Astronomiczne podsumowanie roku 2014

Tradycyjnie w styczniu zapraszam na podsumowanie minionego roku i przypomnienie wszystkiego, co wywoływało najwięcej emocji, co zapamiętamy jako nasze kolejne sukcesy, a co jako porażki, które od zawsze stanowią nierozłączny element naszego hobby - między innymi za sprawą braku odpowiedniej pogody. Planowałem udostępnić Wam ten tekst o nieco szybciej, ale los chciał, że dostaliśmy prezent od nieba na Nowy Rok w postaci komety C/2014 Q2 (Lovejoy), co siłą rzeczy opóźniło sklecenie tego, co dostajecie poniżej. Mimo małego poślizgu, dziś z okazji nadejścia pochmurnego i wietrznego weekendu zapraszam na powrót do przeszłości.


Styczeń 2014 powitaliśmy z silnymi fajerwerkami na najbliższej nam gwieździe. Noworoczna aktywność słoneczna przyniosła nam zapowiedź tego, co nastąpiło 7 stycznia - silny rozbłysk z koronalnym wyzrutem masy, który częściowo został skierowany ku Ziemi. Model prognozujący ruch wyrzutów koronalnych zakładał od początku burzę magnetyczną drugiej kategorii z możliwością trzeciej, a to wystarczałoby już na zaistnienie zórz polarnych nad Polską. Skutki uderzenia wyrzutu i rozbłysku go poprzedzającego zapowiadały się na tyle istotne, że NASA postanowiła wstrzymać start rakiety Antares z zaopatrzeniem dla Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Po spóźnionym dotarciu CME do Ziemi nie zaistniała nawet słaba burza magnetyczna, a obserwatorzy musieli obejść się smakiem - nie pierwszy i z pewnością nie ostatni raz. Styczeń zapamiętany zostanie jednak przede wszystkim za sprawą wybuchu supernowej SN2014J w galaktyce M82 w Wielkiej Niedźwiedzicy. Supernowej wyjątkowej bo w bardzo bliskiej odległości jak na supernową i wysokiej jasności około 10,5 mag. w maksimum, co pod ciemnym niebem umożliwiało jej dostrzeżenie nawet w niewielkich teleskopach.

Dzięki nieoczekiwanej w kalendarzu atrakcji większość lutego mijała pod znakiem obserwacji supernowej w Wielkiej Niedźwiedzicy. Wśród standardowych zjawisk zapowiadanych na luty trafił się jednak jeden prawdziwy smaczek - koniunkcja Księżyca z Wenus o separacji poniżej 1 stopnia.

Tym z Was, którym szczęście dopisało dane były piękne widoki wąskiego sierpa Srebrnego Globu i jasnej Wenus jednocześnie w polu widzenia standardowej  lornetki. Ja niestety załapałem się na parę chwil koniunkcji już po wschodzie Słońca, przez co mogłem tu dodać jedynie sprawozdanie o... "przylocie bombowców" i chmur na czas zjawiska - a uczyniłem to w tej fotorelacji. która jako kolejna ma niestety łatkę "niepowodzenia". Mimo wszystko, zawsze mogło być gorzej, więc trzeba cieszyć się tego, co się widziało.

Marzec z uwagi na kontynuację stale podwyższonej liczby plam słonecznych i większej ilości rozbłysków był okresem, w którym wyraźnie rysowało się już drugie maksimum obecnego 24. cyklu słonecznego. Było to niewątpliwie potwierdzeniem prognoz z przełomu 2012 i 2013 roku, które zakładały nadejście drugiego szczytu na podobieństwo poprzedniego cyklu, którego maksima wystąpiły w latach 2001-2003. Rozważania na ten temat, które opisałem tutaj, za kilka miesięcy zyskały potwierdzenie ze strony heliofizyków NASA, którzy latem 2014 opublikowali komunikat o trwaniu drugiego maksimum w tym cyklu.

