"Na zachodzie bez zmian". 5 dni do zakrycia Marsa i rekonesans w terenie. Moje morale wynosi minus 100 i wciąż opada

Credit: Wikipedia
Opozycja Marsa to zjawisko zdarzające się średnio co 780 dni - to jest 2 lata z okładem. Z "jasnej piątki" widocznej gołym okiem i z trójki planet górnych, które z perspektywy Ziemi mogą bywać w opozycji, przypadek Czerwonej Planety jest szczególny, bo przynosi nam najrzadziej powtarzające się okresy dobrej widoczności. O ile w przypadku Jowisza czy Saturna opozycja zdarza się każdego roku (zatem czas korzystnych warunków obserwacyjnych to przynajmniej kwartał w każdym roku) o tyle Mars każe na siebie czekać ponad dwa razy dłużej między jednym a drugim czasem sprzyjającym obserwacjom. Pomimo tego faktu, opozycje Marsa i tak są częstą sytuacją w porównaniu do wielu innych zjawisk astronomicznych, ot choćby zaćmień Słońca, pomiędzy którymi niekiedy musimy czekać wiele lat i nawet jeśli któraś opozycja ucieknie nam z powodu permanentnego zachmurzenia całkowitego zalegającego nad głowami po kilka(naście) tygodni non stop, to jednak już po nieco ponad dwóch latach pojawia się szansa na powtórkę i jest to pewne jak amen w pacierzu.

Ale opozycja, bezpośrednio w czasie której Czerwona Planeta jest dodatkowo zakrywana przez Księżyc to już rarytas i myśl o tym, że takiej rangi wydarzenie umknie w coraz bardziej prawdopodobnych typowych warunkach aury późnojesiennej wpędza moje morale z poziomu zerowego na silnie ujemny. Tak jak jakiś czas temu już się Wam żaliłem, że jest z pogodą fatalnie, nic się od tej pory nie zmienia - ba! - nie tylko, że nie zmienia, ale prognozy na wiele dni wieszczą jedynie kontynuację takiego stanu, który zdaje się, już dziś pozwala ostatecznie pożegnać się z widowiskiem najbliższego czwartkowego poranka. No, powiedzmy prawie ostatecznie, żeby zostawić mikro-margines na pogodowy cud, ale realistycznie oceniając rzeczywistość każdy chyba doskonale wie jak jest i jak będzie.

A będzie nam towarzyszyła aura, której za wszelką cenę każdy z nas pragnął uniknąć podczas październikowego zaćmienia Słońca. Dostajemy się pod wpływ potężnego i rozległego układu wysokiego ciśnienia znad Rosji, z ciśnieniem w centrum przekraczającym już 1055 hPa. Wyż kontynentalny w jesienno-zimowym półroczu to dla nas dwa potencjalne scenariusze: albo gwarancja wielodniowej dominacji Słońca na krystalicznie czystym niebie i mrowie gwiazd noc za nocą (w zimie często przy dwucyfrowych mrozach dających w teleskopach obrazy typu "żyleta", że gdyby nie przejmujący chłód to człowiek by sterczał w terenie do bladego świtu), albo gwarancja upierdliwego Stratusa na całym niebie przez zdające się nie mieć końca dni i tygodnie i niestety z takim zgniłym wyżem mamy i będziemy mieć teraz do czynienia. A że to układ bardzo rozległy i stabilny, to i stabilne pozostawać będą warunki jakie on ze sobą przynosi - stąd już przed zaćmieniem Słońca wzmiankowałem pomimo niekorzystnych wtedy prognoz, że lepiej nam być w dynamicznej sytuacji niżowej z częstymi przejaśnieniami i rozrywającym się zachmurzeniem, niż w silnym jesiennym wyżu, który gdyby był zgniły - przekreślałby jakiekolwiek szanse na pomyślność obserwacji dając nam szarą, ponurą kołdrę na całym firmamencie dzień za dniem i noc za nocą.

