16 lat bloga

Od prostego dziennika z obserwacji bez aspiracji długotrwałej działalności po zbiór blisko 1800 tekstów ponad półtorej dekady później. Tak, to już szesnaście lat minęło od momentu, kiedy ten blog rozpoczął swoją podróż w sieci, stając się ostatecznie dla wielu przewodnikiem po świecie astronomii, kosmosu, a zwłaszcza pogody kosmicznej. Trudno uwierzyć, jak ten czas szybko płynie i jak znaczną metamorfozę witryna ta przeszła od swego początku, wszak punktem wyjścia był mały blog bardziej w charakterze prostego dzienniczka z obserwacji. Jak co roku, z dumą obchodzę nasze blogowe urodziny, dziękując Wam za wspólną podróż, w której mi towarzyszycie.

Ta rocznica to jak zawsze dobry moment na refleksję, na podsumowanie i na to, by spojrzeć w przyszłość. Przez te wszystkie lata każda linijka tekstu, każda analiza, każda prognoza pogody kosmicznej była pisana z myślą o tym, aby zarazić Was pasją do obserwacji nieba, zrozumienia zjawisk kosmicznych i czerpania radości z każdego spektaklu, jaki niebo nam fundowało. Bywają noce bezchmurne, które poświęcam na obserwacje, bywają też deszczowe, nieco bardziej frustrujące wieczory, a nawet przeciągające się okresy niefortunnej pogody, jednak bez względu na temat każdego nowego tekstu jaki przygotowuję zawsze staram się wracać do klawiatury z energią, wiedząc, że po drugiej stronie czekają na moje teksty Czytelnicy.

W minionym roku blogowej działalności, czyli od 1 sierpnia 2024 do 31 lipca 2025 roku, ukazało się tutaj 85 nowych tekstów. To wynik nieco niższy, niż w poprzednim roku, co niestety wynika z moich ogromnych deficytów wolnego czasu w ostatnich miesiącach i póki co raczej nie zanosi się na zmiany, jakich mógłbym sobie na tym polu zapragnąć. Chociaż różnica w liczbie tekstów może wydawać się niewielka - wszak to zaledwie dwa wpisy mniej, niż przed rokiem - to prawda jest taka, że za kulisami wiele z tych opublikowanych treści nie było tworzonych od zera. Stanowiły one bowiem powrót do wersji roboczych, jakie rozpocząłem wiele miesięcy temu, czasem nawet rok wcześniej.

Do dziś mam kilkadziesiąt takich wpisów mniej lub bardziej rozbudowanych, do których wracam w różnym tempie i przy różnych okazjach, ale z braku czasu wiele z nich czeka na „dopieszczenie” nawet miesiącami. Przyznam bez bicia, że gdyby nie one - ilość nowych wpisów za ostatni rok byłaby najpewniej o połowę niższa. Cieszę się jednak, że pomimo różnych wyzwań i okoliczności często utrudniających siedzenie nad nowymi tekstami tyle czasu ile by człowiek pragnął, blog wciąż rośnie. Łącznie znajdziecie tutaj już blisko 1800 tekstów, posegregowanych w 16 tematycznych działach, co jak na owoc pracy jednoosobowej redakcji nie jest chyba złym wynikiem i co tworzy już całkiem pokaźną bazę wiedzy, do której często wracacie.

