prowadzili obserwacje, próbowali swoich sił w fotografii a jutro (doslownie, 16.11) bedziemy wspólnie korzystali z Polskiego AstroBlogera przy omawianiu aktywności slonecznej, klasyfikacji rozbłysków i "kosmicznej pogody". Wybieramy się zimą do Szwecji aby obserwować zorzę i trzeba się do tego przygotować. Jakby i miał pan coś przeciwko obserwacji zórz polarnych to szybko dodam, że w uniwersyteckim ośrodku badań kosmosu w Kirunie już mamy zarezerwowany wyklad. Pozdrawiam.

      Usuń
    5. Pani Violetto, dziękuję za komentarz. Rozumiem o co chodzi, ale w ten inny sposób także o tym pomyślałem - czemu dałem wyraz tak w felietonie zachęcając do dwóch eksperymentów w czasie obserwacji jak i komentarz niżej pisząc, że jeśli ktoś spojrzy dzięki temu w niebo i się zainteresuje poważniej, to dobrze.

      Chciałbym jednak zauważyć, że spojrzenie na takie tematy wygląda zupełnie inaczej z perspektywy potencjalnych odbiorców a osoby, która ma temat popularyzować - choćby przez taki skromny blog jak ten. Z tym jak działają podobne sensacje okraszone złowieszczymi prognozami wymyślonymi przez ich twórców nie tylko w kontekście superksiężyca, stykam się od wielu lat i choć mógłby to być pewnie temat na zupełnie osobny i równie obfity felieton to w dużym skrócie widzę jednak więcej negatywów (zwłaszcza przy powyższym temacie) takiego dmuchania balonika przez bezkrytyczne powtarzanie w różnych źródłach teorii wiążącej się z superksiężycem, niż pozytywów - zarówno po czytaniu Internetu jak i temu co zasłyszę w rzeczywistości wśród innych ludzi.

      Uważam, że jeśli już zachęcać do obserwacji to przy zjawiskach, które będą naprawdę widoczne, a nie tych które do ujrzenia wymagają uruchomienia silnej autosugestii i dla znakomitej większości pozostaną poza zasięgiem wzroku. Może ktoś się poważniej zainteresuje - nie neguję tego, rzecz w tym, że z obserwacji widzę, że przy takich sensacjach to kogo przybywa potem znacznie więcej to nie coraz bardziej drążących temat hobbystów astronomii, ale tych wspomnianych w tekście ludzi "z otwartymi umysłami" ;-) Szkody poczynione astronomii czy ogólniej nauce przez utrwalanie w świadomości innych osób bzdurnych pojęć czy zjawisk, utrwalanie prowadzące coraz częściej w szerokim znaczeniu do negowania nauki i faktów a promowania niepotwierdzonych, wydumanych faktów, w istocie rozkręcania pseudonauki, uważam za niewspółmiernie wysokie wobec ewentualnych korzyści w postaci jakiegoś procenta osób, u których zainteresowanie ruszy i takiego sposobu popularyzacji tutaj nie stosuję. Może to wyglądać jak wkładanie kija w mrowisko, ale stąd też przy podobnych okazjach pozwalam sobie niekiedy na krytyczne spojrzenie na pewne tematy, które z punktu widzenia odbiorcy mogą wydawać się zupełnie niewskazane do pomijania, zaś z mojego punktu widzenia wymagające naprostowania bzdur, które media lubią utrwalać, nawet gdy jak w tym wypadku wychodzą one od astrologa i opierają się o wspomniane w tekście założenia. Krytycznego spojrzenia na powyższy temat oczywiście nie należy utożsamiać ze zniechęcaniem do obserwacji.