W tym momencie, na 5 dni przed najbardziej wyczekiwanym zjawiskiem grudnia, a dla wielu miłośników wręcz całego roku, jest już praktycznie przesądzone, że wyżej opisana sytuacja pogodowa będzie nam towarzyszyć jeszcze dostatecznie długo, by nadchodzący czwartek nie przyniósł przełamania w pogodzie - według coraz większej ilości wyliczeń modeli numerycznych może się wydarzyć dopiero w drugiej dekadzie miesiąca, a może i bliżej połowy grudnia. O tym jak jest fatalnie - przynajmniej u mnie, choć zakładam, że i u wielu z Was także - świadczy fakt, że w powoli zmierzającym do końca ostatnim okresie widoczności Międzynarodowej Stacji Kosmicznej dającym od 19 listopada do 9 grudnia ponad 30 okazji na obserwacje - ani jeden przelot nie był dotychczas do zobaczenia i wiele wskazuje na to, że będzie to jeden z nielicznych przypadków, gdy w całym okresie widoczności żadnego z przelotów nie daje się ujrzeć przez notorycznie obecne niskie zachmurzenie zgniłego wyżu pokrywające nieboskłon całymi tygodniami.

Jakby to powiedzieć... No nie jest dobrze. Stratus widziany od spodu dzisiaj sypnął też śniegiem, a z północnego wschodu napłynęło zimniejsze powietrze dające lekki mróz. Przepływ się zmieni w najbliższym czasie, ale ogólna sytuacja z dominacją zgniłego wyżu i pełnym zachmurzeniem utrzyma się jeszcze długo. Najpewniej za długo.
Dziś kolejny raz mamy na Pomorzu dość intensywne opady śniegu przy kilkustopniowym mrozie. Mimo to zrobiłem dziś mały rekonesans by sprawdzić jak obecne warunki wpływają na upatrzone pod obserwację miejsce, żeby uniknąć w czwartek jakichś niespodzianek przy przemierzaniu okolicy grubo przed świtem i przy braku oświetlenia, bo długo już mnie tam nie było. Na wybranym miejscu obserwacji stałem sobie jak taki kołek zmieniający się z każdą minutą w bałwana, pogapiłem się zrezygnowany w miejsce na niebie, gdzie za 5 dni będzie rozgrywało się wielkie widowisko i choć lokalne ptaszki ładnie śpiewały w tym opadzie śniegu uprzyjemniając nieco te ponurą aurę to trudno mi się było oprzeć wrażeniu, że limit szczęścia podczas częściowego zaćmienia Słońca 25 października został na cały sezon jesienny wyczerpany i za wiele już amatorom nie będzie dane ugrać w tym roku. Po zaćmieniu było jeszcze nieco akcentów z rozpogodzeniami, m.in. 3 listopada (wideo-relacja), jednak od tamtego czasu cytując pewnego polityka, bez wulgarności lecz pozostając w medycznej nomenklaturze - fallus, anus i kamieni kupa.

A mogłoby być w ten czwartek tak pięknie. Nasypało śniegu, to teraz mógłby przyjść tęgi mróz, Stratus rozproszył, słoneczne dni, nocą nieboskłon czarny usiany mrowiem gwiazd przy doskonałej przejrzystości i zimowej scenerii tworzącej niezapomniany klimat obserwacji o tej porze roku. Niestety zamiast osuszenia powietrza, rozproszenia chmur i solidnego mrozu czeka nas pogodowa zgnilizna - odwilż, opady deszczu, dużo wilgoci czyli kontynuacja jednostajnie pochmurnej aury. Cóż - grunt to stabilność, ale nam potrzeba jej w tym odwrotnym wydaniu, jakiego do czwartku już się raczej nie doczekamy.