Wasze zaangażowanie i rosnąca liczba obserwujących to dla mnie największa motywacja. Z dumą mogę ogłosić, że nasza społeczność na Facebooku niedawno przekroczyła tę „magiczną” granicę 10 tysięcy, - to już naprawdę niekiepska gromada pod niebem - a obecnie liczy już ponad 10 tysięcy 230 osób. Coraz częściej łapię się jednak na tym, że świętowanie takich liczb ma gorzki posmak. Bo zasięgi - w ogólności - nie rosną dziś przede wszystkim dlatego, że coś jest wartościowe, ale dlatego, że coś jest szybkie, łatwe, krzykliwe. Przede wszystkim jednak - szybkie. Algorytmy nie lubią tekstu, który wymaga zatrzymania się, przeczytania dwóch akapitów więcej, niż zwykle i pomyślenia chwilę dłużej, niż trwa przewinięcie ekranu. Obserwuję z niepokojem, jak algorytmy tej platformy coraz skuteczniej ograniczają zasięgi bardziej wymagających treści, próbując sprowadzić wszystko do płytkiej rozrywki. Jeśli jednak ten blog po szesnastu latach działalności wciąż tu jest, to dlatego, że sporo z Was nadal wierzy, że warto zatrzymać się na dłużej. I za to serdeczne dzięki.

Zmagam się z tymi zmianami, starając się dotrzeć do Was pomimo systemowych blokad, ale niestety często one działają, bo internauci się na to godzą, często być może nawet nieświadomie. To nie tyle pretensja, co smutna obserwacja. Tym łatwiej jest przecież zostawić serduszko pod zwykłym, podobającym się komuś memem, zdjęciem kota albo jedzenia czy udostępnić pospolite zdjęcie chmury, góry czy krajobrazu - niezależnie jak dobre czy złe by nie było - i przejść dalej, zamiast zrobić to samo z materiałami wymagającymi większego zaangażowania. Z moimi tekstami jest trudniej - nie da się ich przewinąć w trzy sekundy ani zamknąć w dwóch emotkach. Po wielokroć widzę, jak wpisy, nad którymi spędzam wiele godzin, przez miesiąc nie zdobywają ułamka wsparcia w postaci udostępnień, komentarzy czy reakcji „karmiących” algorytmy, w porównaniu do kwadransa aktywności internautów pod prostymi, a często nazbyt emocjonalnymi i szybkimi treściami, które można stworzyć w dosłownie parę sekund.

Algorytmy naturalnie to wychwytują i na własne życzenie internautów odzwyczajają ich od lektury, na rzecz coraz bardziej płytkiego konsumowania obrazków i filmów, w myśl zasady jaką nazywam "więcej, szybciej, płycej". To zjawisko tylko pogłębia już i tak głęboką zapaść czytelnictwa, krytycznego myślenia, zaniku uważności czy nawet dbałości o język ojczysty. Sam tej w smutnym kierunku zmieniającej się rzeczywistości nie zmienię, dlatego zachęcam Was - jeśli cenicie tę formę przekazu - wspierajcie ją: komentarzem, udostępnieniem, reakcją. Dzięki temu blog ma szansę dotrzeć do tych, którzy szukają czegoś więcej, niż bezmyślnego przewijania ekranu palcem. Zachęcam do wspierania kolportażu materiałów jakie opracowuję, na wymienione sposoby i świętowania każdej kolejnej rocznicy działalności bloga razem ze mną, bo w takich realiach nigdy nie wiadomo, która z nich okaże się ostatnia.

Gdybym jednak kierował się jedynie cyferkami i pogonią za polubieniami czy udostępnieniami, pewnie dawno temu przeszedłbym na emeryturę. Na szczęście dla mnie - i mniej fortunnie dla miłośników Facebooka niechętnych wobec alternatyw - profil bloga w serwisie pana Marka Zuckerberga powstał na Waszą prośbę kilka lat po samym starcie bloga, więc gdyby jakiegoś dnia miał się on wynieść z Polski (nie żeby mu to groziło) to łzy żadnej nie uronię. Sam tam nie szukałem nigdy szczęścia, logując się tylko gdy mam powiadomić Was o nowym tekście czy "gotowości zorzowej". To właśnie z myślą o Was, a nie o algorytmach czy modach na krótkie formy, nadal tworzę rozbudowane teksty. Tym usilniej zachęcam do korzystania z alternatywnych metod kontaktu z blogiem jeśli go cenicie, a przy korzystaniu z Facebooka serwis ten próbuje Was tego kontaktu pozbawiać.