      Bardzo mi miło za dalszą część komentarza. Trzymam kciuki za powodzenie zimowej wyprawy do Szwecji. Przy dużej ilości powstających w ostatnich miesiącach dziur koronalnych z pewnością niejednokrotnie nadarzą się okazje na rozwój aktywności zórz polarnych, choć "zima" to bardzo szerokie określenie. Skoro jednak już jest zarezerwowany wykład to zakładam, że i konkretny termin wyprawy ustalony. Pogoda bywa zimą kiepska nie tylko w Skandynawii, ale z uwagi na długość nocy nawet przy pochmurnej sytuacji pogodowej często udaje się tam odnieść sukces w choćby okresowych rozpogodzeniach. Bez względu na czas wycieczki życzę Pani i uczestnikom by Słońce dopisało jak należy, choć dla Szwecji nie będzie musiało się ono aż tak starać jak dla nas :-) Pozdrawiam

      Usuń
  2. Jestem zachwycona tym felietonem. Szczególnie ostatnim akapitem. Mam nadzieję że znajdzie się kilka osób, które przekonasz iż superpełnia to tak na prawdę nic szczególnego. Bo ja u siebie w pracy walczę usilnie z horoskopami i przesądami. I ciągle nic...A pierwszego prawa Newtona nikt nie pamięta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyno, dziękuję. Super-pełnia była zjawiskiem zwyczajnym do około 2011 roku i ludzie wcale nie dostrzegali mniej bez takich wiadomości (tak jak teraz nie dostrzegają więcej, chyba że przez autosugestię), ale obecnie wokół tego zjawiska bije się już zbyt dużo piany, by powrócić do stanu wcześniejszego. Nic to. Jeśli ktoś spojrzy dzięki temu w niebo i się zainteresuje poważniej to dobrze, jeśli nie bądź jeśli zapamięta tylko to co najbardziej szokuje a więc kwestie niebezpiecznego wpływu superpełni na Ziemię, co jest zdecydowanie bardziej prawdopodobne - trudno, punkt dla astrologa i kop w zadek dla nauki.

      Usuń
  3. Jeśli się nie potrafi pisać nazwijmy to fachowo jednocześnie tak by porwać odbiorców do obserwacji, to nawet jakieś artystyczne nazewnictwo zjawisk i z sufitu wzięte informacje o ich groźnych skutkach nie zachęcą do uprawiania astronomii amatorskiej. Dlaczego media to robią? To proste - reklamy! Reklamy, klikalność, napędzanie ruchu najtańszym kosztem czyli wieszczeniem różnego niebezpieczeństwa tam gdzie go nie ma - to jest najprostszy i najbardziej trafny powód dla którego wiele serwisów śpiewa jednym głosem za innymi portalami. Sam fakt, że media zachwycają się pełnią świadczy, że pismaki nie mają pojęcia co taki okres oznacza dla astro-amatorów mających tego ciemnego nieba coraz mniej.
    Robert

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, na ogół właśnie to jest głównym celem stosowania przez media takich zagrywek, choć trzeba otwarcie przyznać, zagrywek bardzo dla nich skutecznych. Poczytność, klikalność dzięki takiej sensacji jak każdej innej na pewno jest wyraźnie lepsza, sam też mógłbym otagować blog i teksty "super-księżycem" dla zwiększenia ruchu, a jednak wolę mniej wartościowych odwiedzin zamiast wielu takich rodem z paranienormalnych portali z pytaniami dlaczego ukrywa się jakieś informacje co by może paniki nie siać. Ostatnio stało się to prawie tak częste jak po sierpniowym trzęsieniu ziemi we Włoszech wywołanym przez bliskość Marsa...

      Usuń
  4. A propos...

    "Można mieć 100% pewności, że przy braku świadomości delikwenta o trwającej super-pełni, jego zachwyt w niczym nie zostanie umniejszony"

    Dokładnie tak. Od siebie dodałbym do tego, że można mieć też 100% pewności, że gdy wskaże się delikwentowi nieświadomemu pełni w perygeum pełnię w perygeum i apogeum przy wysokiej pozycji księżyca - nie ma siły by z jednoznaczną pewnością odróżnił on która jest która. Jednoznaczną czyli taką w której powiedzmy byłby skłonny od razu postawić choćby stówkę na swój wybór ;)

