Już? Ale tak naprawdę już? Czy możemy dziś powiedzieć już z całkowitą pewnością, że po ponad 11 latach od wycofania ze służby promów kosmicznych dotarliśmy do miesiąca, w którym rozpoczęty zostanie nowy program NASA mający doprowadzić do powrotu człowieka na Księżyc i wybudowania wokółksiężycowej stacji orbitalnej? O ile nic już nie pójdzie niezgodnie z planem, o ile "żadna płytka" nie odpadnie, o ile ktoś tam za oceanem nie dostanie biegunki, a inna ktosia bólu głowy, to być może za równe 3 tygodnie od dnia dzisiejszego czeka nas praktyczna inauguracja "Żywego trupa". Oficjalnie znanego jako program Artemis, dawniej SLS (od rakiet Space Launch System), następcy programu wahadłowców.
Przepraszam za sarkastyczny ton wstępu, ale niektórzy czytelnicy już od dawna wiedzą, a inni nie, że pomimo iż blog pisze pasjonata astronomii i astronautyki, to za moją opinię o SLS/Artemis wielu odbiorców mogło mnie szczerze znielubić. Nie poradzę jednak nic na to, że od czasów młodzieńczych, gdy człowiek dostawał gęsiej skórki na każdy start wahadłowca nie ogarniając tego co dla oka niewidoczne, czyli skali ryzyka, realnego bilansu zysków i strat, z ekscytowania się każdym startem i entuzjazmu zabijającego zdolność bardziej obiektywnego odniesienia się do tego czy innego programu, i przez lata marazmu ze strony załogowej eksploracji przez NASA po wycofaniu wahadłowców równoczesnego z rosnącym zachwytem nad wyczynami prywatnych inicjatyw ze SpaceX na czele, dziś patrzę na to wszystko znacznie mniej jak niezdolny do krytycznego myślenia dzieciak czekający na start promu bez względu na cenę/korzyści, a raczej jak chłodny obserwator, który w dużej mierze uodpornił się na propagandowe, piękne symulacje komputerowe czy info-grafiki serwowane hurtowo całymi latami przez amerykańską agencję kosmiczną, które potem leciały do kosza; z których nic nie wynikało lub z których wynikało bardzo niewiele.
Jak być może niektórzy z Was pamiętają, już w poprzednim roku w jego ostatnim kwartale byliśmy "o włos" od startu Artemis 1. Startu, który miał nastąpić w lutym 2022 roku, już i tak po wielokrotnych opóźnieniach (pierwotnie misja miała wystartować w 2018 roku, aż 4 lata po EFT-1, debiucie Oriona na rakiecie Delta 4 Heavy) i opóźnieniu debiutu SLS do aktualnej epoki, w której nowa rakieta NASA przypominająca łudząco zestaw startowy STS za wyjątkiem braku wahadłowca i paru mniej widocznych różnic, wcale nie musi najbardziej imponować na tle konkurencji (myślę tu głównie o Starshipie). Przytoczę swoje dwa zdania z niedawnego wpisu urodzinowego: chyba jeszcze nigdy nie mieliśmy do czynienia z rakietą tak przestarzałą jeszcze przed swoim debiutem i taką maszynką do mielenia publicznych pieniędzy, jaką jest cały ten SLS i przy którym drogi program promów kosmicznych wycofanych ze służby już ponad dekadę temu okazywał się i tak względnie tani i użyteczny - co by nie pisać o opłacalności STS, swoje jednak wahadłowce zrobiły i przynajmniej latały zazwyczaj choćby te 2-3 razy do roku po wznowieniu lotów po katastrofie Columbii; tu mamy do czynienia z czymś w rodzaju programu "Apollo na sterydach" z użyciem odgrzanych jak kotlet używanych i wielokrotnie stosowanych technologii jakby NASA zatrzymała się w epoce zimnej wojny, a jednak ciągnie się to wszystko niczym smarki z nosa i wydaje mi się, że nawet wśród pasjonatów astronautyki czy zwolenników programu Artemis nikt przy zdrowych zmysłach nie wierzy, że efektowne infografiki o kilkunastu lotach w ramach tego programu urzeczywistnią się, a program nie zostanie anulowany.
