Podsumowanie roku 2013, część 2/2: Najważniejsze chwile

Dzisiaj zapowiadana już kilka dni temu druga część podsumowania. Część, w której powracamy do najważniejszych chwil ubiegłego roku, kiedy to wspólnie gromadziliśmy się na blogu w oczekiwaniu na wyjątkowe zjawiska lub tuż po wystąpieniu niecodziennych wydarzeń.

Styczeń minął spokojnie. Jako miesiąc bardzo pochmurny (podobnie z resztą luty) nie pozwalał na wiele obserwacji nocnego nieba, wszak zima ta zapisała się jako najbardziej pochmurna od 5 lat. 1 lutego 2013 roku przypadła okrągła, 10. rocznica ostatniej załogowej katastrofy promu kosmicznego Columbia. Mimo, że od wypadku lotu STS-107 minęła cała dekada, nadal nie przestaje on interesować i bulwersować. Krótko po uczczeniu kolejnej rocznicy tej tragedii przygotowywaliśmy się do wyjątkowej obserwacji przelotu planetoidy 2012 DA14. Przelot, który nastąpił wieczorem 15 lutego, mimo że istotny ze względu na niewielki dystans asteroidy od Ziemi, okazał się i tak zdarzeniem drugoplanowym po tym, jak 15 lutego rozpoczął się od deszczu meteorytów nad Rosją i upadkiem kilku obiektów na powierzchnię Ziemi. Ten niesamowity zbieg okoliczności jednego dnia - najbliższy od lat przelot asteroidy zaledwie 34 000 od Ziemi i największe kosmiczne bombardowanie od czasu Katastrofy Tunguskiej sprawia, że 15 lutego 2013 roku zostanie zapamiętany jako naprawdę historyczny dzień. Niestety prognozy pogody mówiące o całkowitym zachmurzeniu nad praktycznie całą Polską sprawdziły się i wieczorne obserwacje 2012 DA14 nie były możliwe do przeprowadzenia.

 Zorza polarna nad Polską 17.03.2013 r.
Credit: Łukasza Wołyniec (Białystok)
W marcu aktywność słoneczna po bardzo cichym początku roku zaczęła się podwyższać. W połowie miesiąca doszło do geoefektywnego rozbłysku klasy M1.1 połączonego z rozległym wyrzutem koronalnym typu full-halo skierowanym bezpośrednio ku Ziemi. Już w prognozach było to zjawisko bardzo optymistyczne dla obserwatorów Słońca i zórz polarnych.
Po dwóch dniach CME dotarło do Ziemi, stan ciszy w magnetosferze szybko zmienił się w burzę magnetyczną kategorii G3 (Kp7), a obserwatorzy na szerokościach umiarkowanych doczekali się zórz polarnych. To rzadkie wydarzenie podsumowałem tutaj. Od tamtej pory podobna sytuacja nie miała miejsca, chociaż burze podobnej siły wystąpiły dwukrotnie - niestety w momencie, gdy nad Europą rozpoczynał się już nowy dzień.


Marzec był jednocześnie miesiącem pierwszej tak jasnej od 2007 roku komety nad Polską. C/2011 L4 (PanSTARRS) przykuwała uwagę licznych obserwatorów stając się najbardziej popularnym obiektem od wielu miesięcy. W maksimum wykształciła jasność około -1 mag. świecąc blaskiem najjaśniejszych gwiazd na niebie, choć z uwagi na osiąganie tego blasku w czasie przebywania na rozświetlonym niebie, nie wszystkim przychodziło jej dostrzeżenie bez trudności. Była to najjaśniejsza kometa 2013 roku nad Polską, pierwsza z aż trzech dobrze dostrzegalnych w lornetkach. Jej obserwacje kontynuowaliśmy w kwietniu, kiedy nadal świeciła blaskiem wyższym od 5 mag., przesuwając się coraz bardziej ku ciemnemu niebu i wykształcając szeroki warkocz, doskonale widoczny na długoczasowych ekspozycjach.


