Niesamowite! W nocy z 3 na 4 marca SpaceX przeprowadziło lot próbny kolejnego, dziesiątego już prototypu statku kosmicznego Starship. Test prototypu SN-10 był trzecim z kolei, kiedy za cel wyznaczony był lot na pułap co najmniej 10 km (wcześniej dotyczyło to modeli SN-8 i SN-9 na 10 i 12 km), jednak był też pierwszym, w którym SpaceX osiągnęło duży sukces w sprowadzaniu tej konstrukcji na ziemię.
Mieliśmy bowiem do czynienia z pierwszym "prawie" udanym lądowaniem pionowym prototypu, który wcześniej opadał niemal do samego końca w pozycji horyzontalnej. Jak część z Was zapewne pamięta, ➨ prototyp SN-8 testowany był na początku grudnia 2020, jednak sprowadzenie maszyny na strefę lądowiska nie zakończyło się powodzeniem. Statek nie zdążył wytracić dostatecznie prędkości, silniki nie zadziały do końca tak jak powinny, w efekcie po pionizacji SN-8 przyziemił ze zbyt dużą prędkością i uległ destrukcji w widowiskowej eksplozji. Udało się wtedy po raz pierwszy wynieść tę konstrukcję na pułap 12,5 km, następnie przetestować ją w locie horyzontalnym i podjąć próbę lądowania na silnikach Raptor uruchamianych tuż przed zetknięciem z gruntem.
Poza ostatnim elementem tego planu SpaceX mógł odhaczyć powodzenie, podobnie rzecz się miała z prototypem SN-9, którego test odbył się 2 lutego. Testu SN-9 tutaj nie przytaczałem, bo właściwie stanowił odbicie SN-8, gdzie finał był identyczny, a więc daleki od zamierzonego: ➨ SN-9 skończył w płomieniach wskutek nieudanej pionizacji i uderzenia o ziemię.
Zaledwie miesiąc później - minionej nocy SN-10 gotowy już w trakcie testu SN-9, któremu w lutym "przyglądał się" z sąsiedniego stanowiska startowego, wzbił się w niebo po kilku godzinach od wstrzymania pierwszej próby startu przerwanego w niecałą sekundę przed punktem T-0. Zamierzenie było identyczne jak w poprzednich testach - lot na minimum 10 km, nieprzekraczanie bariery dźwięku, przejście na pozycję horyzontalną po osiągnięciu punktu apogeum i próba wylądowania.
Tym razem SpaceX może się poszczycić dużym krokiem do przodu - błędy z poprzednich testów udało się poprawić do tego stopnia, że SN-10 jako już zaledwie trzeci prototyp, który wzbił się na taki pułap, wylądował niemal prawidłowo według zamierzeń po trwającym 6 minut 20 sekund locie na 10 km wysokości. Nie było to jednak lądowanie idealne.
Mieliśmy bowiem do czynienia z pierwszym "prawie" udanym lądowaniem pionowym prototypu, który wcześniej opadał niemal do samego końca w pozycji horyzontalnej. Jak część z Was zapewne pamięta, ➨ prototyp SN-8 testowany był na początku grudnia 2020, jednak sprowadzenie maszyny na strefę lądowiska nie zakończyło się powodzeniem. Statek nie zdążył wytracić dostatecznie prędkości, silniki nie zadziały do końca tak jak powinny, w efekcie po pionizacji SN-8 przyziemił ze zbyt dużą prędkością i uległ destrukcji w widowiskowej eksplozji. Udało się wtedy po raz pierwszy wynieść tę konstrukcję na pułap 12,5 km, następnie przetestować ją w locie horyzontalnym i podjąć próbę lądowania na silnikach Raptor uruchamianych tuż przed zetknięciem z gruntem.
Poza ostatnim elementem tego planu SpaceX mógł odhaczyć powodzenie, podobnie rzecz się miała z prototypem SN-9, którego test odbył się 2 lutego. Testu SN-9 tutaj nie przytaczałem, bo właściwie stanowił odbicie SN-8, gdzie finał był identyczny, a więc daleki od zamierzonego: ➨ SN-9 skończył w płomieniach wskutek nieudanej pionizacji i uderzenia o ziemię.
Zaledwie miesiąc później - minionej nocy SN-10 gotowy już w trakcie testu SN-9, któremu w lutym "przyglądał się" z sąsiedniego stanowiska startowego, wzbił się w niebo po kilku godzinach od wstrzymania pierwszej próby startu przerwanego w niecałą sekundę przed punktem T-0. Zamierzenie było identyczne jak w poprzednich testach - lot na minimum 10 km, nieprzekraczanie bariery dźwięku, przejście na pozycję horyzontalną po osiągnięciu punktu apogeum i próba wylądowania.
Tym razem SpaceX może się poszczycić dużym krokiem do przodu - błędy z poprzednich testów udało się poprawić do tego stopnia, że SN-10 jako już zaledwie trzeci prototyp, który wzbił się na taki pułap, wylądował niemal prawidłowo według zamierzeń po trwającym 6 minut 20 sekund locie na 10 km wysokości. Nie było to jednak lądowanie idealne.
Start SN-10; horyzontalne opadanie ku ziemi, pierwsze udane lądowanie choć z widocznym brakiem idealnego pionu i pewnym przechyłem w jednym kierunku oraz po wylądowaniu z kamery bliższej strefie lądowiska. Credits: SpaceX
SN-10 najprawdopodobniej miał wciąż nieco za dużą prędkość przy zetknięciu z ziemią, bo choć wylądował po manewrze pionizacji w wyznaczonej strefie lądowiska i nie uległ zniszczeniu, prędkość przyziemienia musiała być powyżej zamierzonej, w efekcie czego całość "podskoczyła" nieco nad ziemię; doszło też do nie do końca prawidłowego rozłożenia nóżek w dolnej części, co sprawiło, że finalnie SN-10 po wylądowaniu wyraźnie przechylony był w jednym kierunku nie zachowując bezpiecznej pozycji idealnego pionu. Jednym z tego owoców było uszkodzenie niektórych dolnych elementów statku i niewielki pożar. To jednak i tak duży krok do przodu w poprawianiu konstrukcji.