    Autor chyba pamięta tę anegdotkę, ale powtórzę ją tu skoro jest okazja. Jeszcze kilka lat temu gdy nad księżycowym perygeum IMHO słusznie przechodziło się jak nad np. wspomnianym w felietonie wschodem Słońca i nie robiono z tego produktu medialnego, mieliśmy okazję złapać na jednym ze spotkań obserwacyjnych kilkunastu przechodniów aby odpowiedzieli czy księżyc wygląda dla nich inaczej (akurat w czasie perygeum) ale nie mówiąc im nic o tym fakcie. Żaden, żaden nie wskazywał różnic, mało tego- wielu osobom wydał się... mniejszy! gdy nie mogły na niego spoglądać mając w otoczeniu jakieś zabudowania gdyż przebywał już ponad 40 stopni nad horyzontem. Miesiąc później pełnia też podobnie wypadła i w takich samych okolicznościach przy wysokiej pozycji księżyca tylko nieco gorszej pogodzie pytaliśmy przechodniów czy widzą jaki jest on dziś nadzwyczaj duży ponieważ akurat trwa największe zbliżenie do Ziemi w miesiącu. Wielu odpowiadało, że faktycznie wydaje się być bardziej sporawy niż zwykle, ale nadal była to tylko część pytanych. Podsumowując. Wiedza u zaczepionych osób o zbliżeniu do Ziemi od razu podniosła liczbę pytanych, którzy zaczęli widzieć księżyc większy od innych pełni, ale i tak nie zadziałała na wszystkich, którzy słusznie dali wiarę temu co mówią oczy zamiast temu co szepcze im wyobraźnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, relację pamiętam, ale nie szkodzi, że się nią także tu podzieliłeś, bo to bardzo wartościowy komentarz.
      Uzupełniając Twoje uzupełnienie ;-) - jeśli jednak czyjś zachwyt zostałby umniejszony - to tym bardziej taka osoba potwierdziłaby obserwowanie wyobraźnią a nie wzrokiem. Tyle, że zachwyt nie ma szans zostać umniejszony przy braku świadomości o superpełni, bo każda, nawet ta najdalsza, a nie tylko podczas perygeum, wygląda pięknie przy wschodzie i nie ma opcji, zwłaszcza u sporadycznego obserwatora, by miały się pojawić głosy niezadowolenia.

      Usuń
  5. Ściana tekstu :( Jest takie dziennikarskie przysłowie: "każdy tekst skrócony o połowę, zyskuje dwa razy na wartości".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie i jeszcze to rzeczowe argumentowanie, objaśnianie, ten zabawny styl sprawiający że połykasz tekst za jednym zamachem... ja nie wiem jak autor bloga może gnębić czytelników takimi ścianami tekstu. Przecież 4 góra 5 prostych zdań powinno każdemu wystarczyć, jeszcze parę ortów by się przydało i przynajmniej poziom tekstu byłby porównywalny z dobrą papką w innych portalach.

      Usuń
    2. @ Piotr
      Rozumiem. Dzięki za rzeczowy komentarz.
      Swoją drogą, czemu tylko o połowę? Lepiej zrobić parę kroków na przód i zawierać sedno wypowiedzi w samym tytule - co ludzie już w ogóle będą mieli z głowy problem czytania czegokolwiek jeśli kilka akapitów to wysiłek ponad normę. Takie podejście idealnie by się wpisywało w proces postępującej analfabetyzacji społeczeństwa, które za chwilę będzie potrafiło tylko oglądać obrazki i filmiki, więc nic tylko to wykorzystać.

      @ Timon ↑ ↓
      Dziękuję. Cóż, dla wielu portali rzeczywiście jest to "odkrywanie Ameryki". Do póki jest to informowanie tylko w oparciu o prawdę i fakty, to nie ma w tym nic złego, ale jeśli - jak przy okazji tytułowego zjawiska - utrwala się je powtarzając dorobione steki bzdur o złowieszczym wpływie na ludzi, na Ziemię, bo tak sobie twórca obmyślił to cóż - ten blog ręki do tego przykładał nie będzie. Tyle.

      Usuń
    3. Ściana tekstu to nie problem długości tekstu tylko podziału na akapity i głębokości wcięć. W końcu książki da się czytać mimo że są wielokrotnie dłuższe od powyższego tekstu.