11 kwietnia Słonce dało powtórkę z rozrywki jeśli chodzi o rozbłyski i okoliczności z nimi związane. Doszło do znacznie silniejszego rozbłysku, który miesiąc wcześniej zagwarantował Polakom zorze polarne. Niestety mimo wielu prognoz uderzenie, które miało doprowadzić do kolejnej burzy magnetycznej mogącej zapewnić nam to wspaniałe zjawisko, okazało się wyjątkowo słabe i nie wywołało stanu nawet najsłabszej burzy, z pominięciem drobnych wzrostów aktywności geomagnetycznej na szerokościach okołobiegunowych. To był jeden z ciekawszych przypadków rozbłysków i CME do późniejszej analizy i bolesny cios od natury przypominający, że oczekiwanie na zorzę to prawdziwa loteria. Wydarzenie to, choć zakończyło się fiaskiem dla obserwatorów, uznaję za jedno z najważniejszych w 2013 roku na tym blogu, ponieważ w zaledwie  4-dniowym okresie doprowadziło do najbardziej aktywnej dyskusji wśród czytelników :-)


W kwietniu minęły też trzy lata od momentu, w którym misję rozpoczęła jedna z sond słonecznych, Solar Dynamics Observatory. Z okazji 3. rocznicy ciągłego badania aktywności słonecznej przez SDO, NASA opublikowała niesamowity time-lapse wraz z serią innych multimediów dla miłośników obserwacji Słońca i zmian w jego aktywności. Czwarty miesiąc roku przyniósł też jedno z najmniejszych (dlatego najciekawszych!) częściowych zaćmień Księżyca w XXI wieku. Pogoda jak na zamówienie w praktycznie większości regionów kraju sprzyjała i zjawisko choć o niewielkiej fazie, okazało się bardzo miłym urozmaiceniem kwietniowych obserwacji.


Maj przyniósł nam jeden z okresów wysokiej aktywności słonecznej i jeszcze bardziej upewnił nas w przekonaniu, że przechodzimy przez okres maksymalnej jego aktywności w trwającym 24. cyklu. Seria umiarkowanie silnych rozbłysków od 3 do 10 maja okazała się wstępem do licznych zjawisk najwyższej energii. Najbardziej energetyczne rozbłyski występujące od 13 do 15 maja do dzisiaj plasują się w czołówce najsilniejszych zjawisk 24. cyklu aktywności słonecznej. Mimo to, nie miały one wpływu na aktywność geomagnetyczną ponieważ występowały w grupach plam znajdujących się przy krawędziach tarczy słonecznej zamiast centralnych jej częściach i bezpośrednim skierowaniu ku Ziemi.

6 czerwca wspólnie przypominaliśmy sobie wydarzenia sprzed roku, kiedy dokonywaliśmy obserwacji tranzytu Wenus. Mimo, że od tego wspaniałego zjawiska minął rok (a obecnie jeszcze więcej czasu), to emocje z poranka 6 czerwca 2012 roku wciąż są żywe i głęboko zakorzenione w pamięci osób, którzy załapali się na sprzyjające warunki pogodowe w czasie przejścia Wenus na tle słonecznej tarczy. Miesiąc ten przyniósł nam też wyjątkowy okres widoczności Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Wyjątkowy, bo urozmaicony dostrzegalnymi przelotami europejskiego statku transportowego ATV-4 Albert Einstein. Zanim europejska kosmiczna taksówka zadokowała do ISS, każdego pogodnego czerwcowego wieczoru mogliśmy ją śledzić na niebie w niemal tym samym czasie co ISS.

Credit: TheMrSuslov

Lipiec zaczął się efektownie, choć niekoniecznie na niebie, a już na pewno nie polskim. I na pewno Rosjanie z takiej efektowności się nie cieszą, wszak jest ona źródłem spektakularnej katastrofy ich własnej rakiety. Proton-M, który miał wynieść na orbitę satelity systemu telekomunikacyjnego GLONASS, spadł na okolice stanowiska startowego w zaledwie 32 sekundy od opuszczenia wyrzutni. Katastrofa wystąpiła w momencie, w którym niemal cała jeszcze rakieta pozostawała zatankowana, w wyniku czego okolica miejsca wypadku w jeszcze kilka miesięcy po wydarzeniu była okresowo monitorowana pod kątem ewentualnego skażenia terenu. Była to już piąta misja rakiety Proton-M, która kończy się niepowodzeniem. Tradycyjnie był to też miesiąc obserwacji pięknych obłoków srebrzystych, które jednak w tym roku nie okazały się tak częstym gościem na polskim niebie co w sezonach poprzednich.

