Wiem z niedawnych, ale też i nieco odleglejszych dyskusji, że także wśród Was, stałych czytelników, są osoby, które wiele razy się zastanawiały mieszkając w centralnych czy w południowych województwach, na ile odczułyby różnicę w jasności nieba, gdyby przyjechali nad Bałtyk lub choćby Zatokę Gdańską, by przekonać się jak bardzo ta bliskość płytko schowanego pod horyzontem Słońca jest zauważalna w ostatnich tygodniach wiosny i pierwszych tygodniach lata oraz czy rzeczywiście złota łuna zdobiąca horyzont w ogóle nie znika nawet w najciemniejszym momencie w środku nocy.
Po namyśle postanowiłem obrazowo rozwiać wątpliwości, co swoją drogą może stanowić ciekawą kontynuację podobnego wątku będącego odpowiedzią na pytanie jednego z czytelników o możliwość ujrzenia wschodu i zachodu Słońca nad Morzem Bałtyckim ("w morzu") w ciągu jednego dnia z tej samej lokalizacji.
W tekstach na blogu, zwłaszcza z cyklu "Niebo nad nami" często przywołuję tytułową złotą łunę jako element nieustannie towarzyszący nam, zwłaszcza tu w północnej części kraju, podczas okresu białych nocy. Nie mają one oczywiście wiele wspólnego z białymi nocami w Skandynawii, zwłaszcza bliżej koła podbiegunowego, bo przy tamtych - te nasze są wciąż naprawdę ciemne. Mimo to okazują się często zaskakująco rozświetlone dla osób, które normalnie spędzając większość życia w centrum czy na południu naszego kraju są zaskoczone tak niewielkim stopniem pociemnienia nieba nawet w środku nocy w porównaniu ze swoimi lokalizacjami, z których przybyli na północ Polski pod koniec wiosny czy na początku lata w ramach wypoczynku.
Taka Małopolska, dla przykładu, doświadcza bowiem białych nocy raptem przez około 2 tygodnie, witając się z nimi krótko przed przesileniem letnim, a żegnając już na początku lipca, podczas gdy u nas na Pomorzu noc astronomiczna po raz ostatni występuje zaraz po pierwszym tygodniu maja i powraca dopiero w pierwszym tygodniu sierpnia. Może nie jesteśmy wielkim pod względem powierzchni krajem, ale tych zaledwie 647 km dzielących najbardziej północny i południowy punkt Polski przekłada się na różnicę dochodzącą do niemal 6 stopni szerokości geograficznej - dokładnie 5 stopni 50 minut. To wystarcza aby zarysowały się tak radykalne, przekraczające miesiąc różnice w okresie nadejścia pierwszej i ostatniej nie-astronomicznej "nocy" między pasem województw północnych a południowych. Nie-astronomicznej, czyli takiej, kiedy centrum tarczy Słonecznej przestaje już osiągać 18 stopni pod horyzontem w momencie najgłębszego zanurzenia.
Wielu amatorów ukierunkowanych na obserwacje i rejestrację głębokiego nieba czy miłośników zorzy polarnej nie ma łatwego życia w tym około-wakacyjnym okresie, ale w tej rozłące z najciemniejszymi nocami astronomicznymi dużą frajdę upatrują osoby lubiące długie i ciepłe dni, a wśród miłośników astronomii - takie, które potrafią i lubią wykorzystywać ciągłą bliską obecność Słońca w kontekście innych zjawisk na niebie. Dwa kluczowe, będące wizytówką sezonu białych nocy to najliczniejsze i najjaśniejsze w roku przeloty Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, które nie byłyby tak często widoczne przez wszystkie godziny od zmierzchu do świtu, gdyby nie blisko skryte Słońce oświetlające ISS podczas znacznie większej ilości przelotów, niż w noce astronomiczne oraz oczywiście obłoki srebrzyste, których także byśmy nie mogli podziwiać bez odpowiednio płytko wędrującej pod horyzontem Dziennej Gwiazdy oświetlającej "od spodu" z perspektywy obserwatora kryształki lodu i pyłu tworzące obłoki NLC.
