Ćwierćwiecze po Burzy Dnia Bastylii w cieniu 80. rocznicy testu Trinity - felieton 16.07.2025 r.

Zapraszam na dodatek do poniedziałkowego opracowania 25. rocznicy Burzy Dnia Bastylii. Dziś, 16 lipca, sprawdzam, czy Słońce "pamięta" i "świętuje z nami" test, nomen omen, - pierwszego Słońca na Ziemi. To data, która na trwałe wpisała się w historię. 16 lipca 1945 roku o 5:29 rano czasu lokalnego dokonano udanego testu detonacji pierwszej bomby atomowej. Nad pustynią w Nowym Meksyku pojawiło się światło, które nie pochodziło ze Słońca, lecz od człowieka. W tym roku jubileusz ćwierćwiecza Burzy Dnia Bastylii pokrywa się z 80. rocznicą testu Trinity, a jako, że historia i temat bomby atomowej są dla mnie interesujące, zapraszam Was na nieco inny felieton zamykający wspominanie ekstremalnej burzy magnetycznej z lipca 2000 roku, tym razem zastanawiając się czy w cieniu tej ziemskiej eksplozji sprzed ośmiu dekad, słoneczny teatr również kiedyś zapłonął (poza rokiem 2000) w podobnym czasie.

Test Trinity z 16.07.1945 r. Credit: Glimpses Into the Past

Dwa dni temu opublikowałem opracowanie poświęcone 25. rocznicy Burzy Dnia Bastylii - jednego z najpotężniejszych epizodów geomagnetycznych epoki satelitarnej. To, co wówczas zaczęło się 14 lipca 2000 roku, miało swoje kulminacyjne skutki właśnie w przeddzień dnia testu pierwszej bomby atomowej - tyle, że 55 lat wcześniej. Dzisiejszy tekst jest więc naturalną kontynuacją tamtego tematu, ale kieruje spojrzenie jeszcze dalej. Przyznam się Wam na początku, że przyjęta nazwa "Burza Dnia Bastylii" - niejako wymuszona medialną narracją z tamtych lat, zawsze budziła we mnie pewien dysonans. Media nazwały, w gronie naukowców się to przyjęło i tak już z tą burzą zostało.

Jak być może wiecie - a jeśli nie - to właśnie teraz Wam o tym piszę - dość popularną praktyką jest przypisywanie ekstremalnym burzom magnetycznym jakichś charakterystycznych nazw związanych z datą (lub bliskością daty) w której występują, w odniesieniu do wydarzeń już z tymi datami kojarzonych. Gdzieniegdzie na przykład apropos zeszłorocznej burzy G5 z 10-12 maja pojawiały się propozycje "Burzy Dnia Matki" (w Stanach Zjednoczonych Dzień Matki obchodzony jest w drugą niedzielę maja, co w roku 2024 stanowiło bezpośrednią bliskość wobec tej burzy), ale z tego co widzę nie przyjęło się to, być może z powodu zbyt lokalnego wymiaru tej daty w odniesieniu do Dnia Matki.

Burze kategorii G5 są po prostu taką rzadkością i wymagają tak trudnego do osiągnięcia łańcucha zdarzeń, że według niektórych niejako domagają się same z siebie jakichś konkretnych nazw, by można je kojarzyć nie tylko po datach. Popularne przypadki są Wam z pewnością znane. Mieliśmy "Zdarzenie Carringtona", mieliśmy "Burze Halloween" (te z października 2003 roku), mieliśmy też "Blackout w Quebec" w odniesieniu do ekstremalnej burzy z marca 1989 roku - tu akurat nawiązując do konkretnych skutków burzy.

Geneza nazwy "Burza Dnia Bastylii" leży wyłącznie w dacie rozbłysku, nawiązując do Rewolucji Francuskiej – wydarzenia historycznie ważnego, ale jakby nie było - pozbawionego związku z fizyką Słońca. To oczywiście nic dyskwalifikującego tę nazwę, bo ten związek nie musi zachodzić, a same nazwy zresztą nie są czymś "oficjalnym", a raczej umownym i jeśli ktoś się tymi nazwami nie posługuje, to żadnego błędu nie czyni. Nie mniej zawsze zastanawiało mnie, dlaczego przy okazji tej właśnie burzy, której dogasanie przypadło 16 lipca, nie zaproponowano odniesienia do testu Trinity - nazwy, która oddałaby sens, że tak to ujmę poetycko - "Słońca, które rozbłysło na Ziemi", tworząc przepotężną analogię. Ta nomenklatura nie tylko precyzyjniej odzwierciedlałaby bliskość kulminacji zjawiska geomagnetycznego, ale również tworzyłaby, jak być może nieskromnie twierdzę, doskonałą i niemal mistyczną analogię.