W obliczu tej algorytmicznej cenzury, równie miło prezentuje się wzrost liczby obserwujących profil bloga na X (dawny Twitter), gdzie na dziś zgromadziło się ponad 3100 osób, choć na początku zeszłego roku nie było tam tysiąca. Póki co nie ma na nim aż takiej cenzury, więc jest duża szansa, że przynajmniej tam żadnych treści jakie udostępniam, nie przegapicie. Profil na X jest obecnie jednym z pewniejszych sposobów, aby nie przegapić nowej treści na blogu, obok bezpośredniego wchodzenia na stronę - a z pewnością znacznie pewniejszym od Facebooka. To dzięki Wam, dzięki każdemu komentarzowi, udostępnieniu czy polubieniu, blog żyje i rozwija się, docierając do entuzjastów nocnego nieba.

Przechodzimy teraz do corocznego, tradycyjnego zestawienia dziesięciu najpopularniejszych artykułów, które w minionym roku blogowym, dzięki Waszej lekturze, wywindowały na szczyt poczytności. Mimo że możliwości publikacji są zawsze ograniczone, a czasu na tworzenie treści brakuje, to i tak na witrynie ukazała się spora różnorodność tematów, po które najchętniej sięgaliście. Które teksty zdobyły miejsca na podium, a które znalazły się w ścisłej dziesiątce? Pora to sprawdzić i być może raz jeszcze powrócić myślami do tamtych fascynujących chwil.

★★★★★★★★★★

TOP-10 tekstów 16. roku działalności VIII 2024-VII 2025 A.D.
(kliknij w tytuł by otworzyć całość)


"Druga z najsilniejszych (jak dotąd) burz magnetycznych 25. cyklu aktywności słonecznej. Wielu upatrywało w niej szansy na powtórkę z pamiętnej majowej nocy 10/11.05.2024 r. kiedy po raz pierwszy od dwóch dekad aktywność geomagnetyczna rozszalała się do ekstremalnego poziomu, a zorza polarna stała się zjawiskiem globalnym docierającym nawet nad tropiki. (...) 10 października 2024 r. wspięliśmy się na niemal porównywalne poziomy aktywności geomagnetycznej mając wsparcie ze strony zaledwie jednego wyrzutu. To potrafią tylko szczególnie potężne, energicznie uwolnione w przestrzeń CME i - gdyby nie zbyt niska prędkość, o ponad 200 km/sek. słabsza względem 10/11 maja oraz zauważalnie słabsza siła pola magnetycznego wiatru słonecznego, październikowy wyrzut być może byłby w stanie doprowadzić do pełnoskalowej burzy magnetycznej kategorii G5 przynajmniej na jeden 3-godzinny epizod. Można rzec, że w nazewnictwie burza ta nie jest oficjalnie ekstremalną jedynie z tego względu, że jej najwyższa aktywność rozłożyła się niefortunnie w odniesieniu do interwałów, dla jakich liczony jest globalny indeks Kp, jednak de facto aktywność geomagnetyczna najwyższej kategorii rzeczywiście zachodziła - sumarycznie aż przez dwie godziny."

"Noc z 12 na 13 sierpnia 2024 roku zapisze się w mojej pamięci jako ta jedna z kilku TIP-TOP najważniejszych nocy w dotychczasowym dorobku jako amatora astronomii. Stanowiła coś, w co trudno uwierzyć nawet kiedy ma się to przed oczami, a co dopiero gdyby ktoś wcześniej sugerował możliwość takiego spektaklu. Kurtyna z filarów przetaczających się z zachodu ku północy i dalej we wschodnim kierunku, na tle której pojawiały się kolejne Perseidy stanowiła najpiękniejszy z widoków na nocnym niebie jakie ujrzałem w dotychczasowym przebiegu 2024 roku, a w kontekście samych zórz - najpiękniejszy w ogóle. Jak już wspominałem w tekście poświęconym ostatnim rozbłyskom - sprawcom całego zamieszania - traktuję tę noc jako spóźniony prezent na jubileusz niedawnego 15-lecia działalności blogowej, a nocy tej nie zapomnę chyba nigdy - wszak porządna zorza to jedno, ale porządna zorza podczas szczytu aktywności Perseidów, przy bezksiężycowej nocy i bezchmurnym niebie od Bałtyku po Tatry - to już raczej traktować mi trzeba w kategoriach cudu."

