Déjà vu, czyli o obserwacjach Wielkiej Koniunkcji Jowisza i Saturna, których nie było

Za nami największe zbliżenie Jowisza i Saturna od czasu wielkiej koniunkcji z 1623 roku, a pierwsze obserwowalne na wieczornym niebie od 1226 roku. Zarazem ostatnie do 2040 roku, jako że spotkania dwóch największych planet naszego Układu Słonecznego odbywają się co 20 lat, ale też ostatnie do 2080 roku na taką skalę. Kolejny raz te dwa gazowe olbrzymy zbliżą się do siebie na porównywalne 6 minut łuku za 60 lat, a obecna koniunkcja po przejściu przez punkt największego złączenia ma się powoli ku końcowi.

Jeszcze do końca roku istnieć będzie szansa na ujrzenie Jowisza i Saturna w bardzo bliskiej, choć już nie aż tak jak w przesilenie zimowe, odległości kątowej względem siebie, która do 30 grudnia wciąż będzie zawierać się w przedziale poniżej 1stopnia, to jest mniej niż wynosi wielkość kątowa dwóch tarcz Księżyca na niebie. Nie będzie więc trudności by w razie rozpogodzeń do końca roku planety ujrzeć razem w polu widzenia silnych lornet i teleskopów z mniejszym powiększeniem, jednak w razie nawet pomyślnej aury pojawi się inny utrudniający czynnik.

W przypadku obu planet kończy się powoli sezon obserwacyjny. Z każdą dobą zbliżają się one do Słońca by w styczniu 2021 roku znaleźć się z Dzienną Gwiazdą w koniunkcji i na kilka tygodni stać się niedostępnymi obserwacjom z perspektywy Ziemi. Oznacza to - o czym mogli się przekonać niektórzy ze szczęśliwców w ostatnim czasie - że obiekty te widoczne są już coraz niżej nad horyzontem, na tle coraz jaśniejszego nieba i ich odnalezienie za kilka dni przestanie być już możliwe na skutek zbyt dużej jasności tła nieba z jednej strony, a zbyt nikłej elewacji i szybszego zachodu z drugiej. Kolejny raz Jowisz dogoni Saturna w ruchu obiegowym wokół Słońca w sezonie jesiennym roku 2040 i wówczas uzyskamy szanse na możliwość obserwacji koniunkcji o dystansie 1 stopnia 7 minut łuku - nawet w najwęższym złączeniu będzie to więc koniunkcja o cały stopień z większym dystansem, niż w roku 2020. Innymi słowy, w trakcie wielkiej koniunkcji 2040 Jowisz i Saturn zbliżą się do siebie maksymalnie tak, jak to uczyniły około 11-12 grudnia 2020 roku.

Co mogę napisać o swoich obserwacjach? Czym mogę się z Wami tytułem podsumowania tego tematu podzielić? No cóż - odpowiedź kryje się już w samym tytule, chociaż osoby, które blog czytają od czasu krótszego, niż dwa lata mogą nie wiedzieć dokładnie co mam na myśli.

W grudniu 2018 roku wyczekiwaliśmy na pierwszy od czasu odkrycia w 1948 roku i jedyny zarazem w XXI wieku tak korzystny powrót do centrum Układu Słonecznego  komety 46P/Wirtanen. Przemierzała ona gwiazdozbiory zimowego nieba, a peryhelium odbywała w bezpiecznej odległości od Słońca, jednocześnie bardzo korzystnej względem Ziemi, co oznaczało, że osiągnie wysoką jak na kometę jasność będąc widoczną na całkowicie ciemnym niebie przy wysokiej pozycji nad horyzontem. Prognozy się sprawdziły - obiekt osiągnął w maksimum blasku około 3,5 mag. i był z obrzeży miast widoczny gołym okiem jako rozmyta delikatnie zielonkawa gwiazda, łatwo widoczna w lornetkach i przemierzająca w trakcie osiągania najwyższej jasności okolice Plejad, zatem także z tego powodu będąc niesłychanie łatwym obiektem do zlokalizowania. Okres naprawdę dobrej widoczności miał potrwać około 2-3 tygodni, dlatego było mało prawdopodobne, aby kometa umknęła Polakom sprzed nosa.