Z jednej strony bowiem - ludzkość opanowująca tajemnicę jądra atomu, uwalniająca energię zdolną zmieniać krajobrazy na wielką skalę. Z drugiej - Słońce, jako nasz kosmiczny reaktor fuzyjny, wyrzucające miliardy ton plazmy zdolnej zakłócić naszą ziemską infrastrukturę. Zbieżność dat łączy te dwie manifestacje mocy w jeden, intrygujący narracyjny splot, dlatego mam szczerą nadzieję, że kiedyś jeszcze Słońce znów da nam, miłośnikom zorzy polarnej, okazję, by inną burzę kategorii G5, która uderzy w podobnym czasie, śmiało odnieść do testu Trinity. Już dziś zgłaszam propozycję nazwy o takiej konotacji z wyprzedzeniem, choć domyślam się niestety, że Słońce nie musi szybko, jeśli w ogóle, na taką prośbę odpowiedzieć.

Czy mam duży problem z "Burzą Dnia Bastylii"? Niekoniecznie, choć uważam, że ta data po prostu aż się prosi o nawiązanie do testu atomowego. Rozważając skalę zniszczeń, często myślimy o gwałtownych eksplozjach, jak te atomowe - co w tematach kosmicznych często wręcz automatycznie budzi skojarzenia do teoretycznych - a niekiedy i praktycznych możliwości naszego Słońca. Test Trinity i następujące po nim zrzuty bomb na Hiroszimę i Nagasaki były aktami bezprecedensowej siły destrukcyjnej, które miały zakończyć potworny konflikt zbrojny. Spopularyzowany m.in. przez reżysera Christophera Nolana w 2023 roku fizyk J. Robert Oppenheimer i jego zespół pracujący w ramach Projektu Manhattan, choć tworzyli broń o niewyobrażalnej mocy, działali w ramach ściśle kontrolowanego projektu, dążąc do "zakończenia wszystkich wojen". A przynajmniej tak to sobie wyobrażali.

Test Trinity był więc aktem precyzyjnego wyzwolenia siły w ściśle określonym celu. Ich działania, choć tragiczne w skutkach, miały jasny cel i były poddane ludzkiej woli. Choć ofiary były ogromne, a konsekwencje długotrwałe, z perspektywy historycznej te zdarzenia, były skoncentrowane w czasie i przestrzeni, a co najbardziej dla niektórych zdumiewające, o całe rzędy wielkości mniejsze w ilości ofiar, niż dokonania Rewolucji Francuskiej.

14 lipca 1789 roku z kolei to data, która symbolizuje początek Rewolucji Francuskiej -  zdobycie Bastylii i święto wolności, jak zakłamany przekaz często nam to przedstawia. W rzeczywistości był to początek okresu, który doprowadził do bezprecedensowego, masowego terroru, egzekucji bez sądu, powszechnej konfiskaty mienia, zniszczenia instytucji religijnych, oraz - w przypadku Wandei - do czegoś, co część historyków nazywa pierwszym ludobójstwem w nowożytnej Europie. Ginęli nie tylko arystokraci czy żołnierze, ale chłopi, kobiety, dzieci, księża, zakonnice, całe wsie. Rewolucja, która miała przynieść wolność, przyniosła chaos i zniszczenie, i nie zakończyła się na jednej czy dwóch eksplozjach. Rozlała się na Europę i trwała, zmieniając tylko flagi i hasła. Właściwie po dziś obserwujemy jej kolejne mutacje.

Choć nie było w niej pojedynczych eksplozji nuklearnych, jej destrukcyjna moc była rozłożona w czasie, ideologiczna i systemowa. Rewolucja francuska, z jej terrorem, masowymi egzekucjami, wojnami rewolucyjnymi i późniejszymi, trwającymi dziesięcioleciami destabilizacjami społecznymi, politycznymi i gospodarczymi, pociągnęła za sobą miliony ofiar - bezpośrednio i pośrednio, znacznie więcej niż sumaryczny bilans ofiar bomb atomowych, nawet z uwzględnieniem tych popromiennych. To była destrukcja tkanki społecznej i moralnej w skali, która wciąż rzutuje na naszą cywilizację, coraz dobitniej chylącą się ku upadkowi.