"Rozpiętość okazałych kurtyn z niezwykle licznych filarów rozpościerających się od północnego zachodu przez północ do północnego wschodu była zachwycająca, a fakt, że takie piękno zorza odsłoniła Polakom w czasie epilogu burzy mającej wówczas ledwie połowę wcześniejszej aktywności pokazuje, jak bardzo magnetosfera musiała zostać wzburzona we wcześniejszych godzinach, że nawet niekorzystne zmiany w warunkach wiatru słonecznego nie wygasiły burzy do zera, dając polskim obserwatorom szansę na drugą z rzędu noc z zorzami polarnymi - zupełnie jak w przypadku majowej burzy magnetycznej kategorii G5 - choć teraz to druga noc burzy okazała się przynieść bardziej fotogeniczne zorze. Tym razem w odróżnieniu od sytuacji z maja, w zamian za jedną kategorię aktywności niżej, otrzymaliśmy maksimum Perseidów, które wpadając raz po raz w zorzę polarną uczyniły z tej burzy przypadek absolutnie niewiarygodnej kumulacji będącej niczym wygrany los na loterii. Ta trudna do uwierzenia koincydencja pięknych zórz polarnych w drugiej z najsilniejszych burz magnetycznych tego roku przypadła nie tylko przy jednoczesnym szczycie aktywności Perseidów, ale zaszła także w noc bezksiężycową, a co najważniejsze - przy bezchmurnym niebie od Bałtyku po Tatry. Pamiętajmy o tym przypadku gdyby groziło nam zniechęcenie złą pogodą przed oczekiwaniem na ważniejsze zjawiska!"

"Podczas zaćmienia nie było praktycznie większego stresu w przypadku warunków pogodowych. Prognozy od wielu dni poprzedzających zjawisko były w moim regionie stabilne i optymistyczne i takie też okazały się realne warunki już podczas obserwacji. Nie było więc typowego zwykle przy tak rzadko powtarzalnych zjawiskach obgryzania paznokci, pełnego niepokoju spoglądania na mapy zachmurzenia ani zastanawiania się czy uda się wypełnić choćby plan minimum na taką obserwację, czyli jak to zwykle zakładam przy zaćmieniach - paru minut nacieszenia się widokiem fazy maksymalnej. To znacznie przyjemniejsza forma oczekiwania na zaćmienia, ale wiosną nie jest to duże zaskoczenie."

"Trochę wciąż nie dowierzam, ale... udało się. Okres w roku, w którym statystycznie mamy najmniejszą szansę na odpowiednią aurę i który od dawna utożsamiam z okresem, w jaki najlepiej byłoby miłośnikowi astronomii zapaść w sen zimowy i obudzić się w marcu, tym razem - chyba naprawdę w drodze wyjątku potwierdzającego regułę - okazał się czasem, kiedy obserwacja jednego z największych hitów 2025 roku okazała się wykonalna. Przyjemna obserwacja zakrycia i odkrycia w lornetce, prawie autonomiczna (z paroma poprawkami pozycji aparatu) rejestracja obu etapów na teleobiektywie, przy akceptowalnym poziomie zachmurzenia w czas zakrycia i bezchmurnym wręcz niebem w momencie odkrycia - naprawdę duża radość i swego rodzaju ulga, że chmury na początek 2025 roku nie strzeliły mojemu morale brzydkiego hat-tricka: po zachmurzeniu w trakcie noworocznej ciężkiej burzy magnetycznej i w noc poprzedzającą zakrycie z maksimum obfitych Kwadrantydów byłem przekonany, że i zakrycie Saturna mogę przekreślić. Koniec końców, jednak znów doświadczyłem małego pogodowego cudu."