      Ja bym wręcz zachęcał do pisania dłuższych tekstów, bo obecne dziennikarskie podejście wygląda tak, że skracamy tekst o połowę i wyrzucamy połowę informacji. Nawet tych które są potrzebne aby zrozumieć o co chodzi.

      Usuń
    4. Mi ta "ściana tekstu" zabrała 2 minuty i były to bardzo mile spędzone 2 minuty. Zdecydowanie wolę to niż oglądanie pożal-się-Boże jutubera, który 1/10 treści przekaże mi w 10 minutowym filmie.

      I zgadzam się z komentarzem Autora - społeczeństwo się tak rozleniwia, że niedługo bez wizualizacji obrazkowej mało kto będzie cokolwiek rozumiał. A widok "ściany tekstu" będzie przyprawiał o palipitację serca.

      Usuń
  6. Ciekawa ocena zachowań mediów, lekkie zaostrzenie języka, humorystyczny styl wypowiedzi i świetne objaśnianie zjawisk - Twoje felietony czyta się znakomicie. Zabawne jest to reklamowanie superpełni jakby odkryto Amerykę, wszyscy jadą bezkrytycznie w tym samym tonie. No.. na szczęście nie wszyscy. Jak skomentował przedmówca na prawdę większy pożytek byłby z reklamowania choćby setnej czy tysięcznej koniunkcji czy nawet maksimum jakiegoś niepopularnego roju meteorów, pula atrakcji nie jest mała. No a to, że pojęcie wzięło początek od niejakiego astrologa i opiera się o luźne założenia to pewnie też niewielu ma świadomość.
    Wyborny tekścik na dzisiejsze Święto Narodowe! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatni akapit przezabawny! Leżałem ze śmiechu!
    Dzięki, Hawkeye za ten artykuł :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwszy raz i tym super super księżycu to wczoraj przeczytałem na stronach Polsatu - nigdy nie miałem o ich poziomie merytorycznym jakiegoś szczególnego mniemania, ale w ich tekście zaskoczyło mnie co innego; pisali że ostatni raz takie zjawisko było widoczne jakieś 60 parę lat temu i znów będzie widoczne za bodajże 14... pogrzebałem w sieci (przyznaję bez przekonania) ale bez większych ustaleń na czym ów interwał czasowy polega. Podejrzewam iż w grę znów wchodzą jakieś sekundy kontowe.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo interesujaca lektura. Przyznam troche nieskromnie, ze bezblednie podejrzewalem dlaczego temat "superksiezyca" notorycznie pomijasz w swoich tekstach i powyzszy felieton tylko mnie w tym utwierdzil. Nie dziwie sie zreszta... w koncu robienie wielkiego hype'u wokol pelni tylko dlatego, ze wypadnie ona blizej niz inna jest komentujac krotko smieszne. Jeszcze gorsze jest ze powtarza sie przy tym pojecie opierajce sie o tak bezdennie glupie zalozenia ze mi byloby wstyd sie przyznac do powtarzania czegos czego nie ma zadnych podstaw naukowych - wulkany? huragany? bo perygeum wypada blisko? szczyty glupoty. Ludzie i tak tego nie zauwaza tak na serio, a nie ze "chyba jest wiekszy", zas bardziej zaprawieni w boju astromaniacy wogole nie mysla wtedy o obserwacjach ksiezyca, chyba ze w czasie zacmienia. Lub podczas wschodu, tylko ze wtedy zaden superksiezyc nie jest potrzebny by geba sie usmiechala :)

    ps. przeproaszam wyjatkowo za brak polskich znakow

    OdpowiedzUsuń
  10. Artykuł super, ale pozwólcie na jedno pytanie. Czy tym razem superskosc Księżyca nie polega glownie na tym, że Księżyc jest najbliżej od 1948? Tak zdaje się podaje NASA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Perygeum jest najbliższe od 1948, ale to nie ma znaczenia w tym całym szale medialnym gdyż superksiężyc jest już łączony z każdą pełnią w perygeum i gdyby wypadła ona jutro w podobnej odległości co miesiąc temu czyli dalej niż jutro to tez media by szum robiły... i napewno będą robić za miesiąc pomimo większej już odległości od Ziemi.
      Robert

      Usuń
  11. Świetny artykuł ,tylko po dzisiejszym tsunami na NZ mondrzejsi będą znowu piać ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Los jednak lubi drwić i podsuwać "fakty do połączenia" tym co łączą wpływ zjawisk we wszechświecie na codzienne życie ziemi i ludzi...:D Jak mówi astrologiczny klasyk - zanieczyszczenia na poziomie głowy:D https://www.youtube.com/watch?v=P22G-w79i5U <- co dotyczy w równym stopniu wypowiadającej.

