Tak było i jest tu od zawsze przy okazji większych wydarzeń, by poświęcać im więcej uwagi, niż krótką chwilę w ramach prostej wzmianki w comiesięcznym "Niebie nad nami". Chciałem, aby każdy, kto choć raz poczuł fascynację nocnym niebem, wiedział, że 7 września 2025 roku warto wyjść z domu i podnieść głowę, a kto szuka jakiegoś zainteresowania - by zaczął właśnie teraz, bo nic tak nie nadaje dobrze pierwszego pędu temu hobby jak zjawisko dużego kalibru. Wszystko prowadziło do tej jednej chwili, jak długie górskie wędrówki - dokładnie te, z których po tygodniowej przerwie wróciłem, i które - gdyby nie odległość nas dzieląca - byłyby pewnie moją pierwszą pasją i powodem pisania tekstów, a nie drugą - w której każdy krok zbliża nas do wierzchołka, a nagroda w postaci widoku wydaje się na wyciągnięcie ręki.
Tym razem jednak był to ten przypadek, kiedy "po wspinaczce" - góra nie pozwoliła mi na panoramę. Niebo w pierwszą niedzielę września zasnuło się jednolitą warstwą chmur. Patrzyłem na tą gęstą, pozbawioną jakichkolwiek pęknięć, betonową płytę chmur, która zawisła nad moją głową na długo przed planowanym początkiem zjawiska. Patrzyłem na zegarek, gdy Słońce chowa się pod horyzontem, nie dając nawet najmniejszego, symbolicznego okna w tej szarej powłoce. Patrzyłem, jak na zegarze następuje moment wschodu zaćmionego już Księżyca i zapada noc, która nie przynosi ze sobą ani jednej gwiazdy. Cisza. Tylko wiatr, drobne opady deszczu bardziej w formie gęstszej mżawki niż pełnoprawnego opadu - ale i tak byłoby mi szkoda rozstawiać na tym elektronikę - i ta beznadziejna, ostateczna pewność, że tym razem się nie udało. Że cały ten wysiłek, całe to oczekiwanie, kończy się fiaskiem.
W takich chwilach człowiek ma skłonność do automatycznego szukania pocieszenia z rozmaitych stron. Łatwo wówczas sięgnąć po to, co dzisiejszy świat już od dość długiego czasu podsuwa nam na każdym kroku - transmisje internetowe, „na żywo” z innego miejsca, gdzie pogoda sprzyja. Dwa-trzy kliknięcia i mamy obraz Księżyca z kamery w lepszym zakątku pogodowym. Niby to samo, a jednak kompletnie coś innego, nieporównywalnego.
7 IX 2025 A.D. - całkowitezaćmieniezachmurzenieKsiężycanieba nad moją głową: kolejno o wschodzie Księżyca, tuż przed fazą maksymalną zaćmienia całkowitego i tuż przed końcem fazy całkowitej. Nie muszę chyba dodawać, że przez tak grube obłoki nawet w normalnej pełni blask Księżyca nie miałby szansy się przedostać.
Tymczasem astronomia amatorska, tak jak górskie wojaże, to nie jest gapienie się w ekran. Atrapa próbująca zastąpić prawdę zamiast pocieszać, uświadamia tylko co się właśnie traci. Przez chwilę może zachwyci, ale w ostatecznym rozrachunku tylko pogłębi rany. To hobby nie dzieje się na monitorze, ale pod gołym niebem, w chłodzie lub zimnie, w błocie lub mrozie, w mżawce lub na przeszywającym wietrze, w cierpliwym czekaniu, w momencie, w którym naprawdę unosimy wzrok ku górze. Sami, ku Niebu, temu prawdziwemu, nie internetowemu.
A jednak ta noc, mimo chmur i mimo iluzji, że może się uda, nie była zupełną porażką. Wiem, że wielu z Was, którzy trafili na publikowane tu materiały, wyszło spojrzeć w niebo i zobaczyło to, co mnie było dane jedynie sobie wyobrażać lub przypominać z dawnych obserwacji. Przed urlopem dostałem kilka wiadomości od osób, które zadeklarowały, że po raz pierwszy w życiu podejmą próbę obserwacji Księżyca w cieniu Ziemi i poczuły po lekturze tutejszych tekstów, że to moment by dopytać o pierwszą optykę. Wiem, że przynajmniej niektórzy z Was ją po naszej korespondencji zakupili i bez względu czy wczoraj się przydała czy nie, ufam, że jeszcze nie raz i nie dwa dobrze ją spożytkujecie. To dla mnie prawdziwa nagroda - świadomość, że nawet jeśli moje własne oczy nie zarejestrowały czerwonego blasku naszego satelity skrytego w ziemskim cieniu, to dzięki wspólnemu przygotowaniu i kampanii popularyzacyjnej zjawisko stało się udziałem wielu innych bywalców tego bloga.
Najdłuższe w XXI wieku całkowite zaćmienie Księżyca w koniunkcji z Wielką Opozycją Marsa 28 VII 2018 A.D. Pełna foto-relacja
Z biegiem lat, patrząc z coraz dłuższej perspektywy, widzę, że astronomia w pewnym sensie bywa jak góry. Wędrujemy w stronę zjawisk, które mogą nas oczarować, ale nigdy nie mamy gwarancji, że na końcu drogi czeka zachwyt i panoramy na wszystkie strony świata. Nie każdy szczyt daje widok, nie każda wyprawa kończy się sukcesem. Bywa, że dociera się na wierzchołek i widzi tylko mleko - niegdyś miałem tak z Rysami po blisko 4 godzinach męczącego podejścia - bywa, że chmury odbierają całą nagrodę. A jednak mimo wszystko - idzie się dalej. Sens jest nie tylko w tryumfie na wierzchołku, lecz także w drodze: w przygotowaniach, w wysiłku, w cierpliwości, a nawet w samej próbie.