Jednak nawet bez przelotów ISS czy obecności obłoków srebrzystych wciąż istnieje jeszcze jeden fenomen, który w nocy podczas bezchmurnej aury pozwala doskonale przekonać się obserwatorowi o tym, jak blisko wciąż jest Słońce i jak niewiele dzieli nas od jego wschodu - mimo, że zachód dopiero co minął. Jest nim pas złotej łuny wywołanej bardzo płytko wędrującym pod horyzontem Słońcem, przesuwającej się od północnego zachodu w pierwszej części wieczoru przez horyzont północny w momencie największego pociemnienia nieba i dalej ku północnemu wschodowi wraz z postępującym brzaskiem. Ta łuna pozostaje obecna i rejestrowalna nawet w momencie największego zanurzenia Słońca pod horyzont w najciemniejszym momencie "nocy" - używam cudzysłowu, bo w astronomicznej definicji tak naprawdę stan nocy wówczas w ogóle nie występuje, stąd potocznie mówimy o co najwyżej "białych nocach".
Pomyślałem, że aby ten fenomen ukazać, w tym przypadku z dwóch różnych lokalizacji dających podgląd na różnicę między otwartym basenem Morza Bałtyckiego a samą Zatoką Gdańską, dobrym rozwiązaniem będzie wsparcie się zapisem z odpowiednich webkamerek, z których obraz mógłby dać lepsze odniesienie do rzeczywistego wyglądu nieba w kontekście pociemnienia, niż zwykły opis słowny czy wygenerowany komputerowo poprzez aplikacje typu Stellarium czy jakieś narzędzie AI.
Nie wszystkie jednak kamerki internetowe są odpowiednie do wykonania możliwie miarodajnego zestawienia na potrzeby tego tekstu. Część odpadła z tego względu, że rejestrowała obraz w podczerwieni, zatem nie dałaby szansy unaocznić stopnia pociemnienia nieba w konkretne odcienie granatu jak to umożliwiają kamery barwne, nie wyłączające takiego trybu, gdy tylko zrobi się nieco ciemniej. Inne odpadły przez statyczny obraz dający małe pole widzenia i obejmujące polem widzenia tylko jeden kierunek. Jeszcze inne były nawet i korzystne, ale tak zapaćkane na obiektywie, że pierw przydałyby się im solidne ulewy, by później dało się cokolwiek na nich dostrzec.
Mi zależało na tym, aby obraz był barwny, pozwalający ujrzeć bardziej namacalnie jak daleko od pełnej czerni jest firmament nawet w środku "nocy" bez fałszowania obrazu przez długą ekspozycję, skutkiem której rejestrowane zaczęłyby być także gwiazdy. Może i dodałoby to uroku, ale zarazem przekłamałoby stopień pociemnienia, który przez dłuższe naświetlanie zostałby zmniejszony dając w efekcie jaśniejszą barwę nieba, niż jest ono w rzeczywistości. Po drugie zależało mi na pełnym spektrum "północnej połowy" horyzontu, tak aby dostępny był widok nie tylko ściśle na północ, ale także na północny zachód (ważny w kontekście porównań jasności nieba w pierwszej połowie nocy, gdy niebo ciemnieje po skryciu się Słońca pod horyzont) i północny wschód, istotny w drugiej połowie nocy, kiedy już mijamy punkt największej ciemności i zbliżamy się do wschodu Słońca. Jednym zdaniem, kluczowe było aby objętych polem widzenia stało się przynajmniej około 180 stopni w azymucie, patrząc od lewej i idąc w prawo - od północnego zachodu, przez północ, do północnego wschodu. Tak też będzie to ujęte w zestawieniu obrazów w dalszej części tekstu.
Ponadto zestawienie chciałem wykonać w noc, podczas której mamy do czynienia z maksymalnie wysuniętym ku północy azymutem zachodu Słońca (w tym wypadku to 315 stopni NW) i z maksymalnie wysuniętym ku północy azymutem wschodu Słońca (tutaj było to 45 stopni NE), kiedy skala tego zjawiska jest największa. Szczęśliwie w pobliżu przesilenia letniego sporo nocy pozwala spełnić te wymogi, więc ewentualna pochmurna aura w noc zaplanowanego porównania nie musi być przeszkodzą, o ile któraś z kolejnych nocy pozwala powtórzyć próbę wykonania takiego zestawienia - a że w czerwcu zachmurzenie nawet jeśli całkowite - zawsze jest bardzo przejściowe, to nie ma problemu z wyczekaniem na odpowiedni moment.