      Usuń
  12. Mi się Śniło że był Super Księżyc spowodował Śmierć Papieża, zniszczenia i Koniec Świata, śmieszne i dziwne są sny. Dobrze że to tylko sen :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wczoraj na onecie widziałem artykuł, w którym twierdzono, że superpełnia będzie trwała trzy dni. A to nie byle co.

    OdpowiedzUsuń
  14. Tu dość ładnie widać różnicę między apo- a perygeum na całej tarczy:
    http://apod.nasa.gov/apod/ap161113.html

    Maksymalnie 14% większa średnica kątowa (~ 4 arc-min) i ok. 30% powierzchnia względem minimalnych rozmiarów - nie przeciętnych jak pisze prasa popularna. Różnica względem przeciętnych rozmiarów będzie więc mniejsza. Ponadto przejście między fazami jest mocno rozciągnięte w czasie, przez co trudne do obserwacji samymi zmysłami nie wspartym jakimś sprzętem (aparat).

    Oczywiście zjawisko powtarzalne więc żadna sensacja, ale moim zdaniem różnica wielkości jest znaczna i warta obserwacji. Prasa popularna stara się oczywiście spopularyzować to zjawisko (taka w końcu jest jej rola), a robi to jak zwykle podbijając emocje... czyli robi to podobnie jak portal Polski Astrobloger z innymi powtarzalnymi zjawiskami astronomicznymi (za co jestem b. wdzięczny). Akurat „Super-pełnię” zalicza do pomniejszych zjawisk (i słusznie) co nie znaczy – nie wartych uwagi i zachęty. Jedyna różnica w tym, że prasa popularna popularyzuje tandetnie, a specjalistyczna - fachowo. Ale chyba nikt rozsądny nie spodziewał się wykładów naukowych i głęboki intelektualnej po tabloidach? A może jednak…?

    PS. Termin "Super-Księżyc" pachnie trochę tanią sensacją, ale chyba się przyjął jako wygodne określenie zjawiska jednym słowem.

    OdpowiedzUsuń
  15. W listopadowym wydaniu miesięcznika "Wiedza i Życie" (str. 14-15) jest informacja o tym, że trzęsienia ziemi mogą częściej występować podczas pełni lub nowiu. Oczywiście, to nie sam Księżyc wywołuje wstrząsy sejsmiczne, ale może je wzmacniać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na logikę nie ma w tym nic dziwnego - wystarczy grawitacja, nie trzeba magii. Jeśli akurat istnieją skumulowane naprężenia na brzegach płyt tektonicznych a w obszarze działania sił pływowych, to siły te teoretycznie mogą wywołać trzęsienie. Oczywiście w okolicach perygeum przyciąganie Księżyca jest jeszcze trochę większe niż zwykle.

      Usuń
    2. PS. Ale nie wiem jaki związek z tym może mieć faza Księżyca... oświetlony czy nie przyciąga chyba tak samo.

      Usuń
    3. A to ciekawa uwaga.Jak to zatem wytłumaczyć ?

      Usuń
    4. Tylko, że Księżyc zawsze* jest oświetlony w równym stopniu na 180 stopniach jego długości selenograficznej, czyli połowie jego całego globu (mając na uwadze stronę przeciwną), więc nie da rady by "zmienność" oświetlenia miała znaczenie. Wszak "zmienność" to pojęcie na wyrost, wiążące się jedynie z naszą perspektywą, jego ruchem obiegowym wokół Ziemi i kątem pod jakim go dostrzegamy.