Sierpień to czas między innymi najsłynniejszych meteorów. W 2013 roku maksimum Perseidów przypadało w bardzo korzystnym momencie pod kątem faz Księżyca. Jak przystało już na ten rój, aktywność okazała się standardowa ku uciesze obserwatorów, a co najważniejsze duża ilość meteorów nie ograniczała się do jednej nocy dzięki czemu każdy kto chciał mógł nacieszyć oczy spora liczbą tych zjawisk. Pogoda przez trzy noce około maksimum dawała sprawiedliwie szanse kolejnym regionom kraju. Aktywność Perseidów w 2013 roku podsumowałem w tym wpisie.


Credit: AAVSO.
Drugi wakacyjny miesiąc roku przyniósł poza Perseidami jedno z najważniejszych wydarzeń 2013 roku. 14 sierpnia doszło do wybuchu jasnej nowej w gwiazdozbiorze Delfina, która w maksimum osiągnęła jasność ~4,2 mag., stając się dostępną dla nieuzbrojonego oka nawet w warunkach podmiejskich. Nowa V339 Del była brana na celownik przez amatorów nocnego nieba praktycznie co wieczór. Mieliśmy niemałą frajdę mogąc obserwować efekt potężnej eksplozji na odległej gwieździe, w wyniku której obiekt przez nikogo wcześniej nie obserwowany nagle staje się tak jasny, że przez pewien w odpowiednich warunkach czas nie wymaga nawet lornetki. Świetnym przeżyciem było powracanie do nowej wraz z upływem kolejnych nocy i porównywanie zmian jej blasku, a później nawet i barwy. Dla mnie absolutnie jeden z najważniejszych momentów 2013 roku.

We wrześniu przyznano nagrody Ig Nobla. Wspominałem o tej ceremonii z okazji faktu, iż nagrodzono również pewne odkrycie powiązane również z tematyką tego bloga. Chyba dobrze pamiętamy odkrycie zespołu piątki naukowców, o którym wspominałem w tekście "Z kulką gnoju ku Drodze Mlecznej". Było sporo uśmiechu, ale i interesujących faktów związanych z takim odkryciem. Mniej więcej w tym samym czasie obserwacjom naziemnym stawała się ponownie dostępna nieistniejąca już kometa C/2012 S1 (ISON), która w październiku była obiektem dostępnym amatorom dysponującym średniej wielkości teleskopem, a w kolejnych tygodniach nawet i lornetką wielkości 10x50.

Październik przyniósł też drugie widoczne w tym roku z Polski zaćmienie Księżyca, choć tym razem w odróżnieniu od kwietniowego jedynie zaćmienie półcieniowe. Koniec końców, skoro pogoda sprzyjała w wielu północnych i zachodnich regionach kraju, wielu amatorów skierowało oczy, lornetki, teleskopy i aparatu w stronę Srebrnego Globu w środku nocy z 18 na 19 października. Mimo, że zjawisko było niemal niedostrzegalne gołym okiem, myślę, że warto było dokonać takich obserwacji, choćby dla potwierdzenia czy wykluczenia niektórych przypuszczeń z takim zjawiskiem związanych. Nie ma nic przyjemniejszego jak dochodzić do takich wniosków na podstawie własnych obserwacji nieba.