W tym czasie okazało się również, że dawniejsze wydarzenie na Słońcu z lipca 2012 roku w przypadku skierowania ku Ziemi mogłoby dostarczyć burzy magnetycznej na miarę zdarzenia Carringtona. Spragnieni zórz polarnych z pewnością by nie pogardzili taką burzą, ale jej skutki mogłyby być zbyt dotkliwe.
C/2014 E2 (Jacques).
Credit: Gerald Rhemann

W kwietniu miałem okazję napisać parę słów o komecie odkrytej miesiąc wcześniej przez Cristovao Jacquesa, która w drugiej połowie lata stała się dość jasnym obiektem widocznym w lornetkach wielkości 10x50. Gdy później nadeszło lato, C/2014 E2 (Jacques) okazała się być również obiektem bardzo fotogenicznym.

Kwiecień 2014 to także czas wyczekiwanej zawsze opozycji Marsa, powtarzającej się co ponad dwa lata i coraz lepsza widoczność Saturna z efektownym systemem pierścieni, których kąt nachylenia względem Ziemi staje się od 2010 roku coraz bardziej korzystne i w tym roku będzie on zbliżony niemal do maksimum sprawiając, że nawet w średniej wielkości lornetkach będzie możliwe ujrzenie pierścieni wokół małej tarczy planety, o teleskopach już nie wspominając. Maksymalne nachylenie pierścieni do Ziemi czeka nas w roku następnym.

Późna wiosna 2014 roku przyniosła szybszy niż zwykle początek sezonu obłoków srebrzystych nad północną półkulą. Z czasem dotarły one również nad umiarkowane szerokości geograficzne, zaś ich debiut nad Polską (fotorelacja) był najbardziej widowiskowym od wielu lat. Obłoki NLC pokazywały się częściej niż dotychczas, w bardziej imponującym wydaniu, niekiedy dochodziło wręcz do takiego zwiększenia intensywności, że media pisały o "burzy" obłoków srebrzystych. W zamian za brak nocy astronomicznych i fatalne warunki obserwacyjne z uwagi na długość dnia, obłoki, które żartobliwie nazywam alternatywnymi zorzami polarnymi, stanowiły przyjemne urozmaicenie najkrótszych i najjaśniejszych nocy w roku.

Obłoki srebrzyste z 09.06.2014 r.
Kiedy już większość okresu z białymi nocami była za nami, druga połowa lipca przyniosła coś, co każdy miłośnik śledzenia aktywności słonecznej i każdy amator spragniony zórz polarnych chciałby maksymalnie odsunąć w czasie - a najlepiej by w ogóle nie miało to miejsca. Nadszedł okres najniższej od trzech lat aktywności słonecznej, którego przypieczętowaniem był pierwszy od 14 sierpnia 2011 roku dzień z zerową liczbą Wolfa i całkowicie wolną od plam tarczą słoneczną. Było to na szczęście zdarzenie jednorazowe, po którym aktywność znów zaczęła iść w górę, ale po kończącym się maksimum i jego drugim szczycie, musimy mieć świadomość, że takie okresy będą niestety występować coraz częściej - kwestią nie jest czy nastąpią, ale kiedy. Czy 2015 rok przyniesie więcej dni z czystą tarczą Dziennej Gwiazdy i częstszych okresów bardzo niskiej aktywności? To niestety bardzo prawdopodobne.

Letnie noce na przełomie lipca i sierpnia są zwykle ubogacane liczniejszymi z dnia na dzień Perseidami. Niestety maksimum za 2014 rok przypadło w bardzo niekorzystnych okolicznościach tuż po pełni Księżyca. Z tego powodu dostrzegalnych było około dwa razy mniej tych meteorów, niż w korzystniejszych latach. Pełne podsumowanie aktywności roju za ten rok opracowałem tutaj.

Mozaika z maksimum Perseidów.
Credit: Sumitra Sri Bhashyam
W zamian za coraz jaśniejsze niebo w tym okresie za sprawą rosnącej fazy Srebrnego Globu, mieliśmy inne urozmaicenie w postaci wieczornej widoczności przelotów europejskiego statku transportowego ATV-5 Georges Lemaître, który podczas podchodzenia do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej bywał z nią widoczny o niemalże tym samym czasie.

Już przelot samej ISS jest zawsze efektowną obserwacją, ale w połączeniu z jasnym statkiem ATV-5 zbliżającym się do Stacji, atrakcyjność tych obserwacji znacznie się powiększyła. Dawniej mogliśmy w taki sam sposób obserwować zbliżające się lub oddalające od ISS promy kosmiczne, tym razem musieliśmy się zadowolić znacznie mniejszym statkiem bezzałogowym. Mimo to frajda nie do opisania!

Zorze polarne nad umiarkowanymi
szerokościami geograficznymi,
12.09.2014 r.
Credit: SWPC
Po pożegnaniu się z obłokami srebrzystymi i okresem "białych nocy" powróciły noce astronomiczne, a wraz z nimi nad północną półkulą rozpoczął się nowy sezon zórz polarnych 2014/2015. Sporadyczne okresy wzmożonej aktywności słonecznej występowały już w poprzednich miesiącach, ale dopiero 10 września wystąpiło zjawisko, które pierwszy raz pozwoliło mi ogłosić na blogu "gotowość zorzową" z jednoczesną 99% szansą na późniejszy "alarm" dla polskich obserwatorów.

Wyrzut koronalny z rozbłysku klasy X1.6 osiągnął Ziemię w mniej niż 48 godzin od uwolnienia i zgodnie z prognozą wywołał na około trzy godziny burzę magnetyczną kategorii G3. W momencie poprawy warunków pogody kosmicznej alarm zorzowy został ogłoszony, a dobę później już się pojawiały relacje o sfotografowaniu zórz nad Polską i w krajach na porównywalnych szerokościach geograficznych. Niestety był to okres bliski pełni Księżyca, a pogoda sprzyjała tylko w niektórych zakątkach - choć nawet przy rozpogodzeniach zamglenia utrudniały widoczność i częściej zjawisko było widoczne na zdjęciach, niż w obserwacji bezpośredniej. Opracowanie burzy G3 z 12/13 września i porównanie do podobnego zjawiska z 17 marca 2013 znajdziecie w tym miejscu. Teraz już wiadomo, że była to najsilniejsza i jedyna takiej kategorii burza magnetyczna 2014 roku.

Wizja artystyczna marsjańskiego
deszczu meteorów z komety
C/2013 A1 (Siding Spring).
Credit: NASA/JPL-Caltech
W kolejnym miesiącu naprawdę się działo. Właściwie rozpoczął się niesamowity maraton rozciągnięty na cały dosłownie kwartał. O październiku 2014 roku możemy mówić tylko w superlatywach, wspominając ten miesiąc jako naprawdę obfity w rozmaite atrakcje. To czas, gdy śledziliśmy na żywo, choć niestety nie w obserwacji bezpośredniej, przelot komety C/2013 A1 (Siding Spring) nad powierzchnią Marsa.

Wydarzenie mocno działające na wyobraźnię, zwłaszcza, że pierwotne prognozy zakładały dość wysokie prawdopodobieństwo uderzenia tej komety w Czerwoną Planetę. Pogoda w czasie maksymalnego zbliżenia w wielu miejscach sprzyjała, ale niestety warunki obserwacyjne w których można było obserwować to zjawisko były dla Polski wybitnie niekorzystne.

Porównanie grupy 2192 z bliźniaczą
poprzedniczką z 23. cyklu słonecznego.
(na podst. SOHO i SDO)
Mniej więcej w tym samym czasie rozpoczął się najbardziej intensywny pod względem ilości rozbłysków okres aktywności słonecznej dla 2014 roku. Wszystko za sprawą powstania największej od ponad dwudziestu lat grupy plam, oznaczonej w tym cyklu numerem 2192, która w ciągu dwutygodniowej wędrówki przez tarczę słoneczną dostarczyła nam więcej silnych rozbłysków, niż jakakolwiek inna grupa plam w tym cyklu w znacznie dłuższym okresie.

Zaczęło się niepozornie, chwilę później rozbudowa obszaru 2192 postąpiła do tego stopnia, że stał się dostrzegalny gołym okiem co na blogu było wystarczającą przesłanką do ogłoszenia alarmu dla obserwatorów. Po zaledwie dwóch następnych dobach mieliśmy już do czynienia z największą grupą plam 24. cyklu aktywności słonecznej, która jednocześnie stała się największym obszarem aktywnym od 1990 roku. Ponieważ pojawiła się w niemal tym samym czasie co jej bliźniacza poprzedniczka z 23. cyklu w ostatniej dekadzie października 2003 roku, wzięło mnie na pogrzebanie w starych danych i zestawienie tych dwóch grup celem porównania. Przydługawy tekst na ten temat i sporo dobrego materiału zdjęciowego zgromadzonego przez czytelników znajdziecie tutaj i w dyskusji pod wpisem.

Katastrofa rakiety Antares-130.
Credit: NASA TV
Chociaż ostatnia dekada października obfitowała w silne rozbłyski, ani razu nie towarzyszył im potężniejszy wyrzut koronalny, który mógłby znów dostarczyć zórz polarnych nad umiarkowane szerokości geograficzne. Dostaliśmy niesamowity cel do amatorskich obserwacji i fotografii, ale na zorze na podobieństwo października 2003 liczyć nie mogliśmy. Już tęsknię za tą grupą, a najgorsze jest to, że największa posucha w plamach dopiero nas czeka.

Gdy aktywność słoneczna stopniowo gasła, październik zdążył jeszcze dostarczyć nam dużych wrażeń za sprawą spektakularnej katastrofy nowej wersji rakiety Antares-130, która miała wynieść w przestrzeń kosmiczną kilka satelitów i statek Cygnus 3, jaki powinien dostarczyć astronautom Międzynarodowej Stacji Kosmicznej ponad dwie tony nowego zaopatrzenia. Niestety szlag misję trafił, a amatorzy, którzy mieli okazję obserwować start na żywo z Florydy, zgromadzili sporo efektownego materiału wideo - o katastrofie i nagraniach wspominałem tutaj.

Pierwsze zdjęcie z Philae
po "przykomeceniu".
Credit: NASA/ESA
Po tak emocjonującym październiku nadszedł listopad, a wraz z nim historyczne wydarzenie. 14 listopada sonda Rosetta uwolniła lądownik Philae, który opadł na powierzchnię komety 67P/Czuriumow-Gierasimienko osiągając cel kosmicznej podróży rozpoczętej 2 marca 2004 roku. Wydarzenie bezprecedensowe: człowiek po raz pierwszy w dziejach postawił sondę na obiekcie innym niż planeta. I choć lądowanie nie odbyło się bez problemów, nastąpiwszy w odległym i bardzo niefortunnym dla lądownika miejscu,  większość zadań zaplanowanych na tę misję została zrealizowana. Krótko po tym wydarzeniu miałem przyjemność zrecenzować dla Was debiutancką powieść Andy'ego Weira "Marsjanin", której ekranizację w reżyserii Ridleya Scotta, twórcy takich kinowych hitów jak "1492: Wyprawa do raju" czy "Obcy: 8. pasażer Nostromo" zobaczymy w kinach w listopadzie tego roku - miejmy nadzieję - dostając produkt równie dobry co powieść.

Zapis wejścia w atmosferę kapsuły Orion.
Credit: NASA
Wraz ze zbliżeniem się do końcówki roku tempa nie zwalnialiśmy. Już na początku grudnia po ponad trzech latach i pięciu miesiącach przerwy mogliśmy sobie przypomnieć ten wspaniały dreszczyk emocji, jaki towarzyszył nam dawniej podczas kibicowania astronautom w ostatnich misjach programu promów kosmicznych. W misję EFT-1 udał się Orion - następca wahadłowców, statek, w którym NASA pokłada duże nadzieje w związku z planowanymi lotami załogowymi w głębszy kosmos, dalej od niskiej orbity okołoziemskiej. Relację na żywo z przebiegu tej historycznej misji znajdziecie tutaj. W około trzy tygodnie po pomyślnym wodowaniu kapsuły, NASA udostępniła wyjątkowe nagranie, ukazujące po raz pierwszy w wysokiej rozdzielczości i z taką dokładnością proces wejścia statku Orion w atmosferę ziemską. Niesamowite wideo, na którym można ujrzeć jak rozgrzana do 2200 stopni Celsjusza plazma spowija powracającego na Ziemię Oriona można znaleźć tutaj wraz z komentarzem do udostępnionego nagrania.

W grudniu poza emocjami napięcia, jakie towarzyszyło nam w trakcie śledzenia na żywo pierwszej misji kapsuły Orion i emocjami zachwytu po przyjrzeniu się nagraniu z jego wejścia w atmosferę, mogliśmy też przeżyć emocje nieco luźniejsze, wręcz uśmiechnąć się - pozostając w temacie astronautyki ;-) Wszystko za sprawą grupy amerykańskich entuzjastów, którzy postanowili wystrzelić w niebezpieczną misję kosmiczną kapsułę nowej generacji, choć zapewniającej miejsce tylko dla jednego członka załogi. Lot nowoczesnego promu toaletowego i skutki, które wynikły z powodu większych porywów wiatru przytoczyłem w tym tekście.

Orion, Byk, Droga Mleczna i liczne
Geminidy. Credit: Monika Landy-Gyebnar
Ostatni miesiąc roku to również tradycyjnie czas aktywności meteorów z roju Geminidów - pomijanego na ogół przez media, a będącego zwykle zauważalnie bardziej obfitym od słynnych medialnych Perseidów z połowy sierpnia.

W tym roku dominacja Geminidów nad Perseidami w ogóle była zwiększona z powodu okoliczności, w których przypadły oba maksima - dla roju Perseidów tuż po pełni, dla Geminidów w czasie III kwadry. Choć pogoda nie wszędzie dopisywała, obserwacji z Polski trochę poczyniono, natomiast na świecie zjawisko to było jeszcze bardziej popularne, co widać po ilości raportów nadesłanych do IMO w sierpniu i grudniu. Aktywność tego roju za 2014 rok wraz ze zdjęciami amatorów z innych krajów i relacją z własnej obserwacji udostępniłem w tym podsumowaniu.

Chociaż pod względem wyjątkowych zjawisk astronomicznych, które mogłyby pobić standardowe koniunkcje czy maksima meteorów było w tym roku nie wiele, błędem byłoby twierdzenie, że 2014 rok był nudny. Supernowa widoczna w małych teleskopach, letnia kometa dostępna posiadaczom lornetek, zwiększona aktywność pięknych obłoków srebrzystych, drugi szczyt 24. cyklu aktywności słonecznej z zorzami polarnymi nad Polską i grupami plam, za którymi nie jeden amator astronomii niebawem się stęskni oraz nieprawdopodobnie aktywny cały ostatni kwartał, w którym praktycznie non stop działo się coś niezwykle interesującego, historycznego i zachwycającego, zdecydowanie nie mieszczą się w kategoriach "nudnego" roku, który lepiej należałoby czym prędzej zapomnieć.

Dzięki wszystkim, którzy czerpali przyjemność przez te dwanaście miesięcy z tego bloga oraz wspólnie z innymi czytelnikami gromadzili się tutaj we wszystkich wymienionych wyżej chwilach i oprócz nich. Za nami naprawdę interesujące dwanaście miesięcy, które miejmy nadzieję, doczekają się równie fascynującego konkurenta w postaci całego 2015 roku. Roku, który już zaczyna się całkiem nieźle - niech ta noworoczna zielona kometa będzie symbolem nadziei i naprawdę wielu astronomicznych wrażeń na nadchodzący rok. Tego Wam wszystkim i sobie życzę!

*****

Podsumowanie roku 2014 w kontekście wyborów czytelników na najważniejsze wydarzenie minionych dwunastu miesięcy zgodnie z tradycją zostanie opublikowane osobno. Przypominam, że głosy można oddawać do 25 stycznia w tym tekście, w którym przed wyborem zwycięzcy możecie przypomnieć sobie "nominowane" wydarzenia nie tylko w formie tekstów, ale i tradycyjnego filmowego podsumowania.

Bądź na bieżąco ze zjawiskami astronomicznymi i zapleczem amatora astronomii - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebooku lub GooglePlus.

Komentarze