Lot SN-10 od startu do niemal idealnego pionowego wylądowania. Credits: SpaceX
Do tego momentu mogłoby się wydawać, że test SN-10 nie przyniósł tego, na co oczekiwali miłośnicy fajerwerków. A jednak nie na tym koniec. Kilka minut po wylądowaniu w silnikowej części konstrukcji doszło do eksplozji, najpewniej spowodowanej twardym przyziemieniem i uszkodzeniem dolnych elementów. Resztki paliwa i niewielki pożar doprowadziły do eksplozji, która sprawiła, że cały SN-10 "wystartował po raz drugi" - wzbiwszy się na kilkanaście metrów prototyp spadł poziomo na lądowisko i uległ zniszczeniu.
Kolejne etapy lotu po eksplozji kilka minut po wylądowaniu - widać, że nawet wybuch nie rozerwał konstrukcji SN-10, a dopiero przyziemienie horyzontalne o grunt domknęło dzieła zniszczenia. Credits: NASASpaceflight
Eksplozja kilka minut po wylądowaniu i "drugi" lot na kilkanaście metrów, kończący się zniszczeniem prototypu przy horyzontalnym przyziemieniu. Credits: VideoFromSpace
Porównanie rozkładania nóżek w dolnej części konstrukcji na przykładzie lotu SN-5 (4-5 sekunda) i SN-10 (10-15 sekundy) gdzie widoczne jest chwianie się kilku nóżek skutkujące później lekkim przechyłem konstrukcji po wylądowaniu. Credits: Bard
Warto jednak zauważyć, że nawet eksplozja nie zniszczyła w dużej mierze całości konstrukcji - na nagraniach widać, że tak naprawdę dopiero ponowne, horyzontalne przyziemienie o grunt domknęło dzieło zniszczenia - do tego momentu wybuch nie rozerwał SN-10, co najwyżej wywołał ograniczone deformacje konstrukcji w górnej części i w pobliżu lotek aerodynamicznych.
Można więc rzec, że test prototypu SN-10 miał prawo zadowolić zarówno trzymających kciuki za pionowe lądowanie, które poza wymienionymi mankamentami prawie okazało się już dopracowane, jak i tych, którzy liczyli na widowiskowe zakończenie istnienia tego "jubileuszowego" prototypu. SpaceX wyraźnie posuwa się do przodu w pracach nad nową konstrukcją i pozostaje tylko trzymać kciuki za właściwe wyciąganie wniosków z dotychczasowych lotów eksperymentalnych - następny w kolejce SN-11, którego test powinien się odbyć w najbliższych tygodniach.
Więcej o tym czym ma być Starship wspominałem ➨ w tekście po locie SN-8.
Można więc rzec, że test prototypu SN-10 miał prawo zadowolić zarówno trzymających kciuki za pionowe lądowanie, które poza wymienionymi mankamentami prawie okazało się już dopracowane, jak i tych, którzy liczyli na widowiskowe zakończenie istnienia tego "jubileuszowego" prototypu. SpaceX wyraźnie posuwa się do przodu w pracach nad nową konstrukcją i pozostaje tylko trzymać kciuki za właściwe wyciąganie wniosków z dotychczasowych lotów eksperymentalnych - następny w kolejce SN-11, którego test powinien się odbyć w najbliższych tygodniach.
Więcej o tym czym ma być Starship wspominałem ➨ w tekście po locie SN-8.
f t Bądź na bieżąco z tekstami, zjawiskami astronomicznymi, alarmami zorzowymi i wszystkim co ważne dla amatora astronomii - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebooku, obserwuj blog na Twitterze bądź zapisz się do subskrybentów kwartalnego Newslettera.
Działo się! Im gorszy przebieg testu tym bardziej atrakcyjna relacja filmowa.
OdpowiedzUsuńWydaje się, że SN-y zbyt późno zaczynają manewr lądowania i nie zdążają ustabilizować opadania. Ale to oczywiście nie jest takie proste bo lądowanie zużywa dużo paliwa, którego zapas jest ograniczony. Z kolei więcej paliwa oznacza większą wagę a więc jeszcze trochę więcej paliwa.
Konstrukcja nóżek też wydaje się dość oszczędna. Nóżki rozsuwające się na boki pozwoliłyby zwiększyć powierzchnię podstawy i stabilność całości. Ale i to też nie jest takie proste, bo kolumbryna swoje waży. A w tym biznesie trzeba b. pilnować kosztów, bo jak nie to szybko uciekają w Kosmos 😊
Też tak miałem (nadal w sumie mam) wrażenie co do zbyt późnego manewru pionizacji, ale Raptory dają takiego kopa, że to co subiektywnie wydaje się dziwne okazuje się uzasadnione w fizyce - przy jeszcze wcześniejszym odpaleniu i pionizacji SN zacząłby zwyczajnie odlatywać. Nadmiar ciągu jest tu utrudnieniem, a i tak stopniowo wyłączają silniki kończąc na pracy jednego. Tylko w takiej formie jak to czynią w ramach testów można liczyć na to, że przy spadku wysokości do 0 m prędkość wyniesie 0 i można wyłączać silniki, stąd tak późny końcowy manewr. Co by o tym nie myśleć wygląda to zjawiskowo!
Usuń