Cztery pory roku, część 1: Wiosna

Zapraszam na nowy cykl, w ramach którego przyjrzymy się "standardom" meteorologicznym i nie tylko reprezentowanym przez daną porę roku. Będziemy to czynić gdy taka nowa pora roku (w ujęciu astronomicznym) nadejdzie, ale kwestie astrononomiczne tym razem będą jedynie tłem, podczas gdy przewodnim tematem cyklu będzie właśnie aspekt pogodowy. Jak w "Czterech porach roku" Vivaldiego rozpoczynamy od wiosny, na którą z takim utęsknieniem wielu z nas czekało, a którą po tak przedłużającym się wyczekiwaniu nareszcie minionej nocy powitaliśmy.

Aura

Nie ma lepszego momentu w roku, aby rozpocząć przygodę z astronomią. To oczywiście nie jest prawda objawiona i jedyna właściwa teza, ale moje twierdzenie, które nie raz już tu przytaczałem i które dziś raz jeszcze pokrótce spróbuję udowodnić. Wiemy, że od aury - a zwłaszcza zachmurzenia - wszystko się zaczyna, a ściślej ujmując - nic się nie zaczyna, jeśli aura na to nie zezwala. Kiedy mielibyśmy najczęściej przekładać w praktykę swoje zainteresowanie jak nie właśnie o porze roku przynoszącej statystycznie największą ilość pogodnych dni i nocy? To wiosna jak żadna inna pora roku przynosi nam największe tempo przyrostu dni ze Słońcem i nocy z całym bogactwem firmamentu, dając nam odczuć nie rzadko ekspresowe odrabianie strat po sezonie jesienno-zimowym. To wiosna daje nam szansę na symboliczne "łapanie zadyszki" i brak chwili wytchnienia w zalewie następujących dzień po dniu i noc po nocy okazji do obserwacji i to wiosna daje możliwość czynienia ich w znacznie bardziej komfortowych warunkach termicznych, niż o porze zimowej.

O ile początek wiosny często bywa jeszcze różnorodny - nie bez kozery wziął się "marzec-figlarzec" - o tyle kwiecień przynosi często pierwszą po półrocznej przerwie wyczekiwaną stabilizację pogodniejszego oblicza aury nad naszym krajem. Nie zawsze, ale często. Mało tego. Jeśli już mamy fart do dobrego sezonu, to ta tendencja z systematyczną poprawą pogody jest nie tylko podtrzymywana, ale wręcz pogłębiana z biegiem czasu, w konsekwencji czego w krótkim okresie dość łatwo przychodzi nam oczyszczać wspomnienia ze złych pogodowo wrażeń minionych miesięcy.

Nie wiem czy prowadzicie jakieś swoje zapiski czy odnotowujecie w inny sposób statystykę pogodową w swoich lokalizacjach. Ja to czyniłem, ale zarzuciłem po paru latach odkąd z zebranych obserwacji udało się już poczynić pewne spostrzeżenia i wysnuć tendencję dominującą w poszczególnych miesiącach i okresach, później już korzystałem w miarę potrzeby z publicznych archiwów lub banków danych. Na potrzeby tego wpisu podzielę się z Wami paroma liczbami, które dotyczą ilości pogodnych dni i nocy w poszczególnych miesiącach wiosny w latach 2013-2017, a które akurat mam pod ręką.