      * pomijając momenty jego całkowitego zaćmienia o ile do takowego dochodzi.

      Usuń
    5. Oświetlenie Księżyca nie ma oczywiście wpływu na siłę jego przyciągania, ale kierunek jego położenia względem Ziemi i Słońca ma już tu znaczenie. A ten kierunek zależy właśnie od fazy. Warto zauważyć, że w pełni lub nowiu wszystkie trzy ciała: Słońce, Ziemia i Księżyc leżą w jednej linii, a więc wzajemne siły przyciągania tych trzech ciał działają wzdłuż tej samej prostej i mogą potęgować swoje działanie. W pierwszej lub ostatniej kwadrze Księżyc leży w kierunku prostopadłym do linii Ziemia - Słońce i wektory sił pochodzących od Słońca i Księżyca mają różne kierunki, przez co sumaryczna siła działająca na Ziemię jest nieco mniejsza. To tak w wielkim skrócie, bo zagadnienie jest bardziej skomplikowane.

      Usuń
    6. Czy Księżyc może wzmacniać trzęsienia ziemi?
      Więcej na ten temat (z odnośnikiem do oryginalnej pracy zespołu Satoshi Ide) w Uranii:
      http://www.urania.edu.pl/wiadomosci/czy-ksiezyc-ma-wplyw-na-trzesienia-ziemi-2508.html

      Usuń
  16. Wczoraj wieczorem się rozpogodzło, około 23.00 luknąłem na księżyc i za nic nikt by mi nie wmówił, że widzę inną wielkość tarczy niż w normalnych pełniach, nawet na siłę próbując i wiedząc że jest perygeum. Żona i dzieciaki wręcz stwierdziły że tarcza jest mała jak zawsze jesinno-zimowymi nocami. To co wyłapują matryce w aparatch pomiędzy apogeum i perygeum na długich ogniskowych ma się NIJAK do obserwacji wizualnej.

    Innymi słowy - szkoda, że taki tekst jak powyższy ukazuje się tylko w jednym miejscu sieci. Ale dobrze, że chociaż tu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znane złudzenie optyczne - Księżyc wydaje się wielki gdy jest nisko zawieszony i sąsiaduje z obiektami ziemskimi, a mniejszy gdy jest samotny i wysoko zawieszony na niebie. Subiektywnie mocniej odbieramy ten złudny efekt niż obiektywną zmianę średnicy kątowej tarczy. Z tego można wyciągnąć dwa wnioski:
      1. "Super-pełnia" zrobiłaby większe wrażenie gdyby wystąpiła latem gdy Księżyc jest najniżej.
      2. Subiektywne wrażenia dobrze jest konfrontować z faktami, eksperymentem, wiedzą obiektywną :-)

      Usuń
    2. Tak, wspomniana w tekście iluzja księżycowa. Pomyśleć, że ludzie ograniczając obserwacje do wschodu będą myśleć jak to widzieli to zbliżenie do Ziemi nie wiedząc, że ten efekt i takie widoki są osiągalne w każdym miesiącu... Latem byłoby ciekawiej, to fakt. Pozdr:)

      Usuń
  17. Tak Pan krytykuje Astrologię w tym artykule, że gdyby nie to, to nie byłoby chyba o czym pisać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, bez obawy. Zapewniam, że było i jest o czym pisać. Teksty w tej witrynie, których jest grubo ponad 1000 ukazują się od ponad siedmiu lat i prócz powyższego tworzyłem je nie odnosząc się w ogóle do bredni wymyślanych przez tych pomyleńców-astrologów. Oczywiście powyższy wpis nie musi być ostatnim jeśli który astrolog pod przykrywką naukowości zabłyśnie kiedyś mądrością podobną do pojęcia superksiężyca Nolle'a.