Ostatecznie rewolucja okazała się być procesem o znacznie bardziej wszechogarniającym i długotrwałym charakterze destrukcji, niż skoncentrowane, choć drastyczne, dwa akty atomowe. Test Trinity, który stanowił do nich wprowadzenie, mimo swej brutalności, był początkiem końca największego konfliktu w historii. Bomba była demonstracją siły, ale też - paradoksalnie - początkiem ery, w której nikt więcej nie zaryzykował jej użycia i miejmy nadzieję, nie zaryzykuje.

Czy Słońce "odnotowuje" detonację "Trójcy"?

Przeszukując archiwa można spostrzec, że Burza Dnia Bastylii nie była jedynym echem słonecznej aktywności w okresie bliskim 16 lipca, ale też znowu nie jakimś bardziej regularnym zjawiskiem, by dopatrywać się zasady.

Zacznijmy jednak od chyba najciekawszego kontrastu. W samym dniu testu Trinity, 16 lipca 1945 roku, wykresy Kp pokazują zupełną ciszę. W momencie, gdy ludzie po raz pierwszy testowali broń atomową, teatr reżyserowany przez Dzienną Gwiazdę pozostawał spokojny. To prowokująca do myślenia antyteza. Gdy w Los Alamos nadciągał świt, magnetometry milczały. Brak rozbłysków, brak burz, brak zakłóceń: Słońce milczało. A mimo to ładunek energii porównywalny z reakcjami termojądrowymi wyzwolono - teraz z inicjatywy ludzkiej ręki. Człowiek stworzył swój pierwszy rozbłysk - słabszy niż nawet te najsłabsze słoneczne, lecz w pełni świadomy. Słońce nigdy nie powie: „Stałem się Śmiercią, niszczycielem światów.” To przywilej - ale i przekleństwo - wyłącznie człowieka. I może właśnie dlatego Ziemia to przetrwała.

W 2000 roku 14 lipca doszło do jednego z silniejszych rozbłysków 23. cyklu słonecznego - klasy X5.7. Jego koronalny wyrzut masy dotarł do Ziemi 15 lipca i zapoczątkował burzę magnetyczną kategorii G5. W skali Kp indeks osiągnął poziom 9, utrzymując się przez kilka godzin. Kulminacja zjawiska nastąpiła 15 lipca, z kolei 16 lipca burza systematycznie dogasała. To wydarzenie zapisało się jako jedna z najbardziej intensywnych burz współczesnej ery - i o niej możecie właśnie czytać w tekście sprzed dwóch dni.

 
Aktywność geomagnetyczna 16.07.1945 r. w dzień testu Trinity (po lewej) i 16 lipca 2017 roku (po prawej) - jedynym w najnowszej historii przypadku całodniowej burzy magnetycznej, w tym wypadku umiarkowanej kategorii G2. Credit: GFZ Poczdam


W 2012 roku 13 lipca wygenerował koronalny wyrzut masy, który uderzył w Ziemię 15 lipca, powodując silną burzę magnetyczną G3, której ostatnie epizody rejestrowane były jeszcze 16 lipca. Cztery lata później, w 2017 roku 14 lipca znów przyniósł koronalny wyrzut masy, a umiarkowana burza magnetyczna kategorii G2 objęła dzień 16 lipca niemal w całości. W 2021 roku - znów dokładnie 16 lipca - Słońce wygenerowało potężny CME typu full-halo, choć z niewidocznej dla Ziemi strony. Zarejestrowała je sonda SOHO z koronografami LASCO oraz sonda STEREO-A. Ogromny obłok plazmy nie był w żadnym stopniu geoefektywny z uwagi na uwolnienie w zupełnie odwrotnym kierunku, ale rozmiar i struktura wskazywały na zjawisko o dużej sile - najpewniej CME był poprzedzony rozbłyskiem klasy X.

