Burza (07.07.12)

Wreszcie udało mi się dokończyć sortowanie materiału, jaki zebrałem podczas przejścia nad moją głową piątej w tym sezonie burzy. A burza ta, pod względem widowiskowości była najpiękniejszą jak do tej pory od czasu inauguracji sezonu w połowie czerwca. Może ilość widocznych wyładowań nie była tak imponująca, jak podczas pierwszej tegorocznej burzy, ale widoki jakie towarzyszyły jej nadejściu jak i odsunięciu były zdecydowanie bardziej widowiskowe.

Upał. 34 stopnie w cieniu. Wilgotność powietrza ponad 80%. Parno i duszno. W takich warunkach po prostu musi coś się urodzić. Tym razem nadeszła do mnie nie zwykła komórka burzowa, będąca efektem letniej konwekcji, ale ciekawszy mezocyklonalny układ MCS. Pamiętając, że w poprzednich latach nadejście takiego układu zawsze rozpoczynało się od wspaniałych chmur szelfowych, miałem nadzieję, że tak też będzie tym razem. I tak też się stało.

Od godz. 18:30 z południowego zachodu zaczęła się nasuwać olbrzymia porcja znacznie rozbudowanych Cb-Capillatusów. W tym momencie promienie słoneczne zostały całkowicie zablokowane i z każdą minutą robiło się coraz ciemniej. Dały się już we znaki pierwsze wyładowania wewnątrz nadchodzącego MCSa. Wreszcie, kwadrans przed 19:00 nisko nad zachodnim horyzontem uwidocznił się arcus. Początkowo zbliżał się powoli, ale gdy znalazł się już niemal nade mną, prędkość przechodzenia shelfa stała się zdecydowanie wyraźniejsza. Jego rozpiętość była znaczna, jeden kraniec znajdywał się nad horyzontem północno-wschodnim, drugi - przeciwległy, niemal na południu.

MCS już tu jest... Ostatnie promienie Słońca przedostają się zza szczytu chmur.
Shelf nadchodzi, ostatnie minuty przed burzą. Widok na zachód.
Shelf nad północno-zachodnim horyzontem.
Gdy już byłem pod arcusem, ładnie uwidaczniały się kolejne obłoki porywane w prądach wstępujących na jego przedniej części. Przejściu shelfa nie towarzyszyły opady deszczu i gradu, a wiatr osiągał około 50 km/h w porywach. Po trzech minutach, odkąd przednia część arcusa znalazła się nade mną, siłę zwiększyły prądy zstępujące, wysokość shelfa znacznie się obniżyła, co spotęgowało emocjonujący nastrój. Mało co, a zahaczyłby o wieżowce.

Shelf coraz niżej. Ależ były wtedy emocje... :-)
Shelf zakrywa kolejne partie nieba.
Pod chmurą szelfową.
Gdy przednia część arcusa zakryła resztki jasnego pasa nieba nisko nad wschodnim horyzontem, rozpoczęła się część główna burzy. Opad deszczu przybrał momentalnie wysoką intensywność, a w pierwszych dwóch minutach opadu towarzyszył mu grad - jego średnia wynosiła maksymalnie 0,5 cm.

Ciemności o 19:10 CEST...
...i chwilę później.
Wysoka intensywność deszczu, zawiewanego falami z wszystkich kierunków, utrzymywała się aż do godz. 19:30, przez około 40 minut. Później opad przeszedł w umiarkowaną intensywność. Przetaczaniu burzy towarzyszyły wyładowania. Większość z nich występowała w chmurach, wystąpiło jednak nieco uderzeń doziemnych. Najbliższe z nich miały miejsce w odległości około 900 metrów ode mnie.



Około 20:00 niebo było już całkiem pogodne, MCS oddalał się na północny wschód, a w jego tylnych częściach nadal szybko powstawały kolejne chmury burzowe. Godzinę później MCS nadal był widoczny na niebie północno wschodnim. Zbliżał się zachód Słońca, a w dolnych częściach wysoko wypiętrzonych kowadeł capillatusów uwidoczniły się mammatusy. Nigdy nie widziałem ich tak licznie i tak wyraźnie. Wydaje mi się, że dużą zasługę ma tu właśnie Słońce, które krótko po zachodzie dobrze uwypukliło mammtusy, oświetlając je "pod kątem" zamiast z góry jak to zwykle bywało w godzinach południowych. To był podręcznikowy wręcz przykład tego typu chmur. Zupełnie jak na amerykańskich dokumentach o łowcach burz. Było na co patrzeć.





A kiedy szósta burza w tym sezonie? Chyba nie prędko. Przed nami odpoczynek od pogody, jaka dominowała w pierwszym tygodniu lipca. Może to i lepiej? Najważniejsze, by pogoda sprzyjała w najbliższą niedzielę przed wschodem Słońca...

Komentarze