Najdłuższe w XXI wieku całkowite zaćmienie Księżyca w koniunkcji z Wielką Opozycją Marsa 28 VII 2018 A.D. Pełna foto-relacja
Wspinaczka to nie tylko radość ze zdobycia szczytu czy grani, tak samo w astronomii - nie każda noc jest zwycięstwem, nie każde zjawisko jest nam pogodowo zagwarantowane. Każda noc za to jest częścią całej drogi, która w taki czy inny sposób kształtuje u każdego pasję na niepowtarzalny sposób. Przestrzegałem kiedyś i to powtórzę: pogodowe porażki były, są i będą zawsze wpisane w nasze hobby i jeśli jest to zbyt trudne do zaakceptowania, bezpieczniej jest od razu znaleźć sobie inne zajęcie. Z naturą się nie wygra: ani w górach, ani na środku zadupia z rozstawionym teleskopem nie bierze ona jeńców.
Wędrując nieco w ubiegłym tygodniu po górskich szlakach, na jednej z tablic wpadła mi w oczy długa, fantastyczna sekwencja ks. Romana Rogowskiego traktująca o górach i człowieku, z której jedno zdanie, jakie utkwiło mi w pamięci szczególnie chciałbym nieco sparafrazować na potrzeby tej relacji. Ks. Rogowski mawiał: "Człowiekiem gór nie jest ten, który umie i lubi chodzić po górach, ale ten, który górami potrafi żyć w dolinach, po zejściu z gór." Ja pragnę dalej, i zachęcam usilnie do tego każdego z Was, którzyście przegrali z zachmurzeniem - by się nie zrażać po wczorajszym ciesząc wspaniałościami nocnego nieba jedynie przy okazji sukcesów - niczym odnosząc to do radości z udanej wspinaczki, ale także wtedy, gdy pogoda boleśnie uczy nas cierpliwości i pokory, strącając w dół doliny.
Dlatego ta obserwacyjnie przegrana noc nie zgasiła we mnie światła. Ot, to tylko jeden z wielu rozdziałów w całej tej historii, tym razem mniej radosny. Z tego też powodu dzisiaj, choć smutek jeszcze nie do końca opadł, nie czuję się tak po prostu przegrany. Czuję się mocno poturbowany, ale na jakiś sposób znów też wzmocniony, czego i Wam życzę jeśli też zetknęliście się wyłącznie z zachmurzeniem. To doświadczenie przypomniało mi, dlaczego w tym trwam. Robię to dla tych chwil prawdziwego kontaktu z naturą, a nie dla gwarancji sukcesu. Dla niepewności, która sprawia, że bezchmurna noc staje się darem, a nie oczywistością. Dla tej cichej satysfakcji, gdy po wielu nieudanych próbach, w końcu trafia się w idealne warunki.
Pochmurna pogoda nie pierwszy i nie ostatni raz wygrała z maluczkim amatorem - i tak już w tym całym hobby będzie zawsze. Wiem jednak, że wrócę przy pierwszej okazji, tak jak wraca się w góry (w październiku znów ode mnie odpoczniecie!) po nieudanym wejściu czy postanowionym odwrocie do doliny. Czekam na kolejne zjawiska: koniunkcje, meteory, zorze i wyczyny Słońca. I wiem, że znów będę gotów podjąć tę drogę, jak zwykle bez jakiejkolwiek gwarancji sukcesu, ale za to z pewnością, że warto. Astronomia amatorska, podobnie jak wędrówka po górach, nie polega tylko na chwilach tryumfu i widokach ze szczytów. Polega na ciszy, na cierpliwości, na planowaniu czy zmienianiu celów, a czasem też na bolesnych porażkach, od których nie uciekniemy. Pewnie dlatego każda kolejna nagroda, kiedy przychodzi na nią właściwy czas, smakuje jeszcze bardziej...
🌖🌖🌖
P.S. Wszystkim szczęśliwcom wśród czytelników zbiorczo w tym miejscu gratuluję pięknych zdjęć i udanych łowów ciesząc się z Waszego sukcesu oraz dziękując za Wasze materiały i świadectwo bycia ze mną i tym blogiem w tych emocjonujących chwilach. Niestety nie mogę się zrewanżować podobnymi obrazkami - pozwoliłem więc sobie podejść do relacji niestandardowo. Żadna sztuka zachęcić do jej przeczytania po obserwacji spod bezchmurnego nieba, ale mam nadzieję, że mimo wydźwięku tekstu lektura była dla Was przyjemna i znajdziecie w niej jakieś pocieszenie, jeśli doświadczyliście tego co ja. Fotograficzne wspomnienia z różnych zjawisk zaćmieniowych w tej relacji niech Wam równie mocno jak i mi przypominają, że nasza przygoda z astronomią - nawet jeśli tym razem doprawiona gorzkim posmakiem - nie kończy się na jednej nocy. A zatem - a jakże! - ciąg dalszy nastąpi. Do zobaczenia pod gwiazdami. Tymi prawdziwymi.
Komentarze
Prześlij komentarz
Zainteresował Ciebie wpis? Masz własne spostrzeżenia? Chcesz dołączyć do dyskusji lub rozpocząć nową? Śmiało! :-)
Jak możesz zostawić komentarz? - Instrukcja
Pamiętaj o Polityce komentarzy
W komentarzach możesz stosować podstawowe tagi HTML w znacznikach <> jak b, i, a href="link"