Spełnienie tych wspomnianych wymogów oznacza możliwość spojrzenia na zmiany w pociemnieniu nieba podczas wykonywania przez Słońce najkrótszej możliwej drogi pod horyzontem w bezpośredniej bliskości przesilenia letniego, gdy znika ono tylko na nieco ponad 6,5 godziny, stale dając o sobie znać w postaci tytułowej złotej łuny i to nawet w najciemniejszym momencie. Zbierane do porównania ujęcia pochodzą zatem z nocy, która rozpoczęła się zachodem Słońca dopiero o godz. 21:28, a zakończyła wschodem już o godz. 04:09 CEST.
Przypadkowo w noc zbieranych przeze mnie ujęć tuż po przesileniu letnim 2023 mieliśmy do czynienia z czwartym w tamtym sezonie wystąpieniem obłoków srebrzystych nad Polską, które webcamery dobrze zarejestrowały, ale dla naszego porównania nie są one takim problemem, jakim byłoby typowe zachmurzenie. NLC bowiem w żadnej mierze nie blokują nam widoku nieba na taki sposób, który uniemożliwiałby sensowne porównanie zmian jasności firmamentu w kolejnych godzinach nocy tak, jak uczyniłoby to bardziej przyziemne zachmurzenie kłębiaste czy warstwowe w zbyt dużej ilości.
Pierwszą lokalizacją był najdalej wysunięty na północ punkt Polski - Jastrzębia Góra w województwie pomorskim, nad otwartym Morzem Bałtyckim. Nie zależało mi koniecznie na najdalszej ku północy lokalizacji webcamery, ale to właśnie tutaj obraz był najczystszy a jednocześnie zmieniający się w automatycznych interwałach między kierunkiem północ, północny wschód, północny zachód, dając podgląd na całą północną połowę nieba. Drugą lokalizacją była Rewa nad Zatoką Gdańską, a więc miejsce bardziej w głąb województwa, które dzięki szerokokątnej kamerze pozwoliło objąć znaczną rozpiętość północnego nieba w ramach jednego statycznego ujęcia.
Pierwsze (22:00 CEST) / ostatnie (03:30 CEST) ujęcie w zestawieniu w przypadku obu lokalizacji to widok w 40 minut po zachodzie / przed wschodem Słońca; kolejne zapisy czynione o pełnych godzinach (23:00-03:00 CEST). Godzina 04:00 to ostatnich 9 minut przed wschodem Słońca, dlatego uznałem, że nie ma żadnego sensu dodawanie jej do porównania, za to 03:30 daje przynajmniej porównywalny czas do wschodu co pierwsze ujęcie z 22:00 względem zachodu Słońca, co pozwoliło uniknąć nierównomiernych skoków czasu między kolejnymi porównaniami. Informacyjnie jeszcze dopowiem, że w obu przytoczonych przykładach najciemniejszy moment nocy zachodził około godz. 00:45 CEST w pobliżu dołowania Słońca zaledwie 12 stopni pod horyzontem. Godzina 01:00 CEST w zestawieniu to już początkowy etap ponownego rozjaśniania nieba. Jak więc jest z tą złotą łuną? Znika czy rzeczywiście pozostaje? Czas aby przemówiły obrazy.
JASTRZĘBIA GÓRA
NW ➡ N ➡ NE
REWA
NW/N/NE
Niezły numer, co? Jeżeli nie dajecie wiary, że są to nieobrobione, nierozjaśnione celowo obrazy z całej nocy i nawet jej najciemniejszego momentu, to nie ma wyboru - musicie na północ przybyć by się o tym fenomenie przekonać na własne oczy.