      Usuń
  18. Nagrałem filmik w Gdyni z wschodu księzyca https://www.youtube.com/watch?v=sa8BWf6rOs8

    OdpowiedzUsuń
  19. Dzień dobry:) Wbrew pozorom i negatywnym ocenom które pochopnie mogłyby dokonać osoby emocjonalnie reagujące na ukazanie się powyższego tekstu, takie sceptyczne spojrzenie na pojęcie superksiężyca jest bardzo cennym i ważnym głosem. Więcej, powiedziałabym, że jeszcze ważniejszym z punktu widzenia popularyzacji astronomii niż wpadanie w hurra optymizm i szał jak dokonują to praktycznie wszystkie inne źródła jakie znam. Sens ukazania się takiego wpisu mogliby zanegować chyba tylko ci, którzy właśnie emocjonalnie dali się wkręcić w szał rozkręcony w mediach nie mając świadomości kwestii wspomnianych w tekście. Ukazanie tematu w powyższej perspektywie wnosi o niebo więcej niż przekopiowanie przez kolejny portal informacji o tym co to "niezwykłego" nadchodzi, jak "wyjątkowo" będzie to wyglądać (tak wyjątkowo że większość w ogóle się nie zorientowała) i jakie to straszne konsekwencje mogą wyniknąć. Pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ufam, że jest wiele prawdy w tym komentarzu i ucieszyłbym się gdyby taki był końcowy rezultat w kwestii popularyzowania tematu. Większość hobbystów traktuje pojęcie superksiężyca i to medialne szaleństwo raczej bardzo podobnie, no ale nie brak i takich, którzy właśnie jak to zostało trafnie ujęte emocjonalnie podchodzą do wszelkiej "niechęci" wobec tego tematu. A w nim wszystko ładnie się już zazębia: głupia definicja doczekała się godnego jej - głupiego nadużywania przez media, skutkiem czego nawet i ona niebawem przestanie się sprawdzać jak być może miała (już zresztą przestaje, co widać po zwiększającej się części internautów wskazujących - raz, że na przesyt całym tym superksiężycem i nieszczęściami z nim wiązanymi, a dwa, że niewyglądającym inaczej od innych pełni, różniącym się jedynie z punktu widzenia cyferek.

      Zamiast ograniczyć jej stosowanie do perygeów jak ostatniego (czego sam akurat i tak bym nie uznawał przez te bzdurne założenia pojęcia i katastroficzne wizje), od 2011 roku doszło głupie nadużywanie w mediach przy wszystkich perygeach, nawet znacznie dalszych od ostatniego (zgodnie zresztą z głupim założeniem jakiegoś wydumanego 90% maksymalnego zbliżenia do Ziemi), skutkiem czego ładnie zamazano różnice między pełnią w perygeum na miarę ostatniego a wieloma innymi perygeami znacznie bardziej odległymi, które przypadają po kilka razy w każdym roku, będących dla obserwacji tym bardziej bez znaczenia.

      Tak oto z sensacji "do przełknięcia", sporadycznej, zrobiono sensację wywołującą już odruch wymiotny, wypadającą po kilka razy w każdym roku - dlatego kolejnym krokiem rzeczywiście może być uczynienie tego samego z czymś równie pospolitym na miarę wschodów Słońca. Z tak "mądrego inaczej" pojęcia nie mogło wyniknąć inne jego stosowanie jak "mądre inaczej", więc chociaż jest się z czego pośmiać. Pozdrawiam

      Usuń
  20. Tymczasem portale piszą że w poniedziałek będzie burza magnetyczna, będzie się psuł internet i ludzi będzie bolała głowa. A to wszystko przez wiatr z dziury koronalnej.

    OdpowiedzUsuń
  21. Wysłałem do Radia Zet maila z pytaniem, czemu puszczają w obieg nieprawdziwe informacje. Ciekawe co odpiszą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to jestem ciekaw czy i jak się ustosunkują do Twojego pytania. Właśnie w tej sprawie wielu czytelników się odezwało w ostatnich dniach.

      Usuń

Prześlij komentarz

Zainteresował Ciebie wpis? Masz własne spostrzeżenia? Chcesz dołączyć do dyskusji lub rozpocząć nową? Śmiało! :-)
Jak możesz zostawić komentarz? - Instrukcja
Pamiętaj o Polityce komentarzy

W komentarzach możesz stosować podstawowe tagi HTML w znacznikach <> jak b, i, a href="link"