"Dla osób żywo interesujących się dzisiejszą astronautyką załogową lektura książki Adama Higginbothama stanowić będzie zatem nie tylko pierwszy jak dotąd na polskim rynku wydawniczym tak dokładny opis sprzyjającej wypadkom polityki amerykańskiej agencji z czasów kształtowania się programu STS i później także z okresu jej funkcjonowania między 1981 a 1986 rokiem, ale też - co jeszcze smutniejsze - przywołującej często skojarzenia z aktualnym obrazem NASA oficjalnie przed kamerami robiącej twarzami swoich menedżerów dobrą minę do złej gry, choć pod poszewką - agencji borykającej się wciąż z tym samym fatalnym systemem prawno-ustrojowym, w obrębie którego funkcjonuje, stawiającej na podobne lub wręcz te same rozwiązania technologiczne, które już wielokrotnie zawodziły, skorej do poszerzania zakresu akceptowalnego ryzyka i dziwnie opornej w wyciągu nauki z tragicznych lekcji, które na swoje życzenie co jakiś czas sobie funduje. (...) Czytelnik zostaje tu pochłonięty niezliczonymi smaczkami z okresu poszukiwania przyczyn wypadku, ale też skutków jakich ze strony swoich przełożonych i kolegów doświadczyli trzeźwo myślący inżynierowie za swoją chęć wstrzymania startu. To bardzo gorzka część lektury skrajnie odległa od happy-endu i choć nie brak tu satysfakcjonujących faktów, to nawet znając tę historię trudno przejść bez emocji nad łajdactwem, którego "piątka trędowatych" - jak o sobie zaczęli mówić Boisjoly, McDonald i kilku ich kolegów, doświadczyli za trzymanie się etyki i przyzwoitości w tym, co jako inżynierowie robili."

"Niemal każdego roku zarysowują się w aktywności geomagnetycznej okresy, kiedy ilość czy siła burz magnetycznych stają się największe. Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat obserwacji burz magnetycznych dwa miesiące wykazują szczególną dominację, a wraz z nimi także miesiące sąsiadujące, w czasie których statystycznie mamy największą szansę na doświadczenie wydarzenia mogącego zaowocować widocznością zorzy polarnej z bardziej oddalonych od biegunów szerokości geograficznych - nie rzadko z uwzględnieniem Polski. U przyczyn tej zależności leży szeroko rozumiane zjawisko efektu równonocy, na który wpływają różne, odmienne i nie do końca poznane wciąż mechanizmy."

"Instrumenty misji uchwyciły CME z większą szczegółowością, niż było to wcześniej możliwe, pokazując ich bardziej długotrwałą ewolucję w przestrzeni kosmicznej. (...) Seria nowych obrazów przedstawia również Wenus, Jowisza, kilka konstelacji, w tym... cały gwiazdozbiór Oriona (!) oraz gromadę gwiazd Plejady. Księżyc również można zobaczyć w sekwencji obrazów. Fakt, że na zdjęciach PUNCH uchwycono całą konstelację Oriona, stanowi niezwykły dowód na wyjątkowo szerokie pole widzenia instrumentów WFI. W przeciwieństwie do tradycyjnych koronografów, które celowo zasłaniają jasne światło Słońca, aby skupić się wyłącznie na jego koronie, WFI na PUNCH są zoptymalizowane do obserwacji także rozproszonego światła z wiatru słonecznego, co pozwala im objąć znacznie większy obszar nieba, obejmujący zarówno Słońce, jak i odległe gwiazdy czy planety w tle. To szerokie pole widzenia jest kluczowe dla śledzenia CME na niemalże całej ich trasie przez wewnętrzny Układ Słoneczny, a widoczność kompletnego gwiazdozbioru Oriona tylko to potwierdza. To jest niesamowite!"