Oczywiście nie chodzi mi tu o to, aby teraz bezkrytycznie spoglądać na SpaceX, jego konkurentów, i równie bezkrytycznie jeździć po NASA, bo nie wiemy ile lub czy cokolwiek wyjdzie z projektu Starshipa, który z tytułu kilkukrotnie niższych kosztów i dużego stopnia odzysku poszczególnych elementów w kolejnych lotach może bardzo szybko zdeklasować SLSa czyniąc z rakiety NASA konstrukcję zbędną, nawet jeśli debiut budowanej przez ekipę Elona Muska konstrukcji nastąpi wiele miesięcy po misji Artemis 1. Trochę smutno myśleć gdzie dziś moglibyśmy być w temacie załogowej eksploracji przestrzeni kosmicznej gdyby takie SpaceX cieszyło się kroplówkami finansowymi, jakimi cieszy się NASA z tytułu bycia agencją państwową, ale jednocześnie radośnie patrzeć, gdzie SpaceX już jest pomimo braku zasilania kasą na równie dużą skalę.
Jeszcze parę lat temu zapowiadana przez amerykańską agencję rakieta SLS jako większa od historycznego Saturna V z programu Apollo mogła działać na wyobraźnię i rozpalać oczekiwania, tymczasem po upływie wielu lat i wyczynach SpaceX na polu lotów załogowych i bezzałogowych jak i w zakresie odzyskiwalności rakiet czy planach budowania odzyskiwalnej największej rakiety w historii (Starship) projekt rakiety SLS i całego programu Artemis nie jest już tak przełomowy (o ile w ogóle to słowo tu pasuje), a "efekt wow" staje się daleki od tego, który mógł towarzyszyć obserwatorom tematu przy pierwszych zapowiedziach tego programu, zanim jeszcze Musk ogłosił plan budowy rakiety Super Heavy i Starshipa i zanim nadszedł rok 2018, pierwotnie planowany czas startu SLS, który jak się okazało dopiero otworzył serię wieloletnich opóźnień. A przecież nie sam jeden Musk wyczynia coraz ciekawsze numery w prywatnym sektorze kosmicznym.
Tak czy siak, kilkanaście dni temu NASA potwierdziła gotowość do wykonania pierwszej misji programu Artemis i po przeprowadzeniu tak zwanego "mokrego testu" tankowania rakiety SLS, który ostatecznie został uznany za wystarczający przed lotem, ogłosiła już konkretny co do dnia planowany termin wystrzelenia misji. W przypadku planowego wykonywania finałowych prac w hali montażowej Vehicle Assembly Building (VAB) w Centrum Kosmicznym Kennedy'ego na Przylądku Canaveral na Florydzie, cały zestaw startowy - rakieta SLS i umieszczony na jej szczycie statek kosmiczny Orion, wyjadą na stanowisko startowe LC-39B w czwartek 18 sierpnia. Rollout ten nie będzie pierwszym - kilka miesięcy temu NASA dokonała pierwszego wytoczenia zestawu na wyrzutnię dla zaprezentowania światu i mediom zmontowanej rakiety i statku Orion, a następnie zestaw powrócił do hali VAB dla dokończenia ostatnich prac przed ostatecznym rolloutem poprzedzającym start.
W ramach dygresji pozwolę sobie tu na zwrócenie uwagi w jak silnym już stężeniu oparów absurdu znalazła się NASA i wtórujące jej media, także te tworzone przez fanów Kosmosu, a których to oparów będę z wszelkich sił starał się nie podawać swoim czytelnikom. Zwykłe wytoczenie rakiety na stanowisko startowe, z którego nic nie wynika i które jest po prostu okazją zaprezentowania mediom niemal ukończonej konstrukcji jakby była nie wiadomo jakim przełomem w technologii kosmicznej, nazywano... wydarzeniem historycznym (sic!). Rozumiem, że propaganda musi się zgadzać, że trzeba pokazać, że z tymi funduszami publicznymi robi się coś tam więcej od kreowania za biurkiem efekciarskich symulacji, że trzeba obowiązkowo wygłosić serię przemówień na tle wyjeżdżającej z VAB rakiety, ale niech ta groteska ma jakieś granice. Jeśli opóźniony o wiele lat prosty rollout na wyrzutnię mający po kilkunastu godzinach przywieźć rakietę SLS z powrotem do hali montażowej, jest powodem do używania tak wielkich, podniosłych określeń jak "historyczne" i odmieniania tego przez wszystkie przypadki, to chyba trudno o bardziej dojmujący obraz sytuacji, w której znalazła się NASA na polu rozwoju astronautyki załogowej.
