Przelot nad Kopernikiem (03.11.2022)

Zastanawiałem się czy zamiast przelot nie użyć w tytule słowa "przepłynięcie" pisząc kilka słów o obserwacji Srebrnego Globu z pierwszego czwartku listopada. Wiele osób mogło poczuć się uradowanych, że już na początku arcy-pochmurnego miesiąca dostajemy taką przejrzystą noc i możliwość zachwytu nad niebem - może nie bardzo rozgwieżdżonym, bo Księżyc po kwadrze wnosi już więcej, niż marnych 5 groszy do pogorszenia jakości "ciemności", ale jednak było trochę czasu na uciechę dla oka i ten widok mógł być bardzo zwodniczy, zupełnie niewłaściwie sugerując piękne warunki obserwacyjne, gdyby ktoś ograniczył się do spoglądania na firmament gołym okiem. Jednak to co działo się wczoraj w atmosferze - stopień falowania obrazu, pływania sprawiającego wrażenie, że Księżyc jest obserwowany z głębin oceanu, był jedną z najmniej przyjemnych niespodzianek jakie można było dostać po rozstawieniu teleskopu.

Słaby seeing widywałem już wielokrotnie, właściwie częściej niż rzadziej, ale to jak fatalny był on wczoraj, wprawiło mnie trochę w osłupienie nawet zważywszy na fakt, że naprawdę często było w tym względzie kiepsko. O Jowiszu czy Saturnie z tego wieczoru już nawet nie wspominam.

Tak czy siak skoro już sprzęt rozstawiony, coś tam mimo wszystko spróbowałem zdziałać, a celem głównym był tytułowy Kopernik. Trudno mi pisać, że mój ulubiony pod względem widowiskowości krater księżycowy, bo tych ulubionych wprawiających za każdym razem w zachwyt jest tyle, że nie miałoby to większego sensu - ale powiedzmy, że co najmniej jeden z najbardziej ulubionych. Szczególnie ciekawie prezentuje się on w wieku 9-10 dni po nowiu, będąc na linii terminatora lub od niedawna już w świetle słonecznym. Wczoraj trafiła się okazja złapania go w tym drugim wariancie, 10 dni po nowiu, gdy był już całkowicie oświetlony, ale wciąż rzucając cień na dno krateru od strony wschodniej.

Nie wiem który raz się wczoraj w niego wpatrywałem, ale zawsze lubię do tego miejsca wracać. Krater o średnicy 93 km, głębokości 3,8 km, seria siedmiu górzystych wierzchołków na jego dnie, z najwyższym wzniesieniem sięgającym 730 m ponad dno krateru, a do tego od północy towarzystwo niezwykle plastycznych Karpat dopiero od kilku godzin rzucających długie cienie - jest czego się dopatrywać, a to tylko jeden obszar powierzchni.

Na górze: Księżyc w wieku 10 dni (3 doby po I kwadrze) + wersja z opisem wspomnianych w tekście formacji powierzchniowych. Na dole: kadry z filmu; zbliżenie na krater Kopernik i pasmo Apeniny + wersja z opisem. Sony A7sII + Maksutow 127/1500 na EQ-3, eksp. 1/640 sek., ISO1600.

W tym wieku Księżyca po ostatnim nowiu ciekawie prezentuje się też słynny krater Tycho - jakże odmienny od typowego skojarzenia u większości osób mających przed sobą obraz całej tarczy naszego satelity. W pełni lub jej okolicach szeroki na 85 km i głęboki na 4,5 km Tycho jest najjaśniejszą formacją w południowej części tarczy, od której we wszystkie strony rozchodzą się długie do 1500 km smugi po uderzeniu meteorytu, który ten krater uformował. 3 doby po I kwadrze jest on jednak tylko jednym z licznych kraterów tego obszaru, niewyróżniającym się szczególnie zwłaszcza w konkurencji z Claviusem, a jednak właśnie teraz był dobry moment, aby przyjrzeć się centralnemu wzniesieniu jeszcze rzucającemu cienie, zamiast pozbawionego plastyczności w czasie pełni - a mówimy o wzniesieniu do poziomu 1,6 km ponad dno krateru - czyli mniej więcej takiej karkonoskiej... wróć - księżycowej Śnieżce - usadowionej w centrum Tycho.