Pod koniec tego samego miesiąca na blogu ukazał się specjalny cykl tekstów z okazji 10. rocznicy okresu bardzo intensywnej aktywności słonecznej z czasów drugiego maksimum poprzedniego, 23. cyklu. Garść wpisów przywołujących wydarzenia z przełomu października i listopada 2003 roku okazała się dobrym momentem do dokonania pewnych porównań cyklu obecnego z poprzednim i dobitniejszego pokazania, z jak mizerną aktywnością słoneczną mamy do czynienia w czasie trwającego 24. cyklu słonecznego.

Credit: Damian Peach.

Listopad był miesiącem ostatnich chwil komety C/2012 S1 (ISON). Posiadacze lornetek z dostępem do ciemnego pozamiejskiego nieba mogli obserwować ten obiekt każdego pogodnego poranka (zbyt wiele jak to w listopadzie ich nie było), ale mimo wszystko wciąż było kilka tygodni na choćby jednorazowe zaobserwowanie tak rozsławionej komety. 28 listopada podczas peryhelium doszło do jej rozpadu, co jak dziś już wiemy, na dobre przekreśliło szanse na efektowny pokaz astronomiczny o grudniowych porankach. To najgorsze z możliwych zakończenie historii komety C/2012 S1 (ISON) dotknęło chyba każdego miłośnika astronomii, ale najbardziej tych, którzy przez różne źródła przygotowani byli na jedyny pomyślny rozwój sytuacji. Te kilkanaście miesięcy medialnego szumu podsumowałem w tekście z 13 grudnia.


Credit: Jens Hackmann
Mimo, że postawionej przed faktem dokonanym przez media "komety stulecia" w grudniu nikt już z obserwatorów doświadczyć nie mógł, ostatnie tygodnie roku należały niewątpliwie do innej, jasnej komety C/2013 R1 (Lovejoy), na początku grudnia widocznej gołym okiem w warunkach pozamiejskich, a już bez trudu z wykorzystaniem standardowych lornetek 10x50. Komety bardzo niedocenianej, która narodziła się w cieniu medialnej C/2012 S1 (ISON). Obiekt ten w połowie grudnia wykształcił długi na ponad 20 stopni kątowych warkocz (widoczny fotograficznie na długoczasowych ekspozycjach), z kolei w obserwacjach wizualnych z wykorzystaniem lornetki czy teleskopu o rozpiętości 1-3 stopni w zależności od warunków obserwacyjnych i sprawności wzroku obserwatora. Nawet obecnie, na początku stycznia 2014 pozostaje ona obiektem jaśniejszym od 6,5 mag., bez większego trudu dostrzegalnym w lornetkach na porannym niebie, w jeszcze dobrych warunkach nocy astronomicznej.

Działo się wiele w 2013 roku. Roku, który możemy chyba śmiało nazwać rokiem komet. Rzadko się zdarza, by w ciągu 12 miesięcy można mieć do czynienia z aż trzema kometami widocznymi w standardowych lornetkach, a dwiema gołym okiem - choć w przypadku C/2013 R1 (Lovejoy) widocznej tylko pod ciemnym, niezaświetlonym niebem, zupełnie inaczej jak przy wiosennej C/2011 L4 (PanSTARRS). Doszło do kilku niezapomnianych wydarzeń, które nie były zapowiadane w kalendarzu - deszcz meteorytów nad Rosją, zorza polarna nad Polską, czy wybuch jasnej nowej w Delfinie zmieniającej się z upływem kolejnych nocy. Trzymajmy kciuki by rok 2014 był nie mniej interesujący co miniony, by nie zabrakło nam okazji do prowadzenia wyjątkowych obserwacji astronomicznych i by pogoda współpracowała z nami jak sobie tego życzymy w chwilach najbardziej do tego wskazanych.

*****

Przypominam również o trwającym do 25 stycznia głosowaniu czytelników na wybór najważniejszego wydarzenia ubiegłego roku. Zestawienie "nominowanych" zdarzeń wraz z ankietą można znaleźć w tym miejscu. Z kolei pierwszą część podsumowania 2013 roku, będącą zbiorem subiektywnie wybranych najciekawszych fotografii roku można odnaleźć tutaj.

Bądź na bieżąco ze zjawiskami astronomicznymi i zapleczem amatora astronomii - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebooku.

Komentarze