Nie wiem jak u Was, ale w mojej głowie wracają wspomnienia z grudnia 2018 roku, gdy kometa 46P/Wirtanen w swoim jedynym takim najkorzystniejszym powrocie w XXI wieku umknęła wielu osobom, mnie nie wyłączając, kompletnie nieuchwytna w nieustannym zachmurzeniu całkowitym. Umknęła, choć nie była wydarzeniem jednodniowym (właściwie jednonocnym) lecz jej widoczność rozciągała się na kilka tygodni - a i tak to nie wystarczyło by choćby raz jej się przyjrzeć. Z jakimże więc zapałem i "buchającym" morale należałoby teraz wyczekiwać zjawiska, dla którego musimy się wstrzelić w dokładnie jeden jedyny krótki moment zakrycia Marsa całej kilkunastogodzinnej nocy (lub dwa momenty gdyby dodać odkrycie Marsa) skoro zaciągnięte Stratusem niebo jest w tym zgniłym wyżu od długiego czasu i długi czas jeszcze takim pozostanie? Marzenie ściętej głowy. Fantastyka tak "realna", że przy niej "Gwiezdne wojny" to film dokumentalny, a Jabba to postać autentyczna.

Ku pamięci tej wspaniałej aury poczyniłem zapis archiwalnych meteogramów modelu UM serwisu meteo.pl skupiając się na wykresie zachmurzenia - każdy co dwie doby, a okres porównania od początku trzeciej dekady listopada do połowy pierwszej dekady grudnia, kończący się 3 doby przed wyczekiwanym zjawiskiem, którego termin na razie jeszcze nie jest objęty prognozą tego modelu.


Meteogramy zachmurzenia od 20 listopada do 5 grudnia - choć zawsze będące tylko prognozą, to dobrze oddające realny obraz nieba za oknem. Żółte słupki to mgły. Błękitu za wiele w tym czasie nie odnajdziecie, a jeśli nawet to albo na krótkotrwały moment, albo na niewielką skalę.
Prognoza została udostępniona nieodpłatnie przez serwis meteo.pl prowadzony przez ICM, Uniwersytet Warszawski. Wyniki uzyskano przy użyciu oprogramowania Met Office.

Szarość, szarość, szarość. Takie okresy gdzie śladowe choćby rozpogodzenie jest wydarzeniem miesiąca są naprawdę dołujące, ale też pozwalają z realizmem odliczać ostatnie dni do zakrycia Marsa bez takiego smutku, jaki byśmy odczuwali gdyby załamanie pogody nastąpiło nagle lub wbrew prognozom. Naprawdę chyba tylko jakiś pogodowy cud mógłby zaburzyć tę nad wyraz stabilną sytuację. Tendencja od długiego czasu jest oczywista, a permanentne zachmurzenie zalegające na całym firmamencie może nam potowarzyszyć jeszcze naprawdę wiele dni. Wydaje się przesądzone, że relację po najbliższym czwartku zatytułuję jako "Zakrycie Księżyca i Marsa przez Stratusa", o ile w ogóle przy morale opadającym z zera na obecne minus 100 i prawdopodobne minus 1000 w czwartek będzie mi się chciało cokolwiek wybełkotać.


  f    t    yt   Bądź na bieżąco z tekstami, zapowiedziami, alarmami zorzowymi i wiele więcej - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebookuobserwuj blog na Twitterzesubskrybuj materiały na kanale YouTube lub zapisz się do Newslettera.

Komentarze

  1. Ha - przynajmniej drzewo widać... u nas nawet tego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rety, serio aż tak krucho? Kurcze, co za parszywa aura nam się trafiła...

      Usuń
  2. To ja wleję odrobinę optymizmu. Dziś i wczoraj dzionek w Tarnowie piękny i słoneczny. Minionej nocy widać było księżyc - wprawdzie lekko zamglony, ale jednak. Jednak nad ranem chmury zakrywały już niemal całe niebo. Może więc nie będzie tak źle.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zainteresował Ciebie wpis? Masz własne spostrzeżenia? Chcesz dołączyć do dyskusji lub rozpocząć nową? Śmiało! :-)
Jak możesz zostawić komentarz? - Instrukcja
Pamiętaj o Polityce komentarzy

W komentarzach możesz stosować podstawowe tagi HTML w znacznikach <> jak b, i, a href="link"