Jednocześnie powracające na Ziemię człony boczne rakiety Falcon Heavy lądujące pionowo w wyznaczonych strefach - przełom w dziedzinie odzyskiwania rakiet i prawdziwie historyczna widokówka z 6 lutego 2018 roku. Credit: SpaceX |
Jeszcze kilka lat temu z przypisywaniem jakimś wydarzeniom miana "historycznych" aby nie zdewaluować tego słowa, słusznie ograniczano się z jego stosowaniem do chwil naprawdę przełomowych. Dziś już ma wystarczać - i jak się okazuje dla wielu wystarcza - proste wytoczenie rakiety na wyrzutnię by po paru godzinach i obfotografowaniu przez media przywieźć ją z powrotem do hangaru dla kontynuacji prac przed debiutanckim startem, prac które wówczas bynajmniej nie były zakończone. Smutne, groteskowe i tak wymuszone, że za chwilę określenie "historyczne" straci jakąkolwiek moc. Przycumowanie w pełni prywatnego statku kosmicznego do ISS? Jasne, czegoś takiego nie było, śmiało możemy mówić o wydarzeniu historycznym. Pomyślne sprowadzenie dwóch członów rakiety Falcon Heavy jednocześnie lądujących pionowo na ogniu kilkaset metrów od siebie? Tak, to jest historyczny moment! Ale opóźniony o wiele lat wyjazd rakiety z hangaru, na dodatek opierającej się o technologie stosowane od dekad gdzie próżno szukać czegoś przełomowego, a na planowany kosztorys i harmonogram lotów aż strach spoglądać i sprzedawać to światu jako coś historycznego? Przykro patrzeć i żal komentować. Tyle dygresji.
Rozpoczęcie misji Artemis 1 zaplanowane jest obecnie na NET ("nie wcześniej niż") poniedziałek 29 sierpnia o godz. 14:33 CEST (na Florydzie będzie to 08:33). Gdyby z jakichkolwiek powodów doprowadzenie odliczania do punktu T-0 okazało się niemożliwe, zapasowe terminy dla pierwszego startu SLS to piątek 2 września o godz. 18:48 CEST i poniedziałek 5 września o godz. 23:12 CEST. Pierwsze dwa okna startowe potrwają 120 minut, w czasie których przerwane z jakichś powodów odliczanie można będzie wznowić opóźniając start do maksymalnie dwóch godzin, z kolei trzecie okno będzie o pół godziny krótsze. Gdyby żaden z trzech terminów nie doszedł do skutku - co biorąc pod uwagę dziewiczy lot rakiety SLS i możliwość przesadnego (choć w tym wypadku uzasadnionego) dmuchania na zimne przez NASA pomimo bezzałogowego charakteru misji, cały zestaw startowy będzie musiał powrócić do hali montażowej VAB by technicy mogli dokonać wymiany zestawu baterii pokładowych mających ograniczoną do kilkunastu tygodni żywotność (a od jakiegoś czasu zamontowanych, więc zegar tyka nieubłaganie) - wówczas kolejne okna startowe otworzą się w drugiej połowie września i potrwają do początku października.
W ramach misji Artemis 1 statek kosmiczny Orion zostanie wyniesiony przez rakietę SLS w jej podstawowym wariancie Block 1, jednym z wielu które NASA chciałaby zbudować. Będzie to bezzałogowa jeszcze misja, której czas trwania wyznaczony został na minimum 26 dni. Po osiągnięciu orbity okołoziemskiej i sprawdzeniu poprawności rozłożenia paneli słonecznych statku Orion po pierwszym okrążeniu Ziemi przeprowadzony zostanie 20-minutowy manewr "wstrzyknięcia", znany z programu Apollo manewr TLI (Trans Lunar Injection) mający na celu skierowanie statku Orion na orbitę doksiężycową. Po kilkunastu dniach spędzonych na orbitowaniu wokół Srebrnego Globu, Orion zostanie skierowany na trajektorię powrotną, by po pokonaniu około 380 tys. km na odcinku Ziemia-Księżyc zostać wprowadzonym do atmosfery i skończyć misję wodowaniem na Pacyfiku. W przypadku sukcesu pierwszego wspólnego lotu SLS i Oriona, misja Artemis 2 - już z 4-osobową załogą na pokładzie powinna wystartować we wrześniu 2023 roku (abstrahując od licznych opóźnień, które towarzyszą misji Artemis 1 i od których bez wątpienia nie będziemy wolni przed lotem Artemis 2).
f t yt Bądź na bieżąco z tekstami, zapowiedziami, alarmami zorzowymi i wiele więcej - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebooku, obserwuj blog na Twitterze, subskrybuj materiały na kanale YouTube lub zapisz się do Newslettera.
Pozostaje trzymać kciuki
OdpowiedzUsuńTak czy owak, warto wiedzieć co się dzieje w tak ważnej sprawie, nawet jeśli nie "historycznej". A że każdy orze jak może, no cóż... Mimo wszystko mam nadzieję, że start Artemis dojdzie do skutku a program kosmiczny NASA wreszcie ruszy z miejsca.
OdpowiedzUsuń