Kwiecień
2013 - 16 do 16 (pogodne dni i pogodne noce); 2014 - 23 do 19; 2015 - 18 do 20; w 2016 - 17 do 15; w 2017 - 15 do 16. Stałą tendencją obserwowaną przeze mnie w kwietniu jest zatem mniej więcej połowiczny udział pogodnych dni i nocy w całościowej sumie 30 dni i nocy w tym miesiącu. W latach szczególnie korzystnych zdarzają się "wysoki" w postaci ponad 20 dni ze Słońcem i podchodzące pod 20 sumy nocy gwiaździstych. W ujęciu uśrednionym wygląda to jednak mniej więcej tak, że na każdy dzień pogodny przypada jeden pochmurny - może się wydawać to złym wynikiem, ale to jedna z lepszych dla obserwacji statystyk, na jakie możemy liczyć. Wyobraźcie sobie kalendarz w kratkę: jednego dnia obserwujecie niebo, drugiego macie odpoczynek, trzeciego obserwacje, czwartego odpoczynek - i tak dalej. To samo ze Słońcem w godzinach dziennych, ważnym nie tylko z perspektywy obserwacji, ale i najzwyczajniej w świecie ludzkiego samopoczucia. Przecież gdyby taka statystyka nadarzała się w okresach jesieni czy zimy, nikt z nas nie miałby powodów do narzekania na permanentne zachmurzenie.

Maj
2013 - 18 do 15; 2014 - 16 do 19; 2015 - 17 do 18; 2016 - 21 do 19; 2017 - 22 do 22. Widoczne zatem umocnienie tendencji zapoczątkowanej w kwietniu, a w przypadku wszystkich odnotowanych roczników lepsze od 50% udziały pogodnych nocy - za wyjątkiem roku 2013, który dał "tylko" 15 nocy z gwiazdami. Obyśmy jak najczęściej mieli powody do narzekań dlatego, że jakiś miesiąc przyniósł "zaledwie" 15 obserwacyjnych nocy. Dodatkowo, pomimo, że w maju rozpoczynają się białe noce, to początkowo są one jeszcze nie do odróżnienia z typowymi nocami astronomicznymi, więc przy bardzo dużej ilości obserwacyjnych nocy wciąż mamy dobry i częsty dostęp do ciemnego nieba - zwłaszcza gdy mowa o centrum czy południu kraju, które sezon białych nocy odczuwają nawet na o 90% mniejszą skalę, niż Pomorze czy Podlasie.

Czerwiec
2013 - 20 do 17; 2014 - 17 do 14; 2015 -  19 do 14; 2016 - 22 do 21; 2017 - 16 do 16. Tytułem wyjaśnienia skąd czerwiec w tym zestawieniu? Z tego samego powodu, dla którego nie ma tutaj marca. Dwie dekady marca to nie tylko często pogodowo, ale przede wszystkim w ściśle astronomicznym ujęciu jeszcze zima. Podobnie aż do ostatniego tygodnia czerwca mamy astronomiczną wiosnę, zanim dojdzie do przesilenia letniego - stąd trudno inaczej rozgraniczać miesiące w naszej statystyce pogodowej. Co zaś tyczy się liczb: porównywalnie korzystny bilans nocny i jeszcze częstsze oscylowanie około 20 pogodnych dni to statystyka, której moglibyśmy sobie życzyć przez wszystkie miesiące. Ewentualne utrzymanie takiej tendencji od stycznia do grudnia dałoby sumę w okolicach 240 obserwacyjnych dni/nocy - podczas gdy średnia roczna dla Polski wynosi około 150. W praktyce oczywiście nie mamy szansy w naszej strefie klimatycznej na 20 pogodnych dni i nocy miesięcznie, rozważanie to miało jedynie na celu uwypuklenie faktu jak korzystnym na tle reszty roku bywa czerwiec.

Niebo

Wiosną jak żadną inną porą roku w razie korzystnej aury i ciemnego miejsca obserwacyjnego mamy możliwość dostrzec wszystkie 110 obiektów głębokiego nieba z katalogu Charlesa Messiera, przy założeniu, że obserwujemy od zmierzchu do świtu. Jeśli ograniczamy się tylko do jednego wąskiego okresu, przykładowo 2 godzin po zmroku, wiadomym jest, że nie zdąży nam się nad głową przetoczyć całe niebo z gwiazdozbiorami ukrywającymi wiele obiektów Messiera, które wschodzą później i wymagają naszej uwagi w połowie lub nawet pod koniec nocy. Jeśli już jednak chcemy poświęcić calutką noc na spędzenie jej pod rozgwieżdżonym niebem, to tylko wiosną - zwłaszcza w jej pierwszych tygodniach pojawia się szansa na "schwytanie" naszym wzrokiem całego katalogu Messiera. Rzecz jasna do wielu z nich wystarczą dobre niezaświetlone niebo i oczy lub lornetka, ale spora ich ilość wymagać będzie posiadania teleskopu.