"Omawianie twórczości wszelkiej maści pismaków rozmaitych portali jest bezcelowe i niewykonalne. Po pierwsze dlatego, że ilość tego badziewia dawno przekroczyła granice zdrowego rozsądku. Po drugie, bo prostowanie każdego medialnego idiotyzmu jest równie sensowne, co łapanie liści w czasie huraganu. Dlatego zwykle radzę: nie karmcie algorytmu, omijajcie takie serwisy szerokim łukiem. Prostowanie absurdów, które ostatnio szczególnie często wyłapujecie w mediach uważam za stratę czasu i zawsze gorąco proszę, namawiam, apeluję aby po prostu ignorować pewne serwisy - choć jak ktoś bardzo lubi babrać się w takich treściach wiedząc, że nie otrzyma w nich czegokolwiek poza manipulacją i sensacją - to już problem tej osoby. Raz od wielkiego dzwonu godzę się wziąć pod lupę jakieś skrajne przypadki, kiedy pojawia się jakaś perełka: tekst, który jest tak żałośnie przekłamany, że aż zabawny. Tedy, w ramach weekendowego masażu przepony, warto poświęcić parę minut, by się razem pośmiać. Jeśli macie ochotę - zapraszam. Przed nami szybka wycieczka po jednym z najgłośniejszych tematów ostatnich dni - w wersji „jak tego nie robić”."

"Pisałem ostatnio, że wchodzę w lipiec z tym większą nadzieją, po ładnym pokazie jaki zafundowały nam obłoki srebrzyste 29 czerwca. Dziś, zaledwie po 4 kolejnych dniach, zaczynam od stwierdzenia, że nie pamiętam, kiedy ostatnio ledwie 1-sekundowa ekspozycja na marnej czułości ISO 200 powodowała prześwietlenie najjaśniejszych fragmentów NLC podczas fotografowania. "Sreberka" z 2/3 lipca nie były rekordowo, ani nawet umiarkowanie wysokie pod względem rozciągłości pionowej, nie docierały do zenitu, ani nawet do połowy wysokości nieba. Nie mniej to co zaprezentowały właśnie pod względem jasności, a z upływem godzin z wielością struktur, dynamiką zmian w budowie i pewną wisienką na torcie, na jaką polowałem wiele sezonów... to był kosmos i zdecydowanie jedna z najbardziej satysfakcjonujących obserwacji "srebrzaków" jakie pamiętam. Fantastyczny prezent na imieniny od natury, a może raczej od mojego głównego patrona św. Tomasza Apostoła, który pociągnął za odpowiednie sznurki!"

★★★★★★★★★★

Spojrzenie na 10 najpopularniejszych tekstów spośród 85 opublikowanych w minionym roku blogowym jasno pokazuje, że polskie niebo, a zwłaszcza jego najbardziej dynamiczne i barwne manifestacje, wciąż elektryzują wyobraźnię Czytelników. Trzy najwyższe pozycje bezapelacyjnie zdominowały teksty o zorzach polarnych i burzach magnetycznych. To pierwsza tego typu sytuacja w dorocznych zestawieniach, pełne zagarnięcie podium przez Słońce, swoisty fenomen, który pokazuje, że nic tak nie porusza amatorskiej braci obserwacyjnej, jak spektakle wywoływane przez Dzienną Gwiazdę, szczególnie gdy malują one niebo nad Polską w różnych odcieniach zieleni, czerwieni i purpury. To też dowód z jak fantastycznym okresem Słonecznego Maksimum 25. cyklu mieliśmy do czynienia - i miejmy nadzieję, jeszcze mieć będziemy na nieprzekreśloną ewentualność nadejścia drugiego szczytu.

