Kometa C/2025 A6 (Lemmon) - obserwacja z 25.10.2025 r.

Trochę to trwało, ale w końcu doczekałem się zgrania w czasie trzech czynników, z których pierwsze dwa stanowią w tym roku dużą rzadkość: pogodne niebo, weekendowy wieczór, czas na obserwacje. O ile już przywykłem do tego, że zwykle najwięcej rozpogodzeń trafia mi się, kiedy nie mam możliwości poświęcenia czasu na ucieczkę za miasto by się rozstawić z aparatem czy wyskoczyć pod gwiazdy choćby z lornetką to jednak ten rok pod względem pechowego rozmijania się tych dwóch czynników bije już wszelkie rekordy i mija mi naprawdę fatalnie i nie zdziwi mnie w nim już absolutnie nic, nawet gdyby do końca roku nie trafiła się już żadna okazja na obserwacje.  Żeby jednak tym razem nie tylko się użalać ograniczę się do drobnego wyrażenia zadowolenia - piszę drobnego, żeby chmury nie myślały sobie, że to około dwugodzinne darowane okienko w sobotni wieczór jest już wyczerpującą rekompensatą jaką mnie zadowoli, bo to nie jest nawet zadatek. Ale skoro ślepej kurze trafiło się ziarno, to mogę tym i owym się z Wami podzielić.

Pierwsze poważniejsze spotkanie z kometą, jaka od paru tygodni jest już pod czujnym okiem amatorów całego świata minęło właśnie w takim szybkim, około dwugodzinnym okienku mniej więcej około 18:00-20:00 CEST, w ostatni wieczór obowiązywania letniego czasu. Po licznych opadach deszczu rozpogodzenie ujawniło nie tylko dawno niewidziany przeze mnie tak rozgwieżdżony firmament, mimo, że był to dopiero zmierzch astronomiczny, ale też niewidzianą dawno już przejrzystość. Tym większe moje oczekiwania były wobec tytułowej komety, zwłaszcza patrząc jak w raportach COBS pojawiają się oceny jasności powyżej 4 mag., i tym większy mój zawód, gdy pierwszy raz naszej "cytrynce" się przyjrzałem.

Żeby nie było - jest jasna jak na kometę i gdyby wszystkie nowoodkryte komety takie miały się okazywać po kilku miesiącach oczekiwania, to chyba wielu z nas brałoby je w ciemno. Nie często przecież mamy do czynienia z kometami uchwytnymi na pojedynczej ekspozycji w sposób pozwalający zarejestrować nie tylko głowę, ale też pewien odcinek warkocza. A tak jest w przypadku C/2025 A6 (Lemmon) - kilka-kilkanaście sekund ekspozycji i mamy w kadrze obiekt, który nie wygląda jak kolejna nieróżniąca się od innych gwiazda, ale jak najbardziej kometarnie - z całkiem długaśnym warkoczem gazowym i nieco słabiej, krótszym pyłowym, który dobrze ukazuje już każda lornetka.

Zawód mój dotyczył tylko i wyłącznie trudności w dostrzegalności gołym okiem. Pod niebem w skali Bortle 5/4 (bardziej 5, niż 4) głowa i tylko głowa komety zaczęła delikatnie majaczyć dopiero bliżej końca obserwacji, gdy była już niżej nad horyzontem, ale na ciemniejszym niebie, a wzrok przyzwyczaił się do otoczenia. Nie było mowy o widoczności warkocza choćby zerkaniem, choć w lornetce 10x32 był już ewidentny, a sama kometa zdecydowanie może być nazywana najatrakcyjniejszym obiektem tej rodziny ciał niebieskich w 2025 roku.

Nie mniej zeszłoroczna C/2023 A3 (Tsuchinshan-ATLAS) nawet po kilkunastu dniach słabnięcia była o kilka rzędów wielkości większa, ładniejsza, bardziej fotogeniczna i oczywista gołym okiem - powiedziałbym, że obecnie C/2025 A6 (Lemmon) daje w lornetce porównywalny efekt jak zeszłoroczna kometa widziana była gołym okiem około dekadę po maksimum blasku. A jeśli pamiętacie C/2023 A3 gołym okiem z kresu października 2024, gdy już była tylko odległym echem swojej postaci z przełomu pierwszej i drugiej dekady miesiąca, choć wciąż widocznym w każdej lornetce, to mniej więcej w podobnym wydaniu prezentuje się obecnie C/2025 A6, ale nie gołym okiem, lecz w lornetce. Tyle, że dla C/2023 A3 było to już około dwa tygodnie po maksimum, a dla C/2025 A6 stanowi mniej więcej szczyt możliwości.

 
 
 
C/2025 A6 (Lemmon) z 25.10.2025 r. Sony A7SII + Tamron 70-300 f/4.5-6.3 DI Mark III, ogniskowa 70mm, f/4.5, ISO4000, eksp. 10 sek. (lewe) 8 sek. (prawe). Zdjęcie 3 i 4: crop z powyższych klatek. Zdjęcie 5: stack 5x5 sek (eksp. 25 sek.), ISO4000 + crop na kometę. Zdjęcie 6: stack 5x10 sek. (eksp. 50 sek.), ISO5000 + crop na kometę.

Mniej więcej: bo być może do 8 listopada gdy nadejdzie peryhelium kometa zdoła jeszcze nieco pojaśnieć. Aktywność jądra wzrasta wraz z malejącą odległością od Słońca i gdyby nie fakt, że ostatnie dni przed peryhelium związane będą z pełnią Księżyca, kiedy ciemne niebo stanie się nieosiągalne to mogłaby być jeszcze ze dwa tygodnie dość przyzwoitym celem lornetkowo-fotograficznym. Miejcie też proszę na uwadze, że moje spostrzeżenia mogą się różnić od kogoś, kto obserwowałby tę kometę pod idealnym, nierozświetlonym niebem.

Poza tematem komety, nie sądziłem, że sieć Starlinków jest już tak uprzykrzająca życie - tego wieczoru nawet pojedyncze ekspozycje po 5 sekund łapały ślad kilku-kilkunastu obiektów na jednym zdjęciu, nie pozwalając na zarejestrowanie czystego zdjęcia komety, wyobrażam więc sobie co czują fotografowie próbujący zebrać długie minuty czy godziny materiału spod nocnego nieba. Tymczasem nawet u mnie - kilka sekund ekspozycji i już po 15-20 satelitów. Średnio przyjemne perspektywy. Czy będę chciał się jeszcze jej przyjrzeć zanim ucieknie pod horyzont? Pewnie tak. Może w tygodniu, kiedy jeszcze Księżyc będzie przed I kwadrą, da się wskórać nieco więcej. Póki co cieszę się z pierwszego od dawna wyskoku w pole, zupełnie spontanicznego, bez planowania, krótkiego, ale i tak stanowiącego miłą odmianę na tle poprzednich tygodni.

  f    t    yt   Bądź na bieżąco z tekstami, zapowiedziami, alarmami zorzowymi i wiele więcej - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebookuobserwuj blog na Twitterzesubskrybuj materiały na kanale YouTube lub zapisz się do Newslettera.

Komentarze