  
Po lewej: zaburzenia pola magnetycznego w okresie 14-17.07.2012 r. - na przełom 15/16 lipca przypadła silna burza magnetyczna kategorii G3, 16 lipca kontynuująca swoją aktywność na umiarkowanym (G2) poziomie. Credit: GFZ Poczdam. Po środku: potężny koronalny wyrzut masy typu full-halo uwolniony 16 lipca 2021 roku po drugiej stronie Słońca (przeciwnie od Ziemi) najprawdopodobniej w silnym rozbłysku klasy X w grupie plam wędrującej przez niewidoczną z naszej perspektywy część Dziennej Gwiazdy. Credit: SOHO/LASCO C3. Po prawej: silny rozbłysk klasy X1.9 z 16 lipca 2024 roku w obszarze aktywnym AR3738 schodzącym z naszego pola widzenia przy południowo-zachodniej krawędzi. Także i on uwolnił CME, ale przez swoją lokalizację wyrzut nie miał szansy dotrzeć do Ziemi. Credit: SDO


Wreszcie, rok temu - 16 lipca 2024 - Słońce wygenerowało rozbłysk klasy X1.9. Był to jeden z silniejszych rozbłysków tamtego okresu, choć wyrzut koronalny nie dotarł do Ziemi. W 79. rocznicę testu Trinity, pojawił się kolejny błysk - tym razem nie nad pustynią w Nowym Meksyku, ale w koronie naszej gwiazdy. Ta mozaika zdarzeń, od zupełnej ciszy 1945 roku (choć nie w Los Alamos) po burzę G5 sprzed 25 lat, podkreśla, że Słońce zdecydowanie nie "świętuje" z nami rocznic, ale nieustannie pulsuje swoją energią, z rzadka symbolicznie wplatając swoje dokonania w czasie przywołującym pierwszą próbę nuklearną. Dziś, w 80. rocznicę detonacji Trinity w aktywności słonecznej mamy - jak dotąd - brak rozbłysków.

Trinity ukazała ludzkości jej własną zdolność do apokalipsy. Ale 16 lipca, jako data naznaczona przynajmniej kilkoma słonecznymi eksplozjami, staje się również przypomnieniem o innej skali mocy - tej naturalnej i niekontrolowanej, do której nie da się porównać nawet całego arsenału nuklearnego na świecie odpalonego w jednej chwili. W przeciwieństwie do bomby atomowej, którą możemy zdetonować lub nie (lepiej nie, choć samemu bardzo dobrze ją posiadać!) Słońce nieustannie przechodzi swoje cykle aktywności, generując zjawiska o energii, która na niewyobrażalny sposób przekracza nasze ludzkie kalkulacje.

Czasem w połowie lipca Słońce generuje CME, czasem całkowicie milczy. Ale od 1945 roku każde światło w tym dniu - czy to rozbłysk klasy X, czy rozbłysk nad Alamogordo - nabiera innego znaczenia. To dzień, w którym człowiek nauczył się naśladować gwiazdy. Nie chodzi o to, by to czcić, jednej warto pamiętać, że Słońce nie zawsze bywa jedynym źródłem światła. I jakby nie było - że nazwy, które nadajemy zjawiskom, mówią czasami więcej o nas, niż o samych zjawiskach. W tej unikalnej zbieżności dat, między detonacją "ziemskiego Słońca" w 1945 roku a słonecznymi echami, warto czasem odnaleźć cenną, zupełnie inną perspektywę i przypomnieć sobie, że prawdziwe siły Wszechświata - nawet te nieodległe, bo oddalone o zaledwie 8 minut świetlnych od nas - zawsze będą zawstydzać w zestawieniu z choćby całym globalnym arsenałem nuklearnym. Nie bez kozery jeden z rozdziałów ostatniego opracowania, do lektury którego Was zachęcam,  zatytułowałem "Fat-Man" lub "Little Boy" pomnożone przez... tysiąc miliardów.

Zobacz też:


Autorski komentarz do bieżącej aktywności słonecznej - podstrona Solar Update
Warunki aktywności słonecznej i geomagnetycznej na żywo - podstrona Pogoda kosmiczna

  f    t    yt   Bądź na bieżąco z tekstami, zapowiedziami, alarmami zorzowymi i wiele więcej - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebookuobserwuj blog na Twitterzesubskrybuj materiały na kanale YouTube lub zapisz się do Newslettera.

Komentarze