Jak widać, nie trzeba wcale dużo dobrej woli by dostrzec nieustającą obecność złotej łuny i stwierdzić znaczną różnicę między niebem w białe noce na Pomorzu a tym w centrum czy zwłaszcza na południu kraju. Obserwacyjne w miarę sensowne okno (takie "od biedy") trwa tutaj mniej więcej od 23:00 do 01:00 CEST, podczas gdy wcześniej jest jeszcze za jasno aby ukazało się więcej gwiazd, a później szybko one nikną na tle nieba wchodzącego w coraz jaśniejsze odcienie błękitu przy złotej łunie obejmującej coraz większą powierzchnię nieboskłonu, bo około 00:30-00:45 CEST już mijamy punkt największego pociemnienia.
Z porównania widać, że zdecydowanie najciemniej jest między 00:00 a 01:00, przy czym to "najciemniej" też trzeba wziąć w duży cudzysłów, wszak firmament, na którym kilka stopni wysokości zajmuje łuna przypominająca o niedawnym zachodzie lub nieodległym już wschodzie Słońca nie jest przecież czymś, co astro-amatorzy określiliby mianem ciemnego nieba.
Pomimo, że białe noce w polskim wydaniu radykalnie różnią się od skandynawskiego czy alaskańskiego, z jakim mierzył się w "Bezsenności" bohater Ala Pacino, poczucie nieustannie bliskiej obecności Słońca pod horyzontem w postaci nieznikającej lecz wędrującej od zachodu do wschodu złotej łuny jest ciekawym doświadczeniem w tym okresie i każdego kto dotąd z Polski centralnej czy południowej jeszcze tego nie widział, zachęcam do dopisania tego typu obserwacji do listy na przyszłość.
To kolejna z prostych acz interesujących obserwacji, do wykonania których poza pogodnym niebem nie potrzebujemy żadnego dodatkowego sprzętu optycznego poza własnymi oczami, a że można ją wykonać zupełnie przy okazji, choćby spędzając noc na nadbałtyckich plażach to tym większa zaleta. Warto ją połączyć z obserwacją wschodu i zachodu Słońca "w morzu" w ciągu jednego dnia w tej samej lokalizacji, bo w pewnym sensie oba fenomeny są ze sobą powiązane, mianowicie okresem, w którym ich zaobserwowanie jest z perspektywy naszego kraju najłatwiejsze i zarazem najbardziej namacalne.
Obecnie doświadczamy przesilenia letniego i dopiero wchodzimy w astronomiczne lato, zatem pora do wykonania obu obserwacji jest idealna, najlepsza w całym roku i taką jeszcze przez pierwszą połowę lipca pozostanie. Później nawet w północnych województwach białe noce wyraźnie będą finiszować, złota łuna w najciemniejszym momencie nocy stawać się będzie coraz węższa i obecna coraz krócej, faza zmierzchu będzie się pogłębiać, aż w końcu na początku sierpnia powrócimy do dominujących przez większość roku nocy astronomicznych, wiążących się z najciemniejszym możliwym do uzyskania niebem - choć początkowo na jeszcze bardzo krótki czas. Gdy noce astronomiczne otworzą kolejny sezon obserwacyjny, na powrót opisanego dziś fenomenu znów poczekamy kolejnych 9 miesięcy, tak więc jeśli chcielibyście go doświadczyć jak najprędzej, to teraz jest ku temu najlepsza okazja.
Stop-klatki z kamerek internetowych za: webcamera.pl
f t yt Bądź na bieżąco z tekstami, zapowiedziami, alarmami zorzowymi i wiele więcej - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebooku, obserwuj blog na Twitterze, subskrybuj materiały na kanale YouTube lub zapisz się do Newslettera.
Opracowanie bardzo na czasie, szczególnie dla mnie, ponieważ za tydzień wybieram się nad wybrzeże właśnie z pod stolicy małopolski. W prawdzie miałem już okazję doświadczyć białych nocy nad polskim morzem ale było to prawie ćwierć wieku temu. W ów czas byłem na początku czerwca i pamiętam tą poświatę nad północnym horyzontem, wciąż utrzymującą się pomimo późnych godzin nocnych. W tedy, jako nastolatek nie bardzo byłem świadomy charakteru tego zjawiska dlatego będzie to dla mnie dodatkowy bonus do wyjazdu nad morze właśnie w takim okresie. Choć tym razem bedzie to wyjazd z małymi dziećmi to liczę, że uda mi się wyskoczyć na plażę na jakieś krótkie obserwacje w środku nocy.
OdpowiedzUsuń