Trzecim z wyróżniających się tego wieczoru kraterów był Bullialdus znajdujący się w zachodniej części Mare Nubium (Morza Chmur) nieco poniżej innego polskiego krateru Lubieniecki, który jednak tym razem był jeszcze w niezbyt dogodnym oświetleniu. Bullialdus jako wyraźnie mniejszej średnicy krater od Kopernika bo mający 61 km rozpiętości, prezentował się nie mniej okazale dzięki terminatorowi, który w czasie obserwacji znajdował się zaledwie około 120 km na zachód. Krater ten w około 2-3 doby po I kwadrze stanowi dobry przykład tego, jak kąt padania promieni słonecznych na księżycowy grunt potrafi fałszować odczucia dotyczące różnic w głębokości pomiędzy takimi strukturami. Słynny Tycho o głębokości 4,5 km wydał się zupełnie płytki w zetknięciu ze znacznie bliższym terminatorowi, ale płytszym w istocie o cały kilometr Bullialdusem, jaki na pozór stanowi tu "dziurę" z nie wiadomo jak głęboko położonym dnem jeszcze nieoświetlonym przez Słońce i wybijającym się wyraźnie z otoczenia w Morzu Chmur.


Okolice krateru Clavius i Tycho w południowej części tarczy Księżyca w 3 doby po I kwadrze; wiek Księżyca 10 dni + wersja z opisem. Kadry z filmu; Sony A7sII + Maksutow 127/1500 na EQ-3, eksp. 1/640 sek., ISO1600.

Wspomniane wyżej formacje można zobaczyć na filmowym skrócie czwartkowej obserwacji - niestety wspomniana we wstępie atmosfera rozedrgana do stopnia, jakiego bardzo długo już nie widziałem, sprawiała, że chwile spokojnego obrazu bez falowania i zanikania ostrości trafiały się naprawdę jak na lekarstwo. 90% nagrań i zdjęć, jakie wykonałem poszło do kosza, a to co zostało też nie jest imponujące na tle innych nocy, gdy stan atmosfery był o niebo spokojniejszy - nie mniej coś tam widać. W obserwacji wizualnej Maksutowem 127 nie byłem w stanie wejść wyżej ponad 88-krotne powiększenie bez natychmiastowych trudności z ostrzeniem obrazu i jego rozmazywaniem. Było trochę opadów i wietrzenia, niebo na pozór idealnie rozchmurzone - bo w czasie sesji nie było ich wcale - a jednak w obserwacji teleskopowej licho po całości - zresztą nie pierwszy raz w ostatnim czasie.

Tekst ten nie tylko zostawiam po to by gdzieś zapisać obserwację i materiał w jej trakcie zebrany, ani też tylko po to, by dać Wam przyjemną mam nadzieję lekturę i film na początek weekendu, ale zwłaszcza by ostrzec kąpanych w gorącej wodzie czytelników przymierzających się do zakupu pierwszej większej optyki, by raz jeszcze uświadomić, jak bardzo nasze warunki atmosferyczne potrafią blokować potencjał sprzętu, nawet gdy na pozór idealnie się rozpogodziło. Będąc kiedyś na etapie jedynie lornetkowym i widząc wspaniale rozgwieżdżone niebo zastanawiałem się ile w tym momencie udałoby się zobaczyć, gdyby kupiło się choćby niewielki teleskop i nie sądziłem, że może nie być tak wesoło. Często bowiem, zwłaszcza jesienią czy zimą gdy trafiają się silne prądy strumieniowe, niebo pięknie prezentujące się gołym okiem po solidnych opadach i wietrzeniu, w teleskopie na poszczególnych obiektach może przynosić więcej frustracji, niż radości. Pogoda to nie wszystko, a nawet optyka to nie wszystko. Bardzo często coś niewidocznego dla nieuzbrojonego oka - nasza ziemska atmosfera determinuje na ile możemy wykorzystywać teoretycznie dostępne możliwości posiadanego sprzętu, a na ile musimy trzymać powiększenia (i nerwy) na wodzy - w ostatnim czasie częściej je ograniczając, niż pozwalając sobie na więcej.

  f    t    yt   Bądź na bieżąco z tekstami, zapowiedziami, alarmami zorzowymi i wiele więcej - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebookuobserwuj blog na Twitterzesubskrybuj materiały na kanale YouTube lub zapisz się do Newslettera.

Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Dzięki! Powiedzmy, że ujdzie w tłoku - jak na warunki które mi towarzyszyły, bo do obiektywnej świetności dalekooo :-) Pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz

Zainteresował Ciebie wpis? Masz własne spostrzeżenia? Chcesz dołączyć do dyskusji lub rozpocząć nową? Śmiało! :-)
Jak możesz zostawić komentarz? - Instrukcja
Pamiętaj o Polityce komentarzy

W komentarzach możesz stosować podstawowe tagi HTML w znacznikach <> jak b, i, a href="link"