Tuż za podium niezmiennie plasują się klasyczne zjawiska astronomiczne, takie jak zaćmienia czy zakrycia planet, dowodząc, że podstawy obserwacji nieba wciąż mają swoich wiernych odbiorców. Co ciekawe, pomimo publikacji ponad 80 tekstów od ostatnich urodzin bloga, w zestawieniu znalazł się też artykuł z działu recenzji. Pokazuje to, że poza bezpośrednimi obserwacjami i bieżącymi wydarzeniami, Czytelnicy doceniają również głębsze treści sięgające do historii astronautyki i kosmicznych dramatów. Ta chwila oddechu od pędu aktualnych wydarzeń wskoczyła na wysokie miejsce domykające "mniejsze podium". Nie zabrakło również felietonów, w tym powstałego dzięki Wam, które rozbrajają medialne mity i prostują błędne interpretacje zjawisk kosmicznych. Artykuły o "efekcie równonocy" czy demaskujące medialne buble pokazują, że cenicie nie tylko informacje, ale także ich rzetelną weryfikację i komentarz, który czasem może i bywa kąśliwy, ale nigdy dla samej ironii.

Poznawszy TOP-10 tekstów opublikowanych podczas 16. roku działalności witryny dodam jeszcze dwa smaczki. Otóż, co dla mnie najciekawsze - dosłownie o włos za TOP-10 (wg stanu na 31 lipca) znalazł się jeden z najnowszych wpisów na blogu poświęcony 25. rocznicy Burzy Dnia Bastylii - na to opracowanie tak się rzuciliście - co mnie niezwykle cieszy! - że niewiele zabrakło by tak młodziutki tekst mający ledwie pół miesiąca znalazł się w czołówce ostatniego roku dołączając do wpisów dostępnych od paru miesięcy czy nawet blisko roku. Gdyby urodziny bloga przypadły za około miesiąc - najpewniej opracowanie to wskoczyłoby na listę TOP-10. Kto nie czytał, tego teraz informuję i przypominam, że z okazji ćwierćwiecza tej burzy ukazał się również dodatek do wspomnianego opracowania - felieton "Ćwierćwiecze po Burzy Dnia Bastylii w cieniu 80. rocznicy testu Trinity".

Drugi smaczek: aktualna lokata zamykająca listę TOP-10 byłaby inna, gdybym złamał odwieczne zasady promowania 10 Waszych ulubionych tekstów z danego roku blogowego. Bardzo jasne obłoki srebrzyste z 2/3 lipca 2025 roku mogłyby bowiem ustąpić tekstowi "C/2023 A3 (Tsuchinshan-ATLAS). Potencjalna kometarna królowa najbliższej jesieni", który za sprawą sprawdzenia się optymistycznych prognoz i foto-relacji dodawanych w październiku 2024 przeżył największy boom poczytności właśnie jesienią minionego roku podczas podsumowywanego roku - znacznie większej poczytności, niż zamykająca ranking foto-relacja z obserwacji NLC. Rzecz w tym, że wpis poświęcony komecie C/2023 A3 to wpis zbiorczy, który pierwotnie został opublikowany w trakcie 15. roku działalności w styczniu 2024 roku, więc nie łapie się na najpopularniejsze teksty opublikowane w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy.

Przypominam również o moim kanale YouTube, który stanowi jedynie skromny dodatek do głównej działalności. W dobie, gdy zdaje się, że świat coraz bardziej ucieka od słowa pisanego, a króluje szybko przyswajalny obraz, uparcie trzymam się klawiatury. Chcę wierzyć, że w zalewie krótkich filmików i błyskawicznych przekazów, wciąż jest miejsce na teksty, które pozwalają zatrzymać się na dłużej, zagłębić w temat, zrozumieć niuanse - choć widząc tempo w jakim czytelnictwo spada nie wiem na ile tej wiary i chęci działania mi wystarczy. Widzę, jak kurczy się przestrzeń dla merytorycznej dyskusji i głębszej analizy, a zdolność do przyswajania złożonych informacji staje się coraz rzadsza. Dlatego też, to tutaj, na blogu, znajdziecie esencję mojej pracy, podczas gdy kanał YT był i jest tylko skromnym uzupełnieniem, gdzie dzielę się z Wami materiałami wideo z obserwacji, nagraniami zórz polarnych, przelotów satelitów czy time-lapse'ów zjawisk atmosferycznych. W minionym roku blogowym największą popularność zdobyły trzy filmy:




Zachęcam do subskrybowania kanału i śledzenia nowości, choć są one bez porównania rzadsze, niż nowe teksty na blogu. Nie zapominajcie także o newsletterze. To jedna z form kontaktu z blogiem dla tych, którzy chcą być na bieżąco z ewentualnymi przerwami w dostępie do bloga z powodu zdarzających się od czasu do czasu prac technicznych, zapowiedzi największych wydarzeń na niebie czy którzy pragną być powiadamiani w trybie alarmowym w razie prognozowanych silnych burz magnetycznych od kategorii G3 wzwyż wiążących się z możliwością widoczności zorzy polarnej na obszarze Polski.

★★★★★

Szesnaście lat minęło w mgnieniu oka, niczym przelot jasnego meteoru na nocnym niebie. Dla większości osób rok kończy się 31 grudnia, ale tutaj prawdziwy Nowy Rok zaczyna się właśnie teraz, z przełomem lipca i sierpnia. To symboliczne przejście od białych nocy, kiedy Słońce ledwie chowa się pod horyzontem, do nocy astronomicznych - tych głębokich, ciemnych godzin, które pozwalają nam w pełni podziwiać piękno Kosmosu. To był wspaniały rok, zwłaszcza pod względem wyczynów Słońca i zórz polarnych, pełen niezapomnianych emocji, nieprzespanych nocy i wielu wspólnie przeżytych przez nas momentów pod gwiazdami.

Patrząc na tę drogę, widzę nie tylko cyfry i statystyki, ale przede wszystkim Was - oddanych Czytelników, którzy towarzyszą mi w tej trwającej już ponad półtorej dekady przygodzie. Dziękuję Wam za każdy komentarz, za każde udostępnienie, każdy raport, relację i materiały z obserwacji nieba, za każdą chwilę, którą poświęciliście na lekturę. Wasze zaangażowanie to najjaśniejszy punkt na firmamencie tego bloga i bardzo się cieszę, że w tej rzeczywistości jest grono ludzi chętnych i gotowych do wchodzenia w temat naprawdę, a nie powierzchownie, do czego - ostatecznie na zgubę -  zachęcają dziś social-media.

Dzięki Waszej aktywności blog ten nie znika w jakiejś czarnej dziurze, a teksty, które tworzę, mogą trafiać do ludzi szukających czegoś więcej, niż tylko kolejnego szybkiego przewinięcia ekranu palcem. Nie chodzi tu o jakąś potrzebę stukania w klawiaturę dla samego stukania - po prostu starając się poważnie zgłębić jakieś tematy i je przedstawić na miarę własnych amatorskich możliwości i Was jako czytelników zawsze chcę traktować poważnie. Jeżeli my sami nie będziemy dbać o jakość tego, co w Internecie konsumujemy, ucząc wszelkie algorytmy do karmienia nas lichym fast-foodem, za chwilę nie będzie czego wybierać.

Przed nami kolejny rok, kolejny obieg Ziemi wokół Słońca, kolejne emocje pod oby jak najczęściej pogodnym niebem, no i oczywiście: kolejne teksty, poradniki, opracowania, felietony i relacje - pora więc na siedemnasty rok naszej przygody!


  f    t    yt   Bądź na bieżąco z tekstami, zapowiedziami, alarmami zorzowymi i wiele więcej - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebookuobserwuj blog na Twitterzesubskrybuj materiały na kanale YouTube lub zapisz się do Newslettera.

Komentarze