Warto tu przypomnieć, że na organizowanych zlotach astronomicznych o porze wiosennej częstym punktem zlotowych programów są właśnie "Maratony Messiera" polegające na sprawnym zlokalizowaniu jak największej liczby obiektów głębokiego nieba z tego katalogu, a dla najwytrwalszych amatorów - nawet wszystkich 110, na jakie składają się gromady otwarte, kuliste, mgławice i galaktyki. Takiej okazji nie daje nam nawet 17-godzinna noc w przesilenie zimowe. A niebo wiosenne to przecież nie tylko katalog Messiera, ale znacznie więcej!

Ciągła dostępność nocy astronomicznej...

Przez 2/3 wiosny - do końca pierwszej dekady maja - nadal doświadczamy jako Polska stanu nocy astronomicznej, a więc najciemniejszego możliwego do uzyskania nieba. Dostępność nocy astronomicznej jest naturalnie ograniczona czasowo i to ograniczenie jest potęgowane w miarę upływu kolejnych tygodni, jednak przez 2/3 wiosny osoby chcą coś zwojować z głębokim niebem nadal mają ku temu okazję, nie rzadko znacznie częściej niż w dłuższe noce jesieni czy zimy z powodu znacznie stabilniejszej i lepszej aury wiosennej.

...ale i początek białych nocy...

...czyli druga strona wiosennego medalu będąca ukierunkowana na tych, którzy cenią dłuższe dni, zarazem zachwycając się fenomenami, jakie przynosi nad nasze szerokości geograficzne krótka późno-wiosenna, a potem letnia biała noc. Ze zjawisk naturalnych prym wiodą tu niezmiennie obłoki srebrzyste, alternatywne zorze polarne jak zwykłem je nazywać, będące często widowiskowym i fotogenicznym urozmaiceniem widoku nieba po zmroku, z kolei ze zjawisk nienaturalnych - najczęstsze i najliczniejsze w roku przeloty sztucznych satelitów z Międzynarodową Stacją Kosmiczną na czele.

A jeszcze więcej o urokach wiosny i dlaczego podaję ją jako najlepszy moment dla nowych adeptów do rozpoczynania swojej przygody z niebem gwiaździstym podaję w dawnym felietonie. No, nie tak dawnym, bo zaledwie pięcioletnim, ale co do meritum nic się od tego czasu nie zmieniło - kto zatem nie ma dość po dzisiejszej lekturze, tego odsyłam do poniższego tekstu.


Powiązane:
Felieton: Najlepszy czas na start przygody z astronomią? Jest taki: wiosna - ale zaczynajmy z głową
Publikacja 15.04.2018
Czy początkujący miłośnik astronomii, a więc ktoś kto ma największe oczekiwania w kontekście praktycznego rozwoju hobby, który wydał z trudem uzbierane lub zarobione środki na upragniony sprzęt, będzie odczuwał dalszą motywację i chęć rozwijania pasji, kiedy taką inwestycję poczyni w samym środku pochmurnego sezonu, w którym być może tylko sporadycznie skorzysta z zakupionego sprzętu? Nie tylko szczerze wątpię, ale też zwyczajnie widzę po forumowych dyskusjach, czym wielokrotnie się to kończy: rezygnacją lub co najmniej poważnym zwątpieniem. Co innego, gdy zakupiony sprzęt nowy adept praktycznie od razu - lub znacznie szybciej i w pełnej krasie, będzie mógł zacząć wykorzystywać o porze wiosennej. Czytaj całość...


  f    t    yt   Bądź na bieżąco z tekstami, zapowiedziami, alarmami zorzowymi i wiele więcej - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebookuobserwuj blog na Twitterzesubskrybuj materiały na kanale YouTube lub zapisz się do Newslettera.

Komentarze