Niestety grudzień 2018 roku przyniósł tak niekorzystną sytuację synoptyczną nad naszą częścią Europy, że zalegający całymi dniami szary stratus na całej powierzchni nieba zadomowił się w Polsce na skalę, jakiej mało kto się spodziewał, nawet jak na okres jesienno-zimowy. Relacji z obserwacji tej komety przez cały miesiąc, w tym najlepszy czas widoczności, było tyle co kot napłakał, a poza nielicznymi szczęśliwcami, którzy trafili na bardzo lokalne rozpogodzenia praktycznie większość polskich miłośników astronomii musiała obejść się smakiem niedowierzając, że zjawisko nieograniczające się przecież do jednego wieczoru, tak po prostu ani razu nie pozwoliło się podejrzeć lornetką czy teleskopem. Ja znalazłem się w gronie tej większości, której nie było dane ani razu komety obserwować.

Skąd ten przydługawy wstęp? Ponieważ teraz, po dwóch latach - ponownie ostatni miesiąc przyniósł nam fenomen, który podobnie jak widoczność komety 46P/Wirtanen - nie był ograniczony do jednego tylko wieczoru, teoretycznie znacznie zawyżając szanse na to, by jednak każdy zdołał odnieść sukces w mniej lub bardziej zbliżonym do 21 grudnia terminie.

I niestety na podobieństwo grudnia 2018 doświadczyłem déjà vu. Bolesnego, smutnego, trudnego do uwierzenia déjà vu. O tym jak zapowiada się druga połowa sezonu jesiennego przekonywałem się już tak naprawdę od nadejścia listopada. Przedostatni miesiąc roku zamknąłem z 4 nocami w miarę pogodnymi i 5 dniami z dominacją słonecznej aury.

Poza tym cały czas stratus lub inne kłębiaste, ale i tak całkowite zachmurzenie blokujące dostęp promieni Słońca coraz krócej będącego nad horyzontem. Dobrze to na grudzień nie rokowało, ale nie sądziłem, że będzie aż tak źle, zwłaszcza po fatalnym listopadzie. Od początku grudnia do czasu nadejścia wielkiej koniunkcji Jowisza i Saturna nie doświadczyłem ani jednego - powtórzę - ani jednego pogodnego dnia oraz ani jednej - powtórzę - ani jednej nocy umożliwiającej obserwacje. Już nawet nie ujmuję tego jako pogodnej - po prostu dającej okazję do wystawienia sprzętu i nacieszenia się niebem. Ostatnią okazję i tak niezbyt długotrwałą miałem 23 listopada, co relacjonowałem w tekście 
 Przelot nad Apeninami i Plato, a parkę największych planet po raz ostatni widziałem niespełna miesiąc przed największą koniunkcją. W grudniu jak dotąd - a jest 23 dzień miesiąca - nie ujrzałem Jowisza i Saturna ani razu, a fragmenty błękitnego nieba w dzień miałem w tym miesiącu w sumie około 2 godzin. Nieco promieni Dziennej Gwiazdy dostało się mi dzisiaj przez mętne i sowicie zakryte cirrusami niebo, nawet w momencie publikacji teraz widzę wysoko bardzo mętny Księżyc po I kwadrze, ale od połowy wysokości nieba praktycznie już normalne mleko i żadnych obiektów.

Nieco relacji i fotografii czytelników w dyskusji pod wpisem na fejsbukowym profilu bloga.

🪐WIELKA KONIUNKCJA JOWISZA i SATURNA - TO TEN DZIEŃ! 🪐 Pilne! Doskonała widoczność w Stellarium! Odpalać komputer -> F3...

Opublikowany przez Polski AstroBloger Poniedziałek, 21 grudnia 2020


Po dwóch latach w równie fatalnej sytuacji pogodowej sezonu jesiennego zjawisko, którego widoczność rozciąga się na dłuższy okres - ponownie umyka mi w najbardziej niefortunny i trudny do uwierzenia sposób - trudny nawet biorąc pod uwagę, że jesteśmy w takiej a nie innej porze roku. Kiedy zjawisko na jakie człowiek oczekuje trwa godzinę-dwie, czasem przy dłuższych zaćmieniach trzy lub więcej, to od początku jest z tyłu głowy oczywiste przeświadczenie, że w razie kiepskiej sytuacji pogodowej trudno będzie wybrnąć z tego zwycięsko. Kiedy jednak to co chce się zobaczyć rozciąga się na dłuższy okres, siłą rzeczy rośnie prawdopodobieństwo, że któregoś dnia/wieczoru sukces jest zapewniony.

Po raz drugi okazało się, że odnośnie grudnia nic bardziej mylnego. Nie wiem na ile w tym maczało palce słynne żartobliwe powiedzonko w naszym środowisku, że gdy ktoś kupuje nowy sprzęt następuje długie załamie pogody (bo coś tam mi wpadło niedawno pod strzechy, ale o tym kiedy indziej) - raczej niewiele bo stan permanentnego stratusa z prawie niezauważalnymi epizodami bez niego mam jak wspominałem od listopada, a pory jesienno-zimowe po prostu zawsze są przeważająco pochmurne. W tym sezonie niestety na większą skalę niż zwykle, a i powtarzalność podobnie kiepskich sezonów też pechowo wzrosła. Co tu dużo pisać - bywało lepiej. Z drugiej strony zawsze w takich chwilach trzeba nam pamiętać, że w pewnym momencie sytuacja się odmienia - zachmurzenie wbrew temu co pokazują ostatnie tygodnie nie jest stanem całorocznym! Zimę już mamy, dnia przybywa, więc jakby nie patrzeć - do lepszej połowy roku już bliżej, niż dalej!


  f    t   Bądź na bieżąco z tekstami, zjawiskami astronomicznymi, alarmami zorzowymi i wszystkim co ważne dla amatora astronomii - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebooku, obserwuj blog na Twitterze bądź zapisz się do subskrybentów kwartalnego Newslettera.

Komentarze

  1. Oj nic tylko współczuć. Mnie się udało na dzień przed i dzień po największym zbliżeniu zobaczyć koniunkcję. Obie planety bez problemu mieściły się w jednym polu widzenia 82* w powiększeniu 171x. Akurat sobota i niedziela obfitowały w piękną słoneczną pogodę. Niestety 21 grudnia już tak pięknie nie było. Głowa do góry. Dziękuję za kolejne wartościowe wpisy. Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To cieszę się Danielu, że się Tobie powiodło 20 i 22 grudnia! Ja byłem dość nakręcony na tę koniunkcję, ale już po lipcu 2020 byłem tak spełniony za miniony rok, że już wtedy mówiłem sobie - co by się nie działo, nie będę marudzić :-)

      Usuń
  2. Klęska - CAŁY CZAS CHMURY!!! i na "Marcince" i w pracy... NIC nie widziałem - boli jak diabli!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łączę się w bólu i nadziei na lepszy rok 2021, przede wszystkim NORMALNY! Dziś sobie uświadomiłem, że chyba pierwszy raz zaznałem sytuacji by nie dostrzec Jowisza lub Saturna ani razu przez praktycznie dwa miesiące przed końcem sezonu obserwacyjnego. Takiej kaszany już nie pamiętam.

      Usuń

Prześlij komentarz

Zainteresował Ciebie wpis? Masz własne spostrzeżenia? Chcesz dołączyć do dyskusji lub rozpocząć nową? Śmiało! :-)
Jak możesz zostawić komentarz? - Instrukcja
Pamiętaj o Polityce komentarzy

W komentarzach możesz stosować podstawowe tagi HTML w znacznikach